Layout by Raion

25 kwi 2014

Szczur - "Trudniej jest żyć..."

Emptiness is filling me
To the point of agony
Growing darkness taking dawn
I was me, but now he's gone
~Metallica - ,,Fade to Black" 
Jesień nadciągała coraz głębsza. Blade, zamglone dnie wlekły się przez puste, głuche pola i równiny, by wieczorami przymierać w lasach coraz cichsze, coraz bardziej płowe. Z każdym świtem dzień wstawał leniwiej, stężał od chłodu, kryjąc szronem drzewa, krzewy i trawy. Zamierał w bolesnej ciszy.
Szczur zatrzymał swojego zgonionego, głodnego, gniadego konia, który dudnił podkutymi kopytami o bruk gościńca. Z jego chrap buchały kłęby pary, a gęsta, pożółkła z pragnienia ślina kapała z pyska. Wziął głęboki wdech i rozejrzał się po okolicy.
Gorejące słońce chowało się za głębinami horyzontu niczym rozpalona twarz, która zaraz zgaśnie i zginie. Na jego tle latały wieńce wron i kruków, co się zrywały gdzieś znad zórz, leciały nisko nad powierzchnią ziemi i krakały głucho, długo i żałośnie. W powietrze wzbijał je ostry, zimny wiatr, który mącił stężałe wody, szarpał i rwał ostatnie liście z drzew rosnących na lewo, pochylonych ku gościńcowi. Szkarłatne listowie spływało cicho na bruk niby krwawe łzy umierającego lata.
Samotny podróżnik zdawał sobie sprawę, że zmierza w dobrą stronę. Aby dotrzeć do pobliskiej wsi musi wjechać na leśną ścieżkę, która była najszybszą drogą. Obrócił wierzchowca nerwowo żującego wędzidło. Spiął go i zmusił do nieśpiesznego kłusu. Na udeptanej, wilgotnej, ziemistej dróżce konia było ledwo słychać. Zwierzę strzygło niepewnie uszami, a jego właściciel przeszywał gęstwinę bacznym wzrokiem. Nic. Głucha cisza charakterystyczna dla lasów. Tylko ćwierkanie ptaków i szelest suchych liści zaburzał stan martwoty. Pamiętał, że cel, ku któremu zmierza jest bliski. Las był duży, gęsty, ale raczej spokojny i bezpieczny, więc puścił wodze czujności. Senność i zmęczenie dała mu się we znaki. Koń również miał dość, zwiesił niemrawo głowę przechodząc do stępu. Równomierne bujanie w siodle, cichy świst wiatru, śpiew ptaków. To wszystko sprawiło, że odpłynął na kilka chwil zdając się na inteligentnego, dobrze przećwiczonego wierzchowca.
Obudził się gwałtownie. Wiedział, że człowiek jest z tego samego materiału, co jego sny. Nie śnił, więc nie istniał. Przynajmniej w mniemaniu ludzi. Być może kiedyś, gdy jego sen ogarną mary zacznie coś znaczyć, ale nie teraz. To nie ten czas i miejsce.
Do jego uszu dotarły ludzkie głosy. Ktoś przechodził nieopodal. Zatrzymał konia nasłuchując intensywnie. Dwa męskie, przerażone, żałosne tony tworzyły strzępy chaotycznej, niepewnej rozmowy. Pojedyncze słowa nie tworzyły spójnej całości. Nie chcąc się mieszać między ludzi pospieszył wierzchowca przechodząc w śmigły, przyjemny kłus. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jego koń zboczył znacznie z głównej trasy.
- Głupie bydle - warknął, karcąc ogiera, który i tak nie wziął tego do siebie.
Tutejsza trasa była zdecydowanie bardziej zarośnięta. Wijące się, pozbawione listowia gałęzie tworzyły na tle nieba istną, cudowną mozaikę. Kluczył w coraz bardziej obcym i nieprzyjaznym borze, pomiędzy kolosalnymi, prastarymi dębami. Błądził wśród ciszy, która dawała znać, że od dawna nie stąpał tędy człowiek. Nieopodal usłyszał szum strumienia. Czując pragnienie skierował tam konia. Znalazł wreszcie roziskrzony w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca strumień. Zeskoczył z grzbietu gniadosza i ukląkł przy brzegu. Nabrawszy wody w dłonie uniósł je do ust. Była chłodna, słodka i orzeźwiająca. Smak był znajomy. Zaraz przypomniało mu się górskie źródło, które dzieliło się wodą smakującą prawie identycznie. Ciekaw był ile jeszcze leśnych połaci, gór, wąwozów będzie musiał pokonać, by odnaleźć tego, który nie daje mu spokoju.
