Layout by Raion

30 kwi 2014

Lucyfer - "Wspomnienia"

"Dłuższa rozłąka wzma­ga myśle­nie, uwi­doczniając siłę nieby­wałego przywiązania."

Niebo, które pamiętam było pełne smutku i nienawiści. Anioły zazdrościły Archaniołom rangi i mocy, tak naprawdę zazdrościły wszystkiego. Bez względu na to czy to było coś skromnego, czy coś co przewyższało wszystko co mieli w posiadaniu Aniołowie to i tak walka pomiędzy nimi trwała. Może ta "wojna" nie przypominała ziemskiej, ale była przerażająca, ponieważ Niżsi zaczęli się staczać coraz niżej, aż spadali, stawali ysię Upadłymi

"Anioł nie powinien żywić zazdrości" - powtarzał nasz Pan. "Anioł powinien szanować Wyższego bez względu na tego koszty, możliwe, że w przyszłości zasłuży na archanielstwo za swe zasługi" - mówił codziennie swym Sługom. Lecz przez wojnę, którą w szególności prowadzili Aniołowie, powoli zaczęła zanikać ta ranga, po jakimś czasie większość z nich upadła i już nigdy nie miała prawa wrócić. 
"Kara za uczynki" - powtarzał Gabriel swym uczniom. 
Wtedy należałem do jego uczniów, to prawda, że nauczał z wielką uwagą każdego. Uważał mnie za bardzo ambitnego dzieciaka, z przyszłością i powiadał, że z radością widziałby mnie w szeregach Archaniołów. 
Za jego sprawą też tak się stało. 
Wylądowałem w Mieście Archaniołów i tam kontynuowałem nabywanie wiedzy oraz sztuk wojennych, a także rozwijanie swych mocy archanielskich i anielskich. 
Każdego dnia robiłem co innego. Każdy dzień był czymś w rodzaju treningu. 
Aż pewnego dnia poznałem Tenebrae, najmłodszą i za razem najzdolniejszą Archanielicę. 


***

Słodkie, czarne oczy padły na moją twarz. Stanąłem jak zaczarowany przyglądając się dziewczynie zmierzającej w moją stronę. Jej ruchy były pełne gracji. Idąc uśmiechała się szeroko ukazując szereg białych, niczym perły zębów. Biodra kiwały się jakby w rytm  niesłyszalnej muzyki, a czarne, długie włosy falowały pod wpływem oporu powietrza.
Stanęła naprzeciwko mnie opierając ręce na biodrach i  przekrzywiając głowę lekko w bok. Na jej delikatnej, nieskazitelnie białej  twarzyczce w dalszym ciągu widniał uśmiech. 
- Hej, jestem Tenebrae. Poszukuję Lucyfera, z którym - jak to określił Gabriel - mam dzielić  miejsce zamieszkania.
Zdziwiłem się bezpośredniością  dziewczyny, a także zaniepokoiłem się faktem, iż wypowiedziała imię Gabriela bez krztyny szacunku. 
A także dopiero teraz zorientowałem się tym, iż Archanielica miała mieszkać u mnie. To o niej opowiadał Gabriel. O dziewczynie, która w swej przeszłości zabawiła dość czasu jako człowiek aby umrzeć. Po śmierci stanęła przed obliczem Pana, a zaś za swe zasługi w poprzednim życiu i za to jaka była otrzymała dar zostania Aniołem. I tak też się stało. Po krótkim czasie nauki bycia Aniołem dostała zaproszenie do stanięcia w szeregach Archaniołów. I tak o to wylądowała u mnie, za sprawą Pana, jak i za zaufaniem Gabriela.
Moja twarz napięła się, a po chwili rozluźniła, przy czym wyprostowałem się przyjmując przyjacielską postawę, na którą zazwyczaj nie było mnie stać. Tym razem stało się inaczej, to ta dziewczyna ciepłym i naturalnym zarazem spojrzeniem wywołała we mnie pewnego rodzaju uczucia. Zazwyczaj nie ukazuję uczuć, ponieważ są zbędne - one wszystko niszczą, ale... ona to co innego.
- Do  właściwej osoby podeszłaś, pani Tenebrae. To ja jestem Lucyfer - rzekłem, a oczy  dziewczyny  rozświetliły się  iskierkami  zaciekawienia. - Mam także w zadaniu kontynuować twoją naukę - dokończyłem. 
Tenebrae zachichotała  zakrywając usta dłonią niczym arystokratka.  Nie miałem pojęcia czym ją tak rozbawiłem, ale przeczuwałem, że w jej oczach moja postawa jest wielce zabawna.
- Mam nadzieję,  że nasza współpraca w najbliższym czasie będzie owocna i  przyjemna - powiedziała zadowolona. 
Przymróżyłem oczy
- Miejmy taką nadzieję, Tenebrae.


