' Czas przemija, wypowiedziane słowo pozostaje...'
Lew Tołstoj
- Izolda! – usłyszałam dobrze mi znany krzyk ojca.
Siedziałam aktualnie przy oknie, wpatrując się w królestwo
jednocześnie rozczesując swoje czarne i gęste włosy. Wiedziałam, że za parę
sekund tu wejdzie, więc tylko wzięłam głęboki wdech i wydech. Zaczęłam
odliczanie.
Trzy, dwa, jeden…
Drzwi się otwarły, a do mojej komnaty wparował król Valthan
II we własnej osobie, otoczony przez dwóch łowców. Natychmiast wstałam i odłożyłam
szczotkę na toaletkę, by następnie z opuszczoną głową wysłuchać Władce
Imperium.
- Tak, ojcze? – zapytałam niepewnie. Czułam, że jego
osobista wizyta była prawdopodobnie spowodowana wczorajszym wydarzeniem z trzeba
kobietami. Jedna z nich umarła praktycznie w moich rękach. Ciągle czułam na
sobie jej wrogie spojrzenie i krew.
- Wyjeżdżasz – rzekł ni stąd ni zowąd.. Zaskoczona podniosłam
głowę, oczekując dalszego wyjaśnienia – wyruszysz z misją pokojową do sąsiadującego
z nami królestwa króla Jakuba I. Dobrze wiesz, że od lat staczaliśmy z nimi
krwawe wojny i w końcu postanowiliśmy to zakończyć.
- Rozumiem, ale dlaczego ja mam tam jechać? – czy on chciał
mnie wydać za mąż? Chciał zrobić ze mnie kartę przetargową? Zaczęłam zaciskać
pięści w gniewie, nie miałam zamiaru mu ustąpić, sama miałam zamiar
zdecydować, za kogo wyjdę.
- Gdyż mnie tu trzymają pewne… sprawy – przy ostatnim słowie
podszedł do okna i spojrzał na plac główny, gdzie odbywały się kary śmierci. Mężczyzna
w czarnym stroju, ostrzył tam swoją broń, którą odcinał głowy. – odbędzie się
tam bal pokojowy. Nie mam zupełnego pojęcia, po jakie licho to organizuje, ale
mimo wszystko ktoś z królewskiej rodziny musi się tam stawić.
To było takie typowe dla niego. Zawsze wykręcał się od balów
czy różnych wystrojowych uczt. Od uprowadzenia matki unikał ich jak ognia.
Twierdził, że w tym czasie można zgładzić wiele stworów nocnych. Skrycie
posądzałam go o obsesje, ale jednak… troszczył się o Wolsedore.
- Oczywiście, pojadę tam – odpowiedziałam, rozluźniając swe
ręce. Nagle król odwrócił się w moją stronę i podszedł do mnie. Chwycił mą
twarz w swe dłonie i ucałował czule w czoło.
- Przepraszam, że wysyłam cię w tak długą oraz niebezpieczną
podróż. Obiecuję, że zabiorą się z tobą najlepsi łowcy – posłał mi uśmiech.
Jego wyraz twarzy wyrażał niepokój i troskę. Naprawdę wolał, bym była tu, w
Wolsedore. Dbał o moje życie i kochał – jesteś taka piękna, tak bardzo
przypominasz swoją matkę – przymknął na chwilę oczy, by pozbyć się okrutnych
wspomnień – zabije wszystkie bestie, byle byś była bezpieczna – wziął mnie w
swoje objęcia i mocno uściskał. Rzadko kiedy obdarowywał mnie takimi gestami,
to było aż dziwne. Zazwyczaj był oschły i zamknięty na uczucia innych. Nie
okazywał swoich emocji, nawet mnie. A mimo wszystko miał swoje chwile słabości.
