"Oto mam moje Małe
Niebo
Oto mam moje Małe Piekło
Oto mam moją Własną Ziemię
Dlaczego spadam?"
Oto mam moje Małe Piekło
Oto mam moją Własną Ziemię
Dlaczego spadam?"
~Hunter - Pomiędzy Niebem a Piekłem (Klik )
- Kim jesteś, by mówić,
czego On chce, nędzny śmiertelniku? - spytałam klęczącego
przede mną człowieka, trzymając ostrze miecza na jego pochylonej
głowie.
- Widziałem, jak zabija tego
człowieka! Błagał by przestała, a wtedy ona skręciła mu kark!
- Więc uznałeś, że będziesz
idealnym katem, tak? Że zadając śmierć bestii, będziesz
lepszy od niej?
- Ja...
- Milcz! - Wrzasnęłam, wyrzucając
z siebie smoliste czarne skrzydła. - Nie mam ochoty cię słuchać.
Przez chwilę przyglądałam się
klęczącej u mych stóp kupie gówna.
- Patałacha. Taki z ciebie chojrak,
a dajesz się zastraszyć mniejszej od ciebie kobiecie!
- Pani! Ale ty jesteś aniołem! Ty
jesteś świętością!
- Ta – prychnęłam. Jasne. Tyle
we mnie świętości co w najwyższym z upadłych. - Kiedy się za
coś zabiera, należy doprowadzić to do końca. Rozumiesz, co
mówię?
- Tttak, pani – odparł trzęsącym
się głosem.
- Nie wydaje mi się. Chcesz, żebym
udzieliła ci lekcji uśmiercania?
- Oczywiście, pani! - krzyknął z ulgą.
- Wstań.
Wykonał polecenie, nie patrząc mi
jednak w oczy. Może jednak nie jest tak głupi na jakiego wygląda.
- Lekcja pierwsza – dominacja.
Nawet, gdy twój przeciwnik jest lepszy od ciebie, musisz mu
pokazać kto tu rządzi. Rozumiesz?
- Tak, pani!
- Lekcja druga – nawet, gdy marnie
ci to idzie, udawaj, że jesteś mu równy. Zero uległości,
rozumiesz?
- Tak, pani! - krzyknął
entuzjastycznie.
Idiota.
Idiota.
- Chcesz poznać lekcję trzecią,
nędzny śmiertelniku?
- Oczywiście, pani!
- W porządku, a więc lekcja
trzecia. To najprostsza z lekcji, a błąd z nią związany można
popełnić tylko raz. A brzmi ona: Nigdy, ale to nigdy nie stawaj na
drodze Śmierci Wiecznej – tej, która stała przed obliczem
Pana częściej niż ktokolwiek.
- Nędznik uniósł na mnie
zaskoczone spojrzenie. Na widok zmierzającego w jego stronę miecza
w szarych oczach pojawił się strach, nadając im niezwykły obraz
srebra. Całkiem ładne spojrzenie, jak na śmiertelnika. Teraz
zostanie takie na wieki. A przynajmniej dopóki kruki nie
wydziobią mu oczu.
Pół godziny później
szybowałam po niebie oświetlonym delikatnym słonecznym blaskiem
odbijanym prze bladą tarczę księżyca. Pokrywające jego
powierzchnię liczne krawędzie starzały iluzję uśmiechu, na który
miliony gwiazd odpowiadały wesołym migotaniem. Gdzieś pode mną
sowa właśnie pikowała, a jej przestraszona zdobycz gnała przed
siebie, pełna nadziei na zgubienie jej wśród wysokich traw.
Kilka kilometrów dalej mój pobratymiec rozpalał
ognisko na niewielkiej polanie, ułożony na skórze
zmiennokształtnego. Wampirzyca rozszarpywała gardła zagubionych w
lesie wędrowców, robaki wgryzały się w gnijące ciało
królika. Nie miałam dziś już nic więcej do roboty. Poza
jednym.
Wylądowałam zgrabnie na platformie
przed jedną z licznych, zapomnianych przez ludzkość jaskiń.
Miejsce to było przepełnione historią jak żadne inne, było też
odizolowane, przynajmniej od czasów ostatniej epoki
lodowcowej.
Zmieniłam swój skórzany
bitewny strój na białą lnianą sukienkę i delikatne sandały
ze skóry jelenia. Włosy zaplotłam w warkocz, który
owinęłam wokół głowy i umocowałam rzemieniem. Starłam z
twarzy barwy wojenne, zmyłam ostatnie ślady krwi z mych dłoni.
