Layout by Raion

17 kwi 2014

Księżniczka Izolda - ' Okrutne przeznaczenie '

' Czas przemija, wypowiedziane słowo pozostaje...'
Lew Tołstoj 



- Izolda! – usłyszałam dobrze mi znany krzyk ojca.
Siedziałam aktualnie przy oknie, wpatrując się w królestwo jednocześnie rozczesując swoje czarne i gęste włosy. Wiedziałam, że za parę sekund tu wejdzie, więc tylko wzięłam głęboki wdech i wydech. Zaczęłam odliczanie.
 Trzy, dwa, jeden…
Drzwi się otwarły, a do mojej komnaty wparował król Valthan II we własnej osobie, otoczony przez dwóch łowców. Natychmiast wstałam i odłożyłam szczotkę na toaletkę, by następnie z opuszczoną głową wysłuchać Władce Imperium.
- Tak, ojcze? – zapytałam niepewnie. Czułam, że jego osobista wizyta była prawdopodobnie spowodowana wczorajszym wydarzeniem z trzeba kobietami. Jedna z nich umarła praktycznie w moich rękach. Ciągle czułam na sobie jej wrogie spojrzenie i krew.
- Wyjeżdżasz – rzekł ni stąd ni zowąd.. Zaskoczona podniosłam głowę, oczekując dalszego wyjaśnienia – wyruszysz z misją pokojową do sąsiadującego z nami królestwa króla Jakuba I. Dobrze wiesz, że od lat staczaliśmy z nimi krwawe wojny i w końcu postanowiliśmy to zakończyć.
- Rozumiem, ale dlaczego ja mam tam jechać? – czy on chciał mnie wydać za mąż? Chciał zrobić ze mnie kartę przetargową? Zaczęłam zaciskać pięści w gniewie, nie miałam zamiaru mu ustąpić, sama miałam zamiar zdecydować,  za kogo wyjdę.
- Gdyż mnie tu trzymają pewne… sprawy – przy ostatnim słowie podszedł do okna i spojrzał na plac główny, gdzie odbywały się kary śmierci. Mężczyzna w czarnym stroju, ostrzył tam swoją broń, którą odcinał głowy. – odbędzie się tam bal pokojowy. Nie mam zupełnego pojęcia, po jakie licho to organizuje, ale mimo wszystko ktoś z królewskiej rodziny musi się tam stawić.
To było takie typowe dla niego. Zawsze wykręcał się od balów czy różnych wystrojowych uczt. Od uprowadzenia matki unikał ich jak ognia. Twierdził, że w tym czasie można zgładzić wiele stworów nocnych. Skrycie posądzałam go o obsesje, ale jednak… troszczył się o Wolsedore.
- Oczywiście, pojadę tam – odpowiedziałam, rozluźniając swe ręce. Nagle król odwrócił się w moją stronę i podszedł do mnie. Chwycił mą twarz w swe dłonie i ucałował czule w czoło.
- Przepraszam, że wysyłam cię w tak długą oraz niebezpieczną podróż. Obiecuję, że zabiorą się z tobą najlepsi łowcy – posłał mi uśmiech. Jego wyraz twarzy wyrażał niepokój i troskę. Naprawdę wolał, bym była tu, w Wolsedore. Dbał o moje życie i kochał – jesteś taka piękna, tak bardzo przypominasz swoją matkę – przymknął na chwilę oczy, by pozbyć się okrutnych wspomnień – zabije wszystkie bestie, byle byś była bezpieczna – wziął mnie w swoje objęcia i mocno uściskał. Rzadko kiedy obdarowywał mnie takimi gestami, to było aż dziwne. Zazwyczaj był oschły i zamknięty na uczucia innych. Nie okazywał swoich emocji, nawet mnie. A mimo wszystko miał swoje chwile słabości. Niestety one objawiały się niezwykle rzadko. Czułam jak po moim policzku spływa pojedyncza łza. Objęłam go w pasie i przegryzłam swoją dolną wargę. Wtedy czar prysł i Valthan II osunął się jak poparzony, by następnie wyjść z mojej komnaty bez słowa. Wróciłam na swoje miejsce i znowu zaczęłam rozczesywać swoje włosy.
Czekał mnie bal pokojowy, gdzie będę musiała najprawdopodobniej tańczyć z księciem Michaiłem. Był on wysoki, tęgi z blond włosami na głowie i kozią bródką. Należał on do osób bardzo próżnych, z którymi niechętnie się zadawałam. Uważał się za wspaniałomyślnego oraz niebiańsko przystojnego. Na dodatek złego, uwodzi wszystkie mieszkanki swego królestwa. Nieważne czy to szlachcianka czy pomywaczka, ważne by miała piękną twarz i zgrabne ciało.
Po długim czasie osobistych przemyśleń, musiałam się przewietrzyć. Moje nogi same pomaszerowały poza tereny zamku. Jednak za nim wyszłam, okryłam się granatową peleryną. Czułam się swobodnie w terenie, gdzie nie pilnowali mnie na każdym kroku służący czy też łowcy. Po półgodzinnym spacerze znalazłam się w lesie, zupełnie sama. Nie słyszałam głośnych rozmów ludzi oraz rozkazów ojca. Teraz upajałam się chwilą wolności. Dosłownie chwilą.
W pewnym momencie usłyszałam czyjeś kroki. Należały do jednej osoby, która zaraz miała mi się wyłonić. Wyprostowałam się niezgrabnie i cofnęłam krok w tył. Moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna o czarnych włosach i zielonych oczach  z delikatnym zarostem na twarzy.