Niestety one objawiały się niezwykle rzadko. Czułam jak po moim policzku spływa
pojedyncza łza. Objęłam go w pasie i przegryzłam swoją dolną wargę. Wtedy czar
prysł i Valthan II osunął się jak poparzony, by następnie wyjść z mojej komnaty
bez słowa. Wróciłam na swoje miejsce i znowu zaczęłam rozczesywać swoje włosy.
Czekał mnie bal pokojowy, gdzie będę musiała
najprawdopodobniej tańczyć z księciem Michaiłem. Był on wysoki, tęgi z blond włosami
na głowie i kozią bródką. Należał on do osób bardzo próżnych, z którymi
niechętnie się zadawałam. Uważał się za wspaniałomyślnego oraz niebiańsko
przystojnego. Na dodatek złego, uwodzi wszystkie mieszkanki swego królestwa. Nieważne
czy to szlachcianka czy pomywaczka, ważne by miała piękną twarz i zgrabne ciało.
Po długim czasie osobistych przemyśleń, musiałam się
przewietrzyć. Moje nogi same pomaszerowały poza tereny zamku. Jednak za nim
wyszłam, okryłam się granatową peleryną. Czułam się swobodnie w terenie, gdzie
nie pilnowali mnie na każdym kroku służący czy też łowcy. Po półgodzinnym
spacerze znalazłam się w lesie, zupełnie sama. Nie słyszałam głośnych rozmów
ludzi oraz rozkazów ojca. Teraz upajałam się chwilą wolności. Dosłownie chwilą.
W pewnym momencie usłyszałam czyjeś kroki. Należały do
jednej osoby, która zaraz miała mi się wyłonić. Wyprostowałam się niezgrabnie i
cofnęłam krok w tył. Moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna o czarnych włosach
i zielonych oczach z delikatnym zarostem
na twarzy.
- Tristan? – dopiero teraz mu się dokładnie przyjrzałam. Był
umięśniony i pewny siebie. Na policzku miał małą bliznę, pewnie po jednej z
walk. Odziany w czarne spodnie i koszule. Jego miecz, który znajdował się w
pochwie, dodawał mu niebezpiecznego wyglądu. Musiałam przyznać, że był bardzo
przystojnym łowcą.
- Co tu księżniczka robi? Może zapomniała księżniczka drogi,
odprowadzić? – zapytał, najwyraźniej zdziwiony moim widokiem. Natychmiast się
pokłonił, a ja się zażenowałam. Mimo upływu lat, ciągle nie mogłam się do tego
przyzwyczaić.
- Nie, nie. Tak tylko spaceruje – odpowiedziałam z szczerym
uśmiechem na twarzy – i mówiłam już, byś mnie nie tytułował.
- To nieprzyzwoite. Mi jako łowcy, tak nie wypada – rzekł
oficjalnym tonem, a ja tylko westchnęłam znużona jego wyznaniem.
- Obiecuje, że to będzie nasza tajemnica. Udawaj, że jestem zwykłą dziewoją – zaśmiałam
się, a on rozszerzył oczy.
- Księżniczka źle się chyba czuje – stwierdził, próbując
powstrzymać uśmiech.
- Izolda, chciałeś powiedzieć – pokręcił z niedowierzaniem głową
i jego wyraz twarzy wyraźnie mówił, że dał za przegraną – zechciałbyś mi
towarzyszyć? – przegryzłam dolną wargę trochę zachęcająco. Ten podał mi swoje
ramie, które wdzięcznie przyjęłam – od kiedy jesteś łowcą? – zagadnęłam podczas
naszej przechadzki.
- Od 8 lat.
- Czyli masz 26 lat – zauważyłam, a ten w odpowiedzi kiwnął
tylko głową – dlaczego wcześniej cię nie widziałam?
- Być może dlatego, ponieważ wyruszałem na misje i ciągle
patrolowałem teren. Rzadko przebywam w zamku. Wczoraj byłem wezwany przez
króla, dlatego cię spotkałem.