Schowałam smoliście czarne skrzydła. Przeszłam na środek
platformy i prowizorycznymi schodami wspięłam się na płaski głaz,
na którym usiadłam ze skrzyżowanymi nogami. Wygładziłam
sukienkę, dłonie położyłam na kolanach, twarz z zamkniętymi
oczami i uchylonymi lekko ustami skierowałam w stronę nieba.
Stworzyłam namiastkę istoty, którą
byłam wcześniej. Marna ułuda świętości i boskiej wspaniałości.
Z mych ust wydobyła się długa na
kilka centymetrów srebrzystobiała strużka powietrza, która
po chwilo rozciągnęła się i uformowała na moich kolanach w białą
lilię. Symbol czystości. I śmierci. Mnie. Podniosłam ją i
musnęłam ustami jeden płatek, który natychmiast stał się
czarny.
- Michale, Mieczu Boży wzywam cię
– szepnęłam, łamiąc łodyżkę kwiatu na pół.
- Po chwili był już przy mnie.
- Kamatayan – warknął – czy ty
nie zdajesz sobie sprawy z tego, że niektórzy, tam na górze,
mają obowiązki?!
- Cześć skarbie, też za tobą
tęskniłam. U mnie wszystko w porządku, miło że pytasz –
posłałam mu rozczulający uśmiech, który zawsze na niego
działał. Tak było i tym razem.
- Dyia, zrozum, nie możesz wzywać
mnie tylko dlatego, że masz na to ochotę.
- Nic nie poradzę na to, że że
tęsknię. Wiesz, to jest cholernie męczące.
- I co ja mam z tobą zrobić? -
Spytała, podając mi rękę. Przyjęłam ją i zgrabnie wstałam na
nogi.
- Hej, kiedy ty się ostatnio
ładowałeś? - Przyjrzałam mu się uważnie. Kasztanowe loki
sięgające ramion straciły swój blask, podobnie turkusowe
oczy. Skórę twarzy miał zasuszoną, prosty nos lekko
zmarszczony, pełne brzoskwiniowe usta wykrzywione w grymasie
udawanego niezadowolenia. - Jesteś aniołem, a nie maszyną,
Michale. My także musimy odpoczywać i dobrze o tym wiesz.
- Nie mam na to czasu.
- Teraz masz. Choć, opowiesz mi co
dzieje się w domu.
- Położyłam się na głazie,
wyciągając przed siebie nogi, jedną rękę kładąc pod głowę.
Po chwili on zrobił to samo, wolną dłoń połączył z moję.
- Nie powinno mnie tu być –
szepnął wpatrując się w gwiazdy. Ścisnęłam jego palce w
niemej pieszczocie.
- Wiem.
- Powinienem o tobie zapomnieć, jak
nakazują przepisy.
Podparłam się na łokciu i spojrzałam
mu w w oczy. Po chwili zwrócił na mnie swoje spojrzenie.
- Michale, naprawdę byłbyś w
stanie zapomnieć? O mnie? Tej, którą przeznaczono ci w
niebie.
- Nie jesteś już moją żoną. I
doskonale wiem, że nie prowadzasz się, jakbyś nią była. Tutaj,
na ziemi, jesteś singielką. Jesteś upadłą.
- Bo nie opowiedziałam się po
żadnej ze stron. Wiesz, że nie wyrzekłam się domu.
- Ale też nas nie wybrałaś.
- Bo Poranna Gwiazda miał trochę
racji. Ćśśś – przyłożyłam palec do jego ust gdy chciał się
odezwać. - Opowiedz mi, co dzieje się w domu – posłałam mu
kolejny uśmiech, po czym opadłam na chłodną skałę, wysłuchując
historii pełnych krwi i zdrady, która pozwoliła ulecieć ze
mnie wszystkim pozytywnym emocją, czyniąc mnie na powrót
zimną i obojętną. Czyniąc mnie mną.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział i mam nadzieję, iż Twoja Diya w przyszłości spotka mojego Lucyfera, a może oni w przeszłości się znali?
OdpowiedzUsuńCiekawe :P
Czekam na więcej :)
Świetny wpis! Tak jak pisze Neverli również ciekawa jestem czy wasze postacie się spotkają. Byłoby na pewno emocjonująco! Weny!
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na ciąg dalszy! :)
Trochę zaskoczyło mnie stwierdzenie o ładowaniu, zupełnie jakby anioły potrzebowały jakiejś medytacji, ale pomijając...
OdpowiedzUsuńWyczuwam dużo wątku miłosnego, ale dobrze, że nie będzie samego okrucieństwa, nie trać weny.