' W życiu można uciec od wszystkiego, z wyjątkiem samego siebie...'~Graham Masterton
Obudziła się w swoim łóżku. Tylko ból, który towarzyszył jej
ciału, przypominał o niedawnych zdarzeniach. Jej komnata była cała wysprzątana
po ostatnim nieporozumieniu. Lekko się podniosła i oparła na łokciach, krzywiąc
się delikatnie. Starała się wstać, chodź nie powinna. Miała leżeć i wypoczywać,
ale ona tak nie potrafiła. Zajrzała przez okno i znów podziwiała beztroskie
życie mieszkańców. Żałowała, że ona tak nie mogła mieć. Zawsze pod kontrolą i
nadmierną opieką. Rzadko miała czas dla siebie, bo każdy czegoś od niej chciał.
Nie mogła mieć własnego zdania, wszyscy decydowali za nią. Co
miała jeść, co miała robić, gdzie miała się udać.
Kiedy usłyszała nagłe pukanie do drzwi, zmarszczyła czoło i
zachrypniętym głosem rozkazała temu komuś wejść.
- Tristan? – spytała zdziwiona, po czym następnie znowu
skierowała swą głowę w stronę Wolsedore.
- Księżniczko, ja tylko na chwilę – powiedział zatroskanym głosem.
Czekał na jej odpowiedź, ale się nie doczekał. Ta bez słowa czekała na dalsze
wyjaśnienia – chciałem spytać o stan zdrowia – rzekł nieśmiało. Wtedy znowu
zaszczyciła go spojrzeniem. Nie wiedziała czy cieszyła się jego widokiem, czy
też nie. Lubiła go, przyjemnie jej się z nim rozmawiało. Jednak jego poglądy i
zasady ją odpychały, nie był człowiekiem, któremu byłaby w stanie zaufać. Nie
chce utrzymywać kontaktu z kimś, kto w głębi serca życzy jej śmierci.
- Czuję się dobrze – odpowiedziała oficjalnym tonem,
jednocześnie władczo się przy tym prostując. Mężczyzna był niezwykle zdziwiony
jej zachowaniem, jakby widział zupełnie kogoś innego – coś jeszcze? – mruknęła,
jakby od niechcenia. Nie chciała być dla niego tak nieprzyjemna, ale tak musiało
być. On na nią polował, tego raczej nie byłaby w stanie zmienić.
- Ja… nie. Chciałem tylko jeszcze powiedzieć, że podczas
wędrówki pokojowej będę panience towarzyszył – poinformował, na co ta zmrużyła
oczy. Cóż, cieszyła się. Nie jest w stanie się tego wyprzeć.
- Rada jestem, ale jestem już zmęczona i proszę o
opuszczenie mojej komnaty – nie spojrzała się nawet na niego. Czekała aż tylko
usłyszy dźwięk zamykanych drzwi, by następnie położyć się na swe łoże i skulić
pod kołdrą. Kim on dla niej był? Trudno jej było powiedzieć, ale jedno było
pewne. Mimo jego spojrzenia na życie, czuła się przy nim bezpieczna. Nie wątpiła
w jego poświęcenie i lojalność. Pragnęła nie myśleć o tym, że to wszystko tylko
z powodu jej statusu. Marzyła, by był taki ze względu na nią samą. Jednak, w co
ona wierzyła?
- Tęsknie za tobą, mamo – szepnęła sama do siebie, jakby kobieta
miałaby to usłyszeć. Tamto spotkanie bardzo ją wzruszyło i zdała sobie sprawę z
tego, jak bardzo jej potrzebuje.
Nie zdała sobie nawet sprawy z tego, kiedy zasnęła.
Nie zdała sobie nawet sprawy z tego, kiedy zasnęła.
Biegła po ciemnym lesie podczas ulewy, jakby przed czymś
uciekała. Była w samej koszuli nocnej, czuła ból w stopach. Rzucała za siebie
kulami ognia, które tworzyła w swoich dłoniach. Coś ją goniło, bała się. Była
cała mokra, włosy nachodziły jej na twarz. Nie miała pojęcia, gdzie biegnie.
- Zostaw mnie! – krzyczała cała przestraszona – jestem niewinna!
Przewróciła się. Brudna podniosła się i ruszyła dalej. Czuła
na sobie współczujące spojrzenia zwierząt, a ciche szepty roślin tylko ją
przygnębiały. Oglądała się za siebie niecierpliwie, szukała bezpiecznej
kryjówki. Wtedy wpadła w czyjeś ramiona.
- Oh, Tristan! – krzyknęła z ulgą, mocno wtulając się w jego
pierś – oni chcą mnie zabić, pomóż mi…
Wtedy poczuła jak coś ostrego wbija jej się w plecy. Nagle
zesztywniała i powoli uniosła swe spojrzenie stronę twarzy łowcy. Jego wzrok był
pusty, bezuczuciowy. To nie był on, on nie miał tak surowych oczu.
- Zostałaś skazana na karę śmierci z powodu zabójstwa króla
Vallthana II – powiedział surowo, patrząc się gdzieś w przestrzeń. Jej ciało
samo się osuwało, umierała. On ją zabił, on wykonał na niej wyrok.
- Tristan, dlaczego… - wydusiła ostatnimi resztkami sił.
- Bo jesteś wiedźmą – warknął, a następnie zgromił ją swym
wzrokiem. Ta nienawiść, te obrzydzenie i niechęć wydobywające się z jego
strony, raniły ją najbardziej…
Lubię sny, szczególnie fajnie je się czyta i tutaj także. Taka odskocznia.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział i tak jak ujął to Antycypek - urozmaicenie snami - uwielbiam takie klimaty ^^
OdpowiedzUsuńWłaśnie ogarniam się z czytaniem wszystkich postów, bo powiedzmy tak - nie miałam kiedy czytać ;)