- Podsumowując: Ojciec wciąż się nie
odezwał, więc zaczęliście bez Jego wiedzy tworzyć nowe anioły,
które okazały się z nieznanych wam przyczyn od razu buntować
i uciekać na Ziemię. Jesteś zdruzgotany, że „twoje dzieci”
nie chcą cię słuchać, a Raphael założył się z tobą, że
doprowadzi „swoich” do porządku zanim ty zrobisz to z
„własnymi”. Jeśli wygrasz, dostaniesz we władanie centralną i
zachodnią Europę, a jeśli przegrasz, oddasz mu wyspy pacyficzne.
Raph, by poskromić nowych zaczął uczyć ich sztuk walki, przez co
stracił obie nogi i lewe przedramię, w konsekwencji czego musi
przez kilka najbliższych miesięcy wysłuchiwać modlitw by się
naładować i odbudować ciało. Ty, nie chcąc popełnić jego
błędów, zabrałeś dopiero co stworzone anioły na wycieczkę
po Ziemi. Okazały się sprytniejsze od ciebie, i uciekły po
niecałych dziesięciu minutach. A ty postanowiłeś wrócić
do nieba, zgłosić sprawę wojownikom i po prostu istnieć dalej?
- Tak, właśnie tak.
- To działanie bardzo w moim stylu. Nie
twoim, Michale. Aczkolwiek podziwiam cię. A teraz wybacz mi.
Wstałam, otrzepałam sukienkę i
zeskoczyłam z głazu. Wbiegłam do jaskini, przebrałam się w skóry
i zmieniłam fryzurę na koński ogon związany rzemieniem na czubku
głowy. Wychodząc wypuściłam skrzydła i przywołałam swą
ulubioną broń – miecz z metrowym ostrzem, z rękojeścią
grawerowaną w kwiaty lilii, róże i ciernie podobne do tych,
z których składała się niechlubna korona Syna Bożego.
Michał stał w wejściu i wpatrywał się we mnie z nieskrywanym
przerażeniem.
- Wyglądasz... wyglądasz...
- Jak upadła. Tak, wiem, wyglądam
wspaniale.
Rozłożyłam skrzydła i pozwoliłam
im młócić leniwie powietrze.
- Gdzie się wybierasz? - spytał
Michał, wreszcie odzyskując nad sobą panowanie.
- Na polowanie. A gdzie niby? Wracaj do
domu Michale. I pozdrów ode mnie Raphaela. Życzyłabym mu
powrotu do zdrowia, ale kazałby mi spieprzać.
Nie patrząc czy zniknął, wzbiłam
się w nocne niebo.
Pierwszego znalazłam ledwie piętnaście
minut później. Istota stworzona przez nieporadną rękę
anioła – która sama aniołem z pewnością nie była –
wyglądała niczym nastoletni śmiertelnik obserwujący piękne młode
damy – z bezpiecznej odległości i ukrycia, rzecz jasna. Jego
krótkie jasne włosy powiewały na chłodnej nocnej bryzie,
smukłe ciało odziane było w luźną brązową szatę sięgającą
kolan, która poruszała się lekko. Siedział na jednym z
kilkunastu głazów obserwując... parę kopulujących
niedźwiedzi. Gdy podleciałam bliżej, wyjaśniła się sprawa
poruszającej się szaty.
Błagam, tylko nie to...
Gdybym była człowiekiem, pewnie
poczułabym się zakłopotana i niepewna. Byłam jednak upadłą, i
poczułam jedynie obrzydzenie. Zanim zorientował się w sytuacji,
siedziałam obok niego.
- Mógłbyś chociaż podglądać
ludzie. Zwierzęta? No błagam, to obrzydliwe!
Wydał przeraźliwy krzyk i zerwał się
na nogi, nerwowo wyrywając rękę spod szaty. Potem spojrzał na
mnie. Taksował mnie wzrokiem, zupełnie nie zwracając uwagi na moje
czarne skrzydła. Zdzieliłam go więc jednym z nich, przez co
poleciał twarzą prosto w kamień.
- Jak cię zwą? - spytałam, chowając
miecz. Dzieciak nie stanowił zagrożenia.
- Trzeci. Zwą mnie trzeci. A ty... ty
jesteś upadłą!
- A ty czym jesteś?
- Ja... No... Ja jestem aniołem.
- Nie, nie jesteś. Jesteś istotą o
mentalności, i, jak widać, potrzebach charakterystycznych ludziom,
z nadnaturalnymi mocami i skrzydłami.
- Ale ja jestem aniołem! Przecież
byłem w niebie!
