Spacerowałam po murach zamku, w którym codziennie przebywałam
oraz sypiałam. W tajemnicy przed mym ojcem udałam się do kuchni, gdzie trzy
starsze kobiety rozmawiały w małym kąciku i nawet nie zdały sobie sprawy z
mojej obecności, ponieważ reszta naszych kucharzy latała po całym
pomieszczeniu, by uszykować królewską kolację. Podeszłam odrobinę bliżej
zaciekawiona ich tematem rozmowy. Może to nie zbyt przyzwoite zachowanie dla
księżniczki Wolsedore, ale jednak ciekawość zwyciężyła. Nadstawiłam ucho,
stojąc jednocześnie w odpowiednim miejscu.
- Oh, Margaret! – mówiła jedna z głębokim żalem w głosie –
dobrze wiesz, że król by nas za to powiesił. Ogniska starszych kobiecinek
takich jak my w lesie, same mówią za siebie. Na pstryczek i po nas! Ja mam
rodzinę i nie mam zamiaru ryzykować tylko po to, by się zabawić – stwierdziła dość
wyniośle.
- Przesadzasz, moja droga. Jeśli zrobimy to w odpowiednim
miejscu i w odpowiednim czasie, to król nadal nie będzie znał naszych imion –
zaśmiała się – to samolubny król, który w nosie ma innych, o ile nie jesteś
wiedźmą – z niechęcią stwierdziłam, ze ta kobieta miała racje.
- W tej kwestii by się nie mylił, Sarah. Gdyby tylko wiedział
jak magia potrafi ułatwić nasze pospolite życie – zaśmiała się trzecia z nich.
- Natalie, ciszej! – zaniepokoiła się zapewne Sarah,
rozglądając się następnie po całym pomieszczeniu, by upewnić się, że nikt tego
nie słyszał.
- Księżniczka? – czwarty głos, który należał do jednego z łowcy,
wystraszył mnie. Szczerze mówiąc, widziałam go pierwszy raz w życiu, ale nie
dziwił mnie fakt, iż wiedział jak wyglądał. Ojciec nie raz posyłał za mną łowców,
którzy mieli pilnować mojego życia. To było bardzo przytłaczające i
utrudniające życie – coś się dzieje? – zapytał, zauważając kobiety.
- Nie, nie. Tak tylko spacerowałam…
- Dobrze, o drugiej w nocy wyprawimy rytuał – prawdopodobnie
udobruchali Margaret, lecz nie w porę. Mężczyzna, który mnie przyłapał na podsłuchiwaniu,
usłyszał to.
- Magowie – stwierdził, wychodząc im na przód. Złapałam go
za łokieć i przyciągnęłam w swoją stronę.
- Mylisz się! – odwróciłam wzrok w inną stronę, by nie
rozpoznał drobnego przekrętu – stałam tu wystarczająco długo, by wiedzieć o
czym rozmawiają. Chodzi im o modlitwę w sprawie wnuczka jednej z nich – westchnęłam,
kiwając przy tym głową z przykrością wymalowaną na twarzy – medyk dał mu parę
dni, więc powinieneś to zrozumieć.
- Naprawdę? To dlaczego po prostu nie mówią o modlitwie
tylko rytuale?
- To starsze pokolenie, trudno zmienić ich przyzwyczajenia –
posłałam mu delikatny uśmiech i próbowałam odciągnąć od tego małego grona.
- Ja wszystko rozumiem, ale nie może księżniczka bronić tych
kreatur! – wspominałam, że kłamstwo nie było moją dobrą stroną? – jako córka
króla, powinna wasza książęca mość od razu to zgłosić, a nie próbować kryć
wiedźmy – przy tym ostatnim słowie, wzdrygnął się – magowie to straszne
stworzenia, nie możemy pozwolić im się rozprzestrzeniać. To jedne z
wredniejszych istot, najbardziej chytre. Trzeba każdą zlikwidować. Bez wyjątku.