***

Tenebrae była pokorną uczennicą, która uczyła się z wielkim zapałem.  Z każdym dniem stawała się coraz bardziej pilna. Słuchała moich wkładów z zainteresowaniem, nawet najmniejszy szczegół był dla niej równie ważny. Z czasem staliśmy się przyjaciółmi, a ja zacząłem czuć do Tene więcej niż jako nauczyciel powinienem.


***

Stałem na balkonie przyglądając się nocnej panoramie Miasta Archaniołów. Łokcie podparłem o balustradę, a podbródek  ułożyłem na moich  splecionych placach. 
- Lucyferze -  usłyszałem cichy głos Tene.
Moje serce na dźwięk jej delikatnego, melodyjnego szeptu zabiło dwa razy mocniej, lecz nie ujawniałem mojego zainteresowania przybyciem dziewczyny. Nie miałem ochoty aby czegoś się dowiedziała. 
- Tak, Brae? - spytałem ponuro.
Nawet nie zwróciłem głowy do tyłu by przyjrzeć się Archanielicy, lecz nasłuchiwałem każdego poruszenia tej istoty.  
Tenebrae bezszelestnie znalazła się u mojego boku i oparła się o moje ramię. Położyła ostrożnie swoją główkę na mnie i westchnęła ciężko. I poczułem jak cała drży. Z niepokojem zwróciłem swoje twarde, fałszywe spojrzenie na oblicze dziewczyny.  Patrzyła na niebo, a jej włosy sklejał pot. Od jej czarnych oczu odbijał się blask księżyca i gwiazd. Gałkę oczną miała przekrwioną, co znaczyło, iż płakała. 
Bez chwili zapomnienia dłonią powędrowałem do podbródka Tene i obróciłem twarz w moją stronę. 
Oczy Brae były zapłakane, a po policzkach spływały łzy zmieszane z potem. Zacisnęła powieki w akcie niechcenia spojrzenia w moje oczy. 
- Co się stało, Tenebrae? - zapytałem z niepokojem.
Dziewczyna  wyszarpała się z mojego uścisku, którym nie wiem kiedy ją objąłem.  Stanęła plecami do mnie wycierając dłońmi twarz. 
- KoszmaryKoszmary,  Kastielu - w jej głosie słyszalny był ból
Jej ciało przeszły konwulsje, a ja ruszyłem w jej stronę. Oplotłem ją ramionami. Dziewczyna zadrżała, ale po sekundzie rozluźniła się w moim uścisku. Bez protestu Tenebrae chwyciłem ją pod nogi jedną ręką, a drugą utrzymałem na plecach i wziąłem na ręce. Ona tylko położyła dłoń na moim torsie jeżdżąc palcem wskazującym po wyżłobieniach i wznoszeniach na piersi. Czułem jej ciepły, wilgotny oddech zderzający się z moim cienkim podkoszulkiem i przedzierającym się na moją skórę, a także przyspieszające bicie serca. Przymknąłem powieki i ucałowałem dziewczynę czule w czoło. Jej skóra miękka i gorąca obiła się o moje wargi. Uczennica westchnęła zachwycona i zachichotała cicho. Wiedziała, że taki gest jest tylko dla naprawdę ważnej osoby - przynajmniej w moim wykonaniu. 
Otworzyłem szeroko oczy i spotkałem się z jej wzrokiem pełnym spokoju oraz ulgi, a na ustach błądził łobuzerski uśmieszek godny wesołej Brae. Ten uśmiech był zaraźliwy, tak jak śmiech pełen radości i naturalności. 
Ruszyłem żwawym krokiem do mojego pokoju, a ciężar jaki dawała mi ona był nikły. Wydawało mi się jakby była zrobiona z puchu. Nogi poniosły dziewczynę do łóżka należącego do mnie i ułożyłem po prawej stronie Tene odkrywając kołdrę. Gdy ona leżała już wygodnie spytałem się jej czy czegoś potrzebuje, lecz ona powiedziała szybkie "Nie", więc szybko wskoczyłem pod pierz po drugiej stronie. 
Wpatrywała się we mnie niczym bezdomny pies w kromkę chleba z masłem. Te wielkie oczy szeptały podziękowanie. 
Uśmiechnąłem się szeroko co nie leżało w mojej tradycji, ale przyszło z łatwością. I to było dobre. 
- Tene, wierzę, że już teraz nie będą cię dręczyć te koszmary. Ja się o to postaram - wyszeptałem przyciągając ją do siebie. 
Ułożyła dłonie na moich piersiach i tak oboje popadliśmy w sen.
Tene, wróć prawdziwa Tene. 