Uniósł wzrok i spojrzał przed siebie. W ułamku sekundy jego serce zabiło mocniej, a zmysły skupiły się tylko na jednym. Poczuł się jak pies, któremu ktoś macha przed nosem kawałkiem mięsa. Mężczyzna wyprostował się, wbijając zabójcze spojrzenie w zamarłą w bezruchu istotę na przeciwnym brzegu źródła. Wysoka kreatura na dwóch, masywnych palcochodnych kończynach, zakończonych długimi, łukowato zagiętymi szponami, ludzkim korpusie i nieprzyjemnej dla oka głowie, zaopatrzonej w długie kły i szczecinowaty włos, zrobiła krok do tyłu wyczuwając zagrożenie. Szczur w ułamku sekundy dosiadł konia i popędził go w kierunku istoty, która rzuciła się do ucieczki. Zwierzę przebiegło płytki strumień, rozchlapując krople krystalicznej wody na wszystkie strony. Łowca ujął w dłoń dwa puginały i ścisnął boki konia, by zmusić go do jeszcze szybszego biegu. Kreatura była szybka, ale nie na tyle, by umknąć Łowcy na śmigłym wierzchowcu. Mężczyzna cisnął w ofiarę dwoma sztyletami, które trafiły celnie w jej barki. Istota wydała z siebie zaskakująco ludzki krzyk, ale ani trochę nie wzruszył on myśliwego. Podróżnik pociągnął mocno lejce konia zatrzymując go. Zeskoczył z niego wprawnie, lądując w odległości około trzydziestu stóp od ofiary. Zamaszystym ruchem wyjął miecz z pochwy. Hybryda nie widząc innej możliwości szykowała się do walki. Do obrony miała tylko szpony i zęby. Tylko? A może aż. Nauczył się nie przeceniać swoich możliwości. Do każdego przeciwnika podchodził indywidualnie, każdego szanował pod względem umiejętności i nie poniżał go. Nie czekał na atak kreatury, pokonał dystans ich dzielący szybciej, niż spodziewała się tego dwunożna hybryda. Opuścił klingę niżej, szykując się do płaskiego cięcia w biodro. Tak też się stało. Ostrze z nieprzyjemnym dźwiękiem przecięło tkanki i zadzwoniło o kość. Szarpnął mieczem w dół, zwalając twór na ziemię. Wyszarpał ostrze, odskoczył, by uniknąć przykrego spotkania ze szponiastą stopą, a potem od góry wpakował klingę w pierś ofiary. Ta zalała się krwią, szarpała w konwulsjach i dusiła. Jej dzikie, ale zaskakująco rozumne oczy wyszły na wierzch i wbiły się w kata.
Szczur zabrał ostrze, wytarł je o kawałek materiału, a potem schował do pochwy i dosiadł konia. Czekał chwilę, by upewnić się, że hybryda zakończy żywot, a potem zawrócił konia, próbując odnaleźć ścieżkę, którą od samego początku podążał. Zawsze łatwiej mu było wyobrazić sobie swoją śmierć, niż swoje szczęście. Dla niego śmierć była łatwiejsza niż życie. 

2 komentarze:

  1. Czekałem szczerze na wątek od łowcy, i nie zawiodłem się.
    Oprócz kilku powtórzeń to jest naprawdę dobrze. Nie zwalniaj passy, czekam na drugi rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! Eh... nieszczęsne powtórzenia. Jeszcze specjalnie sprawdzałam kilka razy słowa by uniknąć powtórek i w sumie fakt, powtarzają się niektóre w tekście, ale są raczej w sporych odległościach od siebie. Jakoś nie umiem nigdy wystarczająco dużo synonimów wynaleźć dla pewnych słów. :/ Ale następnym razem jeszcze dokładniej powalczę z powtórkami! :D

      Usuń