Emptiness is filling me
To the point of agony
Growing darkness taking dawn
I was me, but now he's gone
~Metallica - ,,Fade to Black"
Jesień nadciągała coraz głębsza.
Blade, zamglone dnie wlekły się przez puste, głuche pola i równiny, by
wieczorami przymierać w lasach coraz cichsze, coraz bardziej płowe. Z każdym
świtem dzień wstawał leniwiej, stężał od chłodu, kryjąc szronem drzewa, krzewy
i trawy. Zamierał w bolesnej ciszy.
Szczur
zatrzymał swojego zgonionego, głodnego, gniadego konia, który dudnił podkutymi
kopytami o bruk gościńca. Z jego chrap buchały kłęby pary, a gęsta, pożółkła z
pragnienia ślina kapała z pyska. Wziął głęboki wdech i rozejrzał się po
okolicy.
Gorejące
słońce chowało się za głębinami horyzontu niczym rozpalona twarz, która zaraz
zgaśnie i zginie. Na jego tle latały wieńce wron i kruków, co się zrywały
gdzieś znad zórz, leciały nisko nad powierzchnią ziemi i krakały głucho, długo
i żałośnie. W powietrze wzbijał je ostry, zimny wiatr, który mącił stężałe
wody, szarpał i rwał ostatnie liście z drzew rosnących na lewo, pochylonych ku
gościńcowi. Szkarłatne listowie spływało cicho na bruk niby krwawe łzy umierającego
lata.
Samotny
podróżnik zdawał sobie sprawę, że zmierza w dobrą stronę. Aby dotrzeć do
pobliskiej wsi musi wjechać na leśną ścieżkę, która była najszybszą drogą.
Obrócił wierzchowca nerwowo żującego wędzidło. Spiął go i zmusił do
nieśpiesznego kłusu. Na udeptanej, wilgotnej, ziemistej dróżce konia było ledwo
słychać. Zwierzę strzygło niepewnie uszami, a jego właściciel przeszywał
gęstwinę bacznym wzrokiem. Nic. Głucha cisza charakterystyczna dla lasów. Tylko
ćwierkanie ptaków i szelest suchych liści zaburzał stan martwoty. Pamiętał, że
cel, ku któremu zmierza jest bliski. Las był duży, gęsty, ale raczej spokojny i
bezpieczny, więc puścił wodze czujności. Senność i zmęczenie dała mu się we
znaki. Koń również miał dość, zwiesił niemrawo głowę przechodząc do stępu.
Równomierne bujanie w siodle, cichy świst wiatru, śpiew ptaków. To wszystko
sprawiło, że odpłynął na kilka chwil zdając się na inteligentnego, dobrze
przećwiczonego wierzchowca.
Obudził
się gwałtownie. Wiedział, że człowiek jest z tego samego materiału, co jego
sny. Nie śnił, więc nie istniał. Przynajmniej w mniemaniu ludzi. Być może
kiedyś, gdy jego sen ogarną mary zacznie coś znaczyć, ale nie teraz. To nie ten
czas i miejsce.
Do jego
uszu dotarły ludzkie głosy. Ktoś przechodził nieopodal. Zatrzymał konia nasłuchując
intensywnie. Dwa męskie, przerażone, żałosne tony tworzyły strzępy chaotycznej,
niepewnej rozmowy. Pojedyncze słowa nie tworzyły spójnej całości. Nie chcąc się
mieszać między ludzi pospieszył wierzchowca przechodząc w śmigły, przyjemny
kłus. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jego koń zboczył znacznie z
głównej trasy.
- Głupie bydle - warknął, karcąc ogiera, który i tak nie
wziął tego do siebie.
Tutejsza
trasa była zdecydowanie bardziej zarośnięta. Wijące się, pozbawione listowia
gałęzie tworzyły na tle nieba istną, cudowną mozaikę. Kluczył w coraz bardziej
obcym i nieprzyjaznym borze, pomiędzy kolosalnymi, prastarymi dębami. Błądził
wśród ciszy, która dawała znać, że od dawna nie stąpał tędy człowiek. Nieopodal
usłyszał szum strumienia. Czując pragnienie skierował tam konia. Znalazł
wreszcie roziskrzony w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca strumień.