- Zostałeś stworzony przez anioły.
Nie ma w tobie jednak nic bożego.
- Och.
- No właśnie, och. Daj mi rękę
zobaczymy co da się z tym zrobić.
Wyciągnął w moją stronę prawą
dłoń. Skrzywiłam się.
- O nie, spryciarzu. Tę drugą dłoń.
Złapałam go za rękę, na której
natychmiast pojawiły się kajdany uniemożliwiające ucieczkę
aniołom.
- Teraz sobie porozmawiamy. Sprawa
wygląda tak. Jesteś istotą o nadnaturalnych zdolnościach, która
nie powinna opuszczać miejsca stworzenia, inaczej nie przeżyje
dwudziestu czterech godzin. Nie jesteś, i nigdy nie będziesz
aniołem. Mogę jednak zrobić z ciebie upadłego.
- I wtedy przeżyję?
- Myliłam się. Poza anielskimi mocami
masz też naszą inteligencję, choć pozory wskazują na coś
zupełnie innego. Tak, wtedy przeżyjesz.
- No do dzieła.
Kazałam mu uklęknąć. Już nieraz
czyniłam tych z góry upadłymi. Uwielbiałam tą siłę, ich
świętość wlewającą się w moje ciało, czyniąc mnie
potężniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.
Wykorzystałam ostrze, którego
zawsze używałam do tego celu – Gees*, bowiem nie miało ono formy
rzeczywistej.
Przyklękłam przed nim, robiąc
niewielkie cięcie na swoim nadgarstku.
A potem wbiłam sztylet w jego serce,
przekręcając dwa razy zgodnie ze wskazówkami zegara. Podniosłam się błyskawicznie, obróciłam go siłą woli i
skropiłam krwią jego śnieżnobiałe skrzydła, które w
kontakcie mieszaniny naszej krwi natychmiast zaczęły gnić. Pióra
stały się brudne, kleiste, zaczęły wydzielać nieprzyjemną woń
zgnilizny. Gdy wszystkie osiągnęły ten stan, wypadły,
pozostawiając pusty szkielet. Skropiłam go delikatnie krwią, która
rozeszła się tworząc delikatną błonę na kościach. Kiedy cały
szkielet pokrył się błoną, ta pękła a jej miejsce zastąpiły
matowe czarne skrzydła, które kiedyś miały nabrać blasku.
Wstałam, obracając młodzieńca ku
sobie i zdjęłam z jego nadgarstków kajdany. Stał przede
mną z pochyloną głową. Powoli zbliżyłam się do niego,
rozrywając szatę w miejscu, gdzie wbiłam sztylet. Przesunęłam po
ranie czubkiem języka, zamykając ją i za pomocą mojej śliny
czyniąc z niego mojego niewolnika. Uznałam, że żywy przyda się
bardziej.
- Spójrz na mnie.
Posłusznie podniósł głowę,
patrząc na mnie czarnymi teraz oczami.
- Pani.
Jego głos także nabrał mocy. Nie był
już dźwiękiem przypominającym ryk rannego zwierzęcia, a głosem
zabójcy. Gładkim, o mocy pozwalającej mu zawładnąć
śmiertelnikiem za pomocą samych tylko słów. Stał się też
wyższy, masywniejszy. Nie był już nastolatkiem. Nie był już
nieudaną próbą stworzenia anioła. Był istotą doskonałą.
Bez serca, bez sumienia, nie znającą litości.
- Od teraz będziesz nazywał się
Beyron. Będziesz mi służył. Będziesz szpiegował i składał mi
regularne raporty. Po zmroki będziesz zakradał się do miasta,
chodził między mieszkańcami dworu króla i poznawał ich i
jego działania.
- Tak, pani.
- Ruszaj, Beyronie. Spraw, bym była z
ciebie dumna.
- Każdy, kto odważy się znieważyć
twą osobę pozna mój gniew, Pani.
- Wspaniale. Jeśli spotkasz na swej
drodze kogoś, kto niegdyś był twoim bratem bądź siostrą,
sprowadź go do mnie.
Stworzyłam bezlitosną maszynę do
zabijania. Użyłam do tego celu istoty niemal świętej.
W ślad za mym synem, wzbiłam się w
nocne niebo, mknąc w stronę domu, by zmyć z siebie zapach
świętości archanioła.
Wyczułem wątek komediowy, a takie wątki naprawdę bardzo rozluźniają atmosferę i sprawiają, że tekst czyta się naprawdę dobrze, bo jednak jest w tym trochę humoru. I tego mi często brak, czasem jest za dużo powagi, nawet u mnie sam przyznam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.