W tym momencie spuściłam tylko głowę w duł. „Trzeba
każdą zlikwidować. Bez wyjątku”. Te słowa huczały mi w głowie, a łzy
ledwo powstrzymywałam. Czy każdy w tym mieście życzył magom śmierci? To pytanie
rozbijało mnie od środka. Bo jeśli tak, mi również jej życzyli.
Chociaż nie. Ja nie byłam już magiem. Ja się tego wyparłam,
mnie to już nie dotyczy.
Nagle spostrzegłam łowcę, który z towarzyszami brutalnie wyprowadził
starsze kobieciny z kuchni. Były zdziwione i roztrzęsione, bały się o życie.
Nie wiedziały skąd oni o tym się dowiedzieli. Wtedy spojrzały w moją stronę, a
ja nie mogłam się ruszyć. Jedna z nich, chyba Natalie, wyszarpnęła się i
podbiegła w moją stronę, chwytając mnie za ramiona i mocno mną szarpiąc zaczęła
wrzeszczeć.
- To twoja wina! Podsłuchiwałaś naszą rozmowę! Nie masz
serca, nie masz go! Jesteś taka jak król! Czujecie się lepsi… - nagle
zesztywniała i osunęła się na ziemie, patrząc się swoimi brązowymi oczyma na
mnie. Nie byłam wstanie odezwać się ani odsunąć. Z jej klatki piersiowej wystawał
miecz cały we krwi. Na ten widok padłam na kolana, nie rozumiejąc tego, co się
dzieje.
- Jesteś odpowiedzialna za moją śmierć… skończysz w piekle…
razem z tym potworem… - przerwała swoją wypowiedź, gdyż zaczęła pluć krwią
wprost na moją rubinową suknie. Nie wiedziałam nawet, kiedy zaczęłam płakać.
Strażnik gwałtownie ją ode mnie odepchnął i wziął na ręce, zabierając mnie
najdalej jak było to możliwe. Te jej oczy pełne złości i gniewu, prześladowały mnie.
Nie wiedziałam nawet, który ze strażników mnie stamtąd zabrał. Ja jej chciałam
pomóc, chciałam dobrze.
- Teraz księżniczka rozumie? – zapytał w pewnym momencie,
spoglądając na mnie troskliwie – one są niebezpieczne. Dobre serce to nie wada.
Ale jeśli księżniczka chce panować nad Imperium, musi księżniczka spojrzeć na
świat realnie.
- Nie musisz ciągle mnie tytułować. Wiem kim jestem, nie
skaże cię na chłostę – odpowiedziałam surowo – poza tym, oni mnie nienawidzą.
- Każdy ma swoich przyjaciół i wrogów. Trzeba umieć z tym
żyć.
- Jak cię zwą? – spytałam po pewnym czasie z delikatnym
wahaniem.
- Tristan, moja pani.
- Jestem Izolda – zaśmiał się – przekaż memu ojcu, iż nie będę jeść dziś
kolacji
Tristan i Izolda
OdpowiedzUsuńCiekawie się zaczyna :3
Życzę weny
Żeby nie bylo, zakochalam się w książce, dlatego te imiona <3 I'm sorry ;3
UsuńAleż fajnie jak ktoś tak nazwie postać, bardzo oryginalnie - mnie się podoba <3
OdpowiedzUsuńCiekawie, fajnie jak ktoś ginie na początku bo zachęca dalej do czytania i zwiastuje brutalność, czego pewnie w średniowieczu nie brakowało.
OdpowiedzUsuńNo, no! I co my tu mamy? :D
OdpowiedzUsuńCiekawy początek, bardzo podobała mi się reakcja jednej z kobiet. Tej, która rzuciła się na Izoldę. ;)
A więc zaczynamy z grubej rury. Księżniczka, łowcy, zabójstwo wiedźmy i obietnica smażenia się w piekle po wsze czasy. Bosko! <3
OdpowiedzUsuń