Zeskoczył z grzbietu gniadosza i ukląkł przy brzegu. Nabrawszy wody w dłonie
uniósł je do ust. Była chłodna, słodka i orzeźwiająca. Smak był znajomy. Zaraz
przypomniało mu się górskie źródło, które dzieliło się wodą smakującą prawie
identycznie. Ciekaw był ile jeszcze leśnych połaci, gór, wąwozów będzie musiał
pokonać, by odnaleźć tego, który nie daje mu spokoju.
Uniósł wzrok i spojrzał przed
siebie. W ułamku sekundy jego serce zabiło mocniej, a zmysły skupiły się tylko
na jednym. Poczuł się jak pies, któremu ktoś macha przed nosem kawałkiem mięsa.
Mężczyzna wyprostował się, wbijając zabójcze spojrzenie w zamarłą w bezruchu
istotę na przeciwnym brzegu źródła. Wysoka kreatura na dwóch, masywnych palcochodnych
kończynach, zakończonych długimi, łukowato zagiętymi szponami, ludzkim korpusie
i nieprzyjemnej dla oka głowie, zaopatrzonej w długie kły i szczecinowaty włos,
zrobiła krok do tyłu wyczuwając zagrożenie. Szczur w ułamku sekundy dosiadł
konia i popędził go w kierunku istoty, która rzuciła się do ucieczki. Zwierzę
przebiegło płytki strumień, rozchlapując krople krystalicznej wody na wszystkie
strony. Łowca ujął w dłoń dwa puginały i ścisnął boki konia, by zmusić go do
jeszcze szybszego biegu. Kreatura była szybka, ale nie na tyle, by umknąć Łowcy
na śmigłym wierzchowcu. Mężczyzna cisnął w ofiarę dwoma sztyletami, które
trafiły celnie w jej barki. Istota wydała z siebie zaskakująco ludzki krzyk,
ale ani trochę nie wzruszył on myśliwego. Podróżnik pociągnął mocno lejce konia
zatrzymując go. Zeskoczył z niego wprawnie, lądując w odległości około
trzydziestu stóp od ofiary. Zamaszystym ruchem wyjął miecz z pochwy. Hybryda
nie widząc innej możliwości szykowała się do walki. Do obrony miała tylko
szpony i zęby. Tylko? A może aż. Nauczył się nie przeceniać swoich możliwości.
Do każdego przeciwnika podchodził indywidualnie, każdego szanował pod względem
umiejętności i nie poniżał go. Nie czekał na atak kreatury, pokonał dystans ich
dzielący szybciej, niż spodziewała się tego dwunożna hybryda. Opuścił klingę
niżej, szykując się do płaskiego cięcia w biodro. Tak też się stało. Ostrze z
nieprzyjemnym dźwiękiem przecięło tkanki i zadzwoniło o kość. Szarpnął mieczem
w dół, zwalając twór na ziemię. Wyszarpał ostrze, odskoczył, by uniknąć
przykrego spotkania ze szponiastą stopą, a potem od góry wpakował klingę w
pierś ofiary. Ta zalała się krwią, szarpała w konwulsjach i dusiła. Jej dzikie,
ale zaskakująco rozumne oczy wyszły na wierzch i wbiły się w kata.
Szczur zabrał ostrze, wytarł je o
kawałek materiału, a potem schował do pochwy i dosiadł konia. Czekał chwilę, by
upewnić się, że hybryda zakończy żywot, a potem zawrócił konia, próbując
odnaleźć ścieżkę, którą od samego początku podążał. Zawsze łatwiej mu było
wyobrazić sobie swoją śmierć, niż swoje szczęście. Dla niego śmierć była
łatwiejsza niż życie.
Czekałem szczerze na wątek od łowcy, i nie zawiodłem się.
OdpowiedzUsuńOprócz kilku powtórzeń to jest naprawdę dobrze. Nie zwalniaj passy, czekam na drugi rozdział.
Dzięki wielkie! Eh... nieszczęsne powtórzenia. Jeszcze specjalnie sprawdzałam kilka razy słowa by uniknąć powtórek i w sumie fakt, powtarzają się niektóre w tekście, ale są raczej w sporych odległościach od siebie. Jakoś nie umiem nigdy wystarczająco dużo synonimów wynaleźć dla pewnych słów. :/ Ale następnym razem jeszcze dokładniej powalczę z powtórkami! :D
Usuń