- I zabiłeś jedną z kobiet – wymsknęło mi się niechcąco,
przez co spojrzałam się w drugą stronę.
- Była wiedźmą – przypomniał. „Ja też nią jestem!”, mówił
mój wewnętrzny głos – poza tym zaatakowała cię wczoraj.
- Być może – uśmiechnęłam się smutno. Z przykrością puściłam
jego ramię – wybacz, ale rozbolała mnie głowa. Powinnam wrócić do zamku –
wyrzuciłam.
- Powiedziałem coś nie tak, księżniczko? – zapytał
zaniepokojony, rozmyślając nad tym, co mówił wcześniej.
- Nie, po prostu głowa mnie rozbolała.
- Proszę wybaczyć, ale wychowałem się z trzema siostrami i
matką. Z doświadczenia wiem, że jeśli nie służy im kogoś towarzystwo, tłumaczą
się bólem głowy. Czy mylę się? – przymknęłam na chwilę oczy. Westchnęłam
ciężko, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć.
- Nie mylisz się. Jednak pragnę rozmowy z osobą, która
potrafi dojrzeć to, co niewidoczne dla oka – rzekłam wyniośle – a ty nawet nie
potrafisz zwracać się do mnie po imieniu – zacisnął pięści. Rozłościło go to.
Odwróciłam się do niego placami, zakładając równocześnie kaptur na głowę i
ruszyłam w stronę zamku.
A kiedy znalazłam się na placu głównym, urządzali
przedstawienie. A dokładniej uśmiercali dwie kobiety, które miałam zaszczyt
wczoraj „poznać”. Podeszłam zakapturzona przed wzniesienie i spojrzałam w ich
mokre od łez twarze. Były torturowane, jedna z nich miała całą suknie w krwi.
Wyglądało to mało przyjemnie. W pewnym momencie jedna z nich podniosła głowę i
wpatrywała się wprost we mnie. Spanikowałam. Ich szyje były ozdobione starymi
sznurami. Zaraz miały zawisnąć.
- Księżniczko! – wykrzyknęła jedna z nich. Stałam
nieruchomo, czując na sobie zdziwione spojrzenia innych – oh księżniczko! – jej
wzrok stał się nieobecny. Wyglądała, jakby nie czuła tego, że tu jest i zaraz
zginie – twoje przeznaczenie jest potworne! Tak jak ty mordujesz swoich, tak i
ciebie zamordują twoi! Zostaniesz zdradzona przez najbliższych, będziesz
cierpieć bardziej niż my! – zaśmiała się, a po placu rozległy się szepty,
komentujące jej słowa. Każdy coś mówił i się patrzył. Oczekiwali mojej reakcji
– zginiesz w męczarniach, tak jak twój ojciec! – ten śmiech docierał do
najskrytszych zakamarków mojego umysłu, przez co nie mogłam pozbierać myśli i
się skupić. Co się działo, co się działo?!
- Zabić ją! Natychmiast! – usłyszałam mojego ojca oraz poczułam
czyjeś dłonie na swoim ramieniu. Odciągały mnie od placu, zabierały do
bezpiecznej komnaty. Ta przepowiednia… całe Imperium miało się o tym
dowiedzieć! Miałam zginąć w nędzy i cierpieniu. Zdradzona przez bliskich, to
niemożliwe. Ona wiedziała, że jestem magiem. Tylko skąd?! Skąd mogła to
wiedzieć…
Wyczuwam ucieczkę księżniczki lub spisek. Naprawdę mi się podoba, mało czytałem takich rzeczy, ale tutaj akcja wciąga mnie tak, że z każdą częścią mam ochotę zjadać tego więcej.
OdpowiedzUsuńNie trać zaangażowania, pamiętaj.
Tak myślałam, że pojawi się tu znowu Tristan ;) a tak generalnie - super - bardzo mi się podoba jak piszesz i potwornie wciąga ^^
OdpowiedzUsuń