- Tristan? – dopiero teraz mu się dokładnie przyjrzałam. Był umięśniony i pewny siebie. Na policzku miał małą bliznę, pewnie po jednej z walk. Odziany w czarne spodnie i koszule. Jego miecz, który znajdował się w pochwie, dodawał mu niebezpiecznego wyglądu. Musiałam przyznać, że był bardzo przystojnym łowcą.
- Co tu księżniczka robi? Może zapomniała księżniczka drogi, odprowadzić? – zapytał, najwyraźniej zdziwiony moim widokiem. Natychmiast się pokłonił, a ja się zażenowałam. Mimo upływu lat, ciągle nie mogłam się do tego przyzwyczaić.
- Nie, nie. Tak tylko spaceruje – odpowiedziałam z szczerym uśmiechem na twarzy – i mówiłam już, byś mnie nie tytułował.
- To nieprzyzwoite. Mi jako łowcy, tak nie wypada – rzekł oficjalnym tonem, a ja tylko westchnęłam znużona jego wyznaniem.
- Obiecuje, że to będzie nasza tajemnica.  Udawaj, że jestem zwykłą dziewoją – zaśmiałam się, a on rozszerzył oczy.
- Księżniczka źle się chyba czuje – stwierdził, próbując powstrzymać uśmiech.
- Izolda, chciałeś powiedzieć – pokręcił z niedowierzaniem głową i jego wyraz twarzy wyraźnie mówił, że dał za przegraną – zechciałbyś mi towarzyszyć? – przegryzłam dolną wargę trochę zachęcająco. Ten podał mi swoje ramie, które wdzięcznie przyjęłam – od kiedy jesteś łowcą? – zagadnęłam podczas naszej przechadzki.
- Od 8 lat.
- Czyli masz 26 lat – zauważyłam, a ten w odpowiedzi kiwnął tylko głową – dlaczego wcześniej cię nie widziałam?
- Być może dlatego, ponieważ wyruszałem na misje i ciągle patrolowałem teren. Rzadko przebywam w zamku. Wczoraj byłem wezwany przez króla, dlatego cię spotkałem.
- I zabiłeś jedną z kobiet – wymsknęło mi się niechcąco, przez co spojrzałam się w drugą stronę.
- Była wiedźmą – przypomniał. „Ja też nią jestem!”, mówił mój wewnętrzny głos – poza tym zaatakowała cię wczoraj.
- Być może – uśmiechnęłam się smutno. Z przykrością puściłam jego ramię – wybacz, ale rozbolała mnie głowa. Powinnam wrócić do zamku – wyrzuciłam.
- Powiedziałem coś nie tak, księżniczko? – zapytał zaniepokojony, rozmyślając nad tym, co mówił wcześniej.
- Nie, po prostu głowa mnie rozbolała.
- Proszę wybaczyć, ale wychowałem się z trzema siostrami i matką. Z doświadczenia wiem, że jeśli nie służy im kogoś towarzystwo, tłumaczą się bólem głowy. Czy mylę się? – przymknęłam na chwilę oczy. Westchnęłam ciężko, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć.
- Nie mylisz się. Jednak pragnę rozmowy z osobą, która potrafi dojrzeć to, co niewidoczne dla oka – rzekłam wyniośle – a ty nawet nie potrafisz zwracać się do mnie po imieniu – zacisnął pięści. Rozłościło go to. Odwróciłam się do niego placami, zakładając równocześnie kaptur na głowę i ruszyłam w stronę zamku.
A kiedy znalazłam się na placu głównym, urządzali przedstawienie. A dokładniej uśmiercali dwie kobiety, które miałam zaszczyt wczoraj „poznać”. Podeszłam zakapturzona przed wzniesienie i spojrzałam w ich mokre od łez twarze. Były torturowane, jedna z nich miała całą suknie w krwi. Wyglądało to mało przyjemnie. W pewnym momencie jedna z nich podniosła głowę i wpatrywała się wprost we mnie. Spanikowałam. Ich szyje były ozdobione starymi sznurami. Zaraz miały zawisnąć.
- Księżniczko! – wykrzyknęła jedna z nich. Stałam nieruchomo, czując na sobie zdziwione spojrzenia innych – oh księżniczko! – jej wzrok stał się nieobecny. Wyglądała, jakby nie czuła tego, że tu jest i zaraz zginie – twoje przeznaczenie jest potworne! Tak jak ty mordujesz swoich, tak i ciebie zamordują twoi! Zostaniesz zdradzona przez najbliższych, będziesz cierpieć bardziej niż my! – zaśmiała się, a po placu rozległy się szepty, komentujące jej słowa. Każdy coś mówił i się patrzył. Oczekiwali mojej reakcji – zginiesz w męczarniach, tak jak twój ojciec! – ten śmiech docierał do najskrytszych zakamarków mojego umysłu, przez co nie mogłam pozbierać myśli i się skupić. Co się działo, co się działo?!

- Zabić ją! Natychmiast! – usłyszałam mojego ojca oraz poczułam czyjeś dłonie na swoim ramieniu. Odciągały mnie od placu, zabierały do bezpiecznej komnaty. Ta przepowiednia… całe Imperium miało się o tym dowiedzieć! Miałam zginąć w nędzy i cierpieniu. Zdradzona przez bliskich, to niemożliwe. Ona wiedziała, że jestem magiem. Tylko skąd?! Skąd mogła to wiedzieć…

2 komentarze:

  1. Wyczuwam ucieczkę księżniczki lub spisek. Naprawdę mi się podoba, mało czytałem takich rzeczy, ale tutaj akcja wciąga mnie tak, że z każdą częścią mam ochotę zjadać tego więcej.
    Nie trać zaangażowania, pamiętaj.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak myślałam, że pojawi się tu znowu Tristan ;) a tak generalnie - super - bardzo mi się podoba jak piszesz i potwornie wciąga ^^

    OdpowiedzUsuń