***

Tene, wróć prawdziwa Tene. 
W kółko dręczyły mnie te słowa. Odbijały się od mojego umysłu, krążyły roznosząc echo i powracały jak ból po zadanej ranie lub stracie bliskiego. 
- Nie - wyszeptałem z łzami napływającymi do oczu. - ona nie mogła spaść... 
Gabriel zwrócił swój jasny wzrok na mnie i uśmiechnął się smutno. Położył dłoń na moim ramieniu i cicho rzekł:
- Podejrzewam, że nie mogła bez twojej obecności t a m - pokazał gestem głowy na niebo. - wytrzymać. Większość Archaniołów narzekała na to co robisz na ziemi, dyskutowali nad wrzuceniem cię do Piekła. Po to tu przyszedłem. Wiem, że nie chciałeś w t e d y źle...
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie. Nawet nie zważałem na słowo Piekło, które dla każdego oznaczało koniec. 
- Bo nie c h c i a ł e m! - wrzasnąłem. - Ja... ja... ja pragnąłem aby było wszystko tak jak dawniej, chciałem pomóc po obu stronach, ale wy Archaniołowie...
Nie pozwolił zakończyć mi moich krzyków, bo wskazał na Tene. 
Dziewczyna stała nieruchomo świdrując mnie na wskroś swymi czarnymi jak noc oczami. Jej wzrok był twardy, pełen goryczy, rozpaczy i sumienia, które utkwiło w jej sercu. Czułem to jak swój własny oddech, jak czynność wykonującą w kółko i w kółko, jak wyuczony odruch. Po prostu emanowało to od niej, to wszystko było wyraziste i pełne, ale dopiero, gdy spojrzałem na nią. Dopiero teraz wyczuwałem to. Wyczuwałem uczucia, moc - po prostu wszystko. Lecz nie poczułem żadnych uczuć wobec mnie. 
Pustka. 
Bezkresna pustka.
Tenebrae ruszyła w naszą stronę powolnym i ociężałym krokiem. Stopy stawiała ostrożnie, aż po chwili zastanowienia wyrwała do biegu na pełnych obrotach, którego po jej stanie nie było można się spodziewać. Zaczęła krzyczeć przeciągłe "aaaaaaa!" jakby wyzwanie do walki. 
Bo to było wyzwanie do walki. 
Uniosła zakrwawioną klingę do góry i sunęła wprost na nas. Gabriel i ja odskoczyliśmy w idealnym momencie, a dziewczyna powtórnie zaatakowała. Oboje nie chcąc zrobić jakiejkolwiek krzywdy dawnej Archanielicy nie wyjmowaliśmy nawet broni. Czyniliśmy tylko uniki powoli kierując się w jej stronę. Lecz nie było łatwo dotrzeć do tego aby odebrać broń "przeciwniczce" rzucającej się na nas obu z wielką mocą, aż dostrzegłem okazję. Wzbiłem się na moment w powietrze na około cztery metry i wylądowałem akurat obok niej, gdy sztych broni znajdował się tuż przy Gabrielu robiącym unik. Chwyciłem ją mocno za nadgarstek i lekko wykręciłem rękę dziewczyny. Jej oczy spotkały się z moimi. Jej były pełne bólu, moje pełne niepewności. 
Miecz opadł z charakterystycznym dźwiękiem stali na podłoże, a ona jakby była jednym ciałem z bronią osunęła się na kolana. Puściłem jej rękę, gdy Gabriel podniósł broń. Przyglądał się uważnie każdemu szczegółowi. 
A ja zamiast interesować się tym co on, spoglądałem na nią. 
Jej włosy zakryły twarz niczym za kotarą. 
- Tenebrae, tyle czasu - wyszeptałem. 
Podniosła głowę lekko do góry, a mój wzrok spotkał się z jej wściekłym spojrzeniem, które po chwili złagodniało. 
I poczułem przez dosłownie moment - wyraz rozpoznania. 
- Lucyfer? - spytała cicho. 
Moje serce podskoczyło do góry, tak jak moja głowa uniosła się wyżej. 
A na twarzy zawitał uśmiech.
- Tak. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz