Layout by Raion

30 kwi 2014

Kheriana - "Biały wilk"

Czas wciąż przewraca strony spalonej księgi,
Miejsce i czas na zawsze w mojej pamięci.
Mam tak dużo to powiedzenia, a Ty jesteś tak daleko.
~Avenged Sevenfold - "So Far Away."

    Ucieczka Felsarina postawiła Kherianę w zakłopotaniu. Kompletnie bez celu, bez wiedzy co dalej. Poczuła urazę, za to co zrobił. To wszystko było takie dziwne. Postanowiła poszukać odpowiedzi. Będąc w Dolinie Ognia, podeszła do młodej, szmaragdowej smoczycy karmiącej urywkami mięsa małe, złote smoczę. Obaj leżeli w zalanej słońcem trawie.
-Mogę zamienić z tobą parę zdań? - zapytała kładąc się obok.
-A ty kim jesteś? - spytała ostrzegawczo Sorenia.
-Kheriana, miałabym do ciebie parę pytań.
-Zaskocz mnie.
-Może mi się przedstawisz...
-Sorenia, i tak zapomnisz. Śmiało, pytaj póki mam ochotę odpowiadać.
-Znałaś Felsarina? - Kheriana spojrzała młodej smoczycy prosto w oczy.
-Matko... ty tak poważnie? Co ty do niego masz? Zgłupiałaś na stare lata?
-Odpowiedz.
    Sorenia opuściła głowę ukazując zażenowanie.
-Owszem, znam go. Zadowala cię taka odpowiedź? - smoczyca nie kryła irytacji.
-Tak, bo to otwiera kilka kolejnych pytań.
-A mogłam kłamać...
    Kheriana poruszyła lekko ogonem rozglądając się dookoła. Czuła miłe ciepło. Zadała kolejne pytanie:
-Dużo cię z nim łączy?
-Powiedzmy sobie jedno - rzekła stanowczo Sorenia obracając ku niej głowę - nie twój interes, co mnie z nim łączy. Nie wiem gdzie jest i gdzie mógł sobie pójść. To twoja wina, było dać sobie spokój.
-Tylko ty miałaś z nim jakikolwiek związek.
-I co z tego? Zostaw mnie w spokoju bo nic więcej ci nie powiem.
-Od ciebie chyba nie ucieka, co?
-Nie ucieka, bo ja nie napadam go w najmniej oczekiwanej chwili i nie maltretuję. Teraz sobie idź.
-Śliczny - powiedziała Kheriana wskazując nosem na małego smoczka. Wstała - uważaj, by nie stała mu się krzywda.
    Sorenia warknęła uderzając łapą w udo Kheriany rozdzierając jej lśniące łuski. Smoczyca odskoczyła. Odeszła bez walki przyciągając do siebie zaciekawione spojrzenia.
    Poszła w górę rzeki rozmyślając. Może jednak była upierdliwa i nachalna? Albo nie było dane im razem być... zupełnie jakby poszukiwaczowi skarbów nie było przeznaczone nic znaleźć, odnajdując tylko puste komnaty, lecz takie jest życie. Zawsze jest odwrotnie do oczekiwań. Gdy jeden plan zawiedzie, trzeba mieć drugi. Jednak stary plan zawsze można poprawić...
    Z zamyśleń wyrwał ją głośny skrzek i plusk wody. Tuż przy brzegu szamotały się i hałasowały młode smoki. Nie zwróciła na to uwagi. Myślała, co by powiedzieli jej rodzice w tej chwili widząc, jak ich córka dożyła samotnie do takiego wieku, bez rodziny. Pewno byłoby im wstyd, zarówno jak i jej. Może jednak liczenie na przeznaczenie było błędem?


***

    Minęło kilka dni. Próbowała zaprzyjaźnić się z Sorenią, lecz uparta smoczyca nie chciała w ogóle z nią rozmawiać. Była najwyraźniej zła, obrażona. Kheriana krążyła bez celu raz nad jeziorem Thann, raz łaziła po Shadurze, a raz siedziała w Dolinie. Dzisiaj brodziła sobie w wodzie zalewiska. Niebo było zachmurzone, szare i ponure. Po zawalonym skałami brzegu przechodził samotny biały wilk nieustannie węsząc dookoła. Smoczyca obserwowała uważnie zwierzę. Stworzenie popatrzało na nią i kontynuowało wędrówkę jak gdyby nigdy nic. Widok smoka najwyraźniej był dla niego czymś naturalnym. W tym było coś bardzo podejrzanego.
    Wyszła z wody i podeszła do zwierzęcia powoli. Pies uniósł głowę z nad wody patrząc na nią swoimi wielkimi, uważnymi, złotymi oczami.
-Dobra, już wiem kim jesteś - rzekła do niego niepewnie - jesteś czyimś duchem i właśnie przyszedłeś mi coś przekazać. Skądś to znam. Śmiało, tylko nie mów zagadkami.
    Wilk przekrzywił ciekawsko głowę machając swoim puszystym ogonem. Postawił do pionu szpiczaste uszy i otworzył paszczę wysuwając różowy język.
-No nie udawaj głupiego - powiedziała zniżając łeb - chyba, że chcesz skwierczeć jak pieczeń i być moją kolacją.
    Odpowiedziało jej przyjazne szczeknięcie. Zwierzę podeszło do niej i zaczęło łasić się do jej łap.
-Co ja w ogóle robię... - stwierdziła na głos - rozmawiam z psem... kompletnie mi odbija...
    Zamknęła oczy, westchnęła głośno.
-No dobra, masz mnie - usłyszała obok siebie twardy, męski głos. Koło niej stała niska, bo zaledwie półtora metrowego wzrostu, postać o ludzkim torsie i od brzucha w dół gęstej sierści niczym u wilka. Miał potężnej budowy pierś i silne umięśnione ramiona. Jego lekko okrągła twarz porośnięta również białym zarostem, wyrażała pogodny uśmiech. Gruby nos i szczecinowate włosy były atutami na jego obliczu, złote oczy pozostały niezmienione.
-Witaj, człowieku-psie - przywitała go Kheriana.
-Hej, jestem Lykanem, a nie psem.
-Czyli czymś w rodzaju wilkołaka, tak? - spytała zagadkowo siadając.
-Uznajmy, że tak. My nie dostajemy szału podczas pełni.
-No tyle dobrze, masz jakieś imię?
-Bre, tak mnie zwą w stadzie - odpowiedział Bre. Usiadł obok niej krzyżując nogi i kładąc dłonie na kolanach. Ujrzała na ramieniu Lykana wytatuowany czarny, wygięty pazur.
-Ciekawe. Musisz mieć cel, skoro do mnie przyszedłeś.
-Nie muszę - stwierdził spokojnie - ale mój instynkt wyczuł, że czymś się trapisz. Czyż nie, Kheriano?
-Owszem. 
-Opowiedz - zachęcił ją.
-Pokochałam kogoś - zaczęła - ale chyba robię to źle, bo ciągle nic nie wychodzi. Uciekł. 
-A podasz mi jego imię?
-Felsarin - odpowiedziała po chwili. Popatrzała na Bre. 
-Widziałem go. On też wydaje się być strapiony. Prawie mnie spalił jak do niego podszedłem.
-Gdzie go widziałeś? - zapytała zainteresowana.
-Może nie powinienem tego mówić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz