Layout by Raion

27 lis 2014

Felsarin - "Prośba o pomoc"

Jestem gotowy aby walczyć o to, co możesz mi ukraść.
~Pop Evil - "Trenches"


   W mroźny dzień spacerował wzdłuż hałaśliwej rzeki wędrując od krzaka do krzaka, od drzewa do drzewa, obserwując bawiących się razem Seprisa, Sary oraz Elistery. Zamyślony głęboko nie zwracał zbytnio uwagi na swoje otoczenie. Tęsknota za Sorenią powoli przechodziła w pogardę. Nie widział jej od jakiegoś czasu, nie chciała go widzieć, więc po prostu odpuścił i usiłował zapomnieć o niej powracając do swojego stałego rytmu życia.
   Szli właśnie w stronę doliny z Shaduru. Usłyszał za sobą łopot skrzydeł, zignorował dźwięk myśląc, że to kolejny przelatujący mu nad głową smok. Wyczuł jednak, jak ktoś podchodzi go od tyłu.
-Felsarinie - rozpoznał głos Sorenii. Smoczyca dogoniła go. Niechętnie zwrócił się do niej. Była przerażona, potargana, podrapana, z drobnych ran na jej szyi lśniła zastygnięta już krew. Jej stan można by porównać do wymiętolonej szmaty.
-Przecież nie chcesz mnie widzieć - warknął zrezygnowany smok odwracając od niej wzrok i kontynuując wędrówkę - zostaw mnie w spokoju.
-Pomóż mi - jęknęła chwytając smoka za ramię.
-Odejdź - odepchnął ją - jesteś ostatnią rzeczą, którą chciałem akurat zobaczyć.
-On mnie będzie szukać...
-Taak? Już znalazłaś sobie kochanka i jego też rzuciłaś? Niektórzy są mściwi.
-Pozwól mi wytłumaczyć.
-To ty mnie posłuchaj - zatrzymał krok i zagrodził jej drogę - powiedziałaś co o mnie myślisz i zabrałaś dupę w troki, przyjąłem to do siebie. Zakazałaś przychodzić, w porządku, dałem ci spokój. Teraz zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i już cię tu nie ma.
   Popchnął ją i bez słowa wrócił do swojej przechadzki zostawiając ją w tyle.
-On mi zrobił krzywdę, nie widzisz tego? - jęknęła za nim.
-Ja też, i co?
-Napadł na mnie i wykorzystał...
-Super, wyznaj mu miłość to wyjdzie, że po prostu się kochaliście i po problemie. Nie będę cię bronić, zniszczyłaś moje zaufanie.
-Błagam cię, znajdź go i zabij.
   Smoczyca ruszyła za nim. Próbował ją ignorować.
-Nie bądź taki zły - powiedziała.
-Ja, zły? - zdenerwowało go - Mam swoją rodzinę, ty też nią byłaś, ale sama tego chciałaś. Teraz nie licz na pomoc z mojej strony. Nie obchodzi mnie twój los.
-Dlaczego jesteś obojętny na moją krzywdę?
-Dlaczego? - powtórzył nie patrząc na nią - bo mnie zostawiłaś, sama nie liczyłaś się z tym, co mogłem czuć.
-Aresowi może grozić niebezpieczeństwo.
-I zostawiłaś go samego, głupia jaszczurko? - warknął stając jak wryty - ktoś cię atakuje, a ty zamiast go zabrać i schować, to szukasz mnie? Jesteś jakaś upośledzona?
-Przepraszam - stęknęła podchodząc do niego.
-Polecę tylko po niego, ale ty najlepiej odejdź stąd jak najdalej bo naprawdę zobaczysz jak wychodzi ze mnie potwór.
   Rozjuszony i zdenerwowany poleciał do Shaduru, do smoczej wieży w celu odnalezienia Aresa. Wparował czym prędzej do jego groty i zastał widok dorosłego, jasnobrązowego smoka siedzącego naprzeciwko wystraszonego młodziana. Beżowe skrzydła przypominały pogięty płaszcz. Gad odwrócił łeb słysząc czyjeś kroki. Miał pod prawym okiem wąską szramę jakby ktoś próbował wydłubać mu oko mieczem. Prawy róg krótszy od lewego, zapewne złamany i spiłowany.
-Chyba pomyliłeś groty - oznajmił smok marszcząc nos.
-Zostaw go.
-Co, tatuś wrócił uratować rodzinkę? Albo raczej bohater. Twoja sympatia już inaczej będzie śpiewać.
-Jestem tutaj tylko po Aresa, teraz rusz dupę na bok zanim zaczniesz kwiczeć jak świnia.
-Czyli jednak jesteś bohaterem, żałosne, wiesz? Ten mały nie będzie cię potrzebował...
   Zagarnął do siebie wystraszonego Aresa. Jego oczy mówiły mu tylko "ratuj". Felsarin bez skrępowała podszedł do intruza.
-Liczę do trzech - oznajmił - albo go puścisz, albo ta jaskinia będzie twoim grobowcem. Naprawdę nie mam ochoty nikogo zabijać, ale jeśli będę musiał, zrobię to.
-Licz.
-Raz...
    Przeciwnik zacisnął pazury na ciele młodego smoka.
-Dwa.
    Spojrzał mu prosto w oczy. Zanim wypowiedział ostatnie słowo, brązowy gad popchnął Aresa w jego stronę. Mały upadł przy nogach Felsarina. Podczołgał się i schował za nim.
-A już miałem nadzieję rozwalić komuś łeb...

***

-Uratowałeś go! - powiedziała uszczęśliwiona Sorenia na ich widok. Zastali ją siedzącą niecierpliwie w dolinie w towarzystwie Sary.
-Brawo, mózgu, możesz być z siebie dumna za taką opiekę - warknął czarny smok. Szturchnął lekko Aresa dając mu do zrozumienia by wrócił do groty.
-Jak mogę ci się odwdzięczyć? - spytała smoczyca patrząc na niego promieniście swoimi szmaragdowymi oczami. Zamrugała przyjaźnie.
-Idź sobie, po prostu idź i więcej nie przyłaź. On zostaje ze mną.
   Oszołomiona poruszyła łbem.
-Nie zabierzesz mi jedynego dziecka.
-Właśnie to zrobiłem. Twoje słowo przeciwko mojemu raczej nie ma znaczenia. Możesz go odwiedzać.
-Ale... ale on potrzebuje matki, pozwól mi zostać...
-Powiedziałem coś. Sama to na siebie sprowadziłaś.
-Ale będę... samotna - uświadomiła mu ze smutkiem.
-Nie zmienię zdania.
-Niewdzięczny wieprz - warknęła zmieniając nagle swoje oblicze - oddawaj mi Aresa bo poderżnę ci gardło we śnie.
-Zaryzykuję.
   Ruszyła wściekła w jego stronę. Felsarin ryknął otwierając szeroko pysk. Potężny głos wypłoszył wszystkie ptaki z okolicy i odbił echem po zboczach gór. Sorenia zjeżyła się jak kot. Prychnęła obraźliwie, zrobiła zwrot w tył i odeszła. Odprowadził ją wzrokiem aż zniknęła w swojej starej jaskini. 
   Nie miał pojęcia, czy dobrze postąpił czyniąc z niej wroga.

24 lis 2014

Trevor - "Powrót"

Ty, co jesteś winien światu?
Jakim prawem posiadasz chaos?
~System of a Down - "Toxicity".


   Już prawie zapomniał jak wyglądało Wolsedore. Otoczone wysokim murem wśród stepów niezbyt przyjazne dla obcych miasto zionęło ponurą, jesienną atmosferą cierpienia i płaczu. A może po prostu zła opinia dawała taki wyraz? Wystarczyłaby jedna pozornie prosta zmiana by zamiast czerni nad stolicą jaśniało światło.
   Strażnicy przepuścili go bez problemu, poznali jego tatuaż na karku i pozwolili przejść pod bramą bez słowa. Spacerował po uliczkach między rosnącymi w stronę centrum brązowo zadaszonymi domami. Po kamiennych ścianach opadał czasem nieśmiertelny bluszcz, a najstarsze budynki porosły mchem od północnej strony. Nie zauważył poprawy w mieście, po tych samych brukowanych uliczkach wędrowali ci sami ludzie, handlarze i żołnierze. Pierwsze o czym sobie przypomniał, to rodzinny dom i pieniądze potrzebne do przetrwania w tej dziwnej dżungli. Zawitał do koszar i niezauważony odnalazł drogę do siedziby dowódcy.
   Jego gabinet, bogato urządzony, obity obrazami, rzeźbionymi meblami i podłogę okrytą grubym, szmaragdowym dywanem przywitał jak miejsce zdrady.
-Chwila, jak ty miałeś na imię - zastanowił się generał pstrykając palcami - Tewis... Tred... cholera, nie pamiętam.
-Trevor - odpowiedział i zaczął grzebać w swojej torbie. Miał przy sobie kieł i kawałek uschniętego smoczego ogona, tego samego, którego kazał mu zabić Felsarin. Położył je ostrożnie na czarnym biurku.
-Twój pierwszy smok - stwierdził rosły mężczyzna przejeżdżając dłonią po ostro zarośniętej, kwadratowej szczęce - sześćset, nie więcej, młody był, daję z dobrego serca na zachętę.
   Odwrócił się i podszedł skrzyni stojącej za nim. Otworzył ją i wyciągnął sztabkę wycenioną na sześćset dukatów z pieczęcią Valthana II. Oddał mu ją po czym zanotował coś w jakiejś książce.
-Poczekaj jeszcze chwilę  - zatrzymał Trevora gdy zamierzał odejść - długo cię nie było.
-No tak.
-Powinieneś się częściej tutaj pojawiać - oznajmił poprawiając skórzaną zbroję na sobie - rok czasu a upolowałeś tylko jednego smoka.
-Zawsze to jeden potwór mniej.
-Dobra, idź już, mam dzisiaj dużo roboty...
   Opuścił gabinet. Zdeponował swoją nagrodę i postanowił wrócić do domu...

***

   Wszystko jak za dawnych czasów, odwiedził osmoloną i zadymioną karczmę by poczuć tak długo zapomniany smak tutejszego piwa. Usiadł samotnie przy powybijanym, drewnianym stoliku. Sączył powoli swój napój obserwując ze spokojem gaworzących ludzi.
-Hej, Trevor, dawno cię tu nie było - wzdrygnął się kiedy ktoś poklepał go po ramieniu. Odwrócił głowę i zobaczył nas sobą. Był to Tom, przez ten czas trochę zmężniał, zapuścił czuprynę brązowych włosów na głowie. Na sobie miał dosyć obszerny, wełniany kożuch przykrywy skórą. Przybyła mu drobna blizna na chudym policzku. Usiadł naprzeciwko.
-Odwiedziłem parę miejsc, nic specjalnego - oznajmił cicho Trevor - szczerze mówiąc, to odwiedziny ojca były niczym w porównaniu z tym, gdzie trafiłem. Z puszczy przez jakieś dziury, za morze i w góry. Widziałem dziwne rzeczy.
-A mianowicie?
-Najpierw byłem świadkiem jakiegoś mrocznego rytuału przyzywania demonów, a potem wskrzeszania zmarłych. Możesz to sobie wyobrazić? Porwali białego smoka aby złożyć go w ofierze i tak powstał Felsarin. Trochę było mi jej żal. Głupia, niezdarna, utknęłaby nawet w pułapce na myszy.
-A coś konkretnego robiłeś?
-Pomagałem, w Shadurze opracowali środek paraliżujący ofiarę. Strzelałem do smoków strzałami nasączonymi tym eliksirem. Całkiem przydatna rzecz, wykorzystują do tego jad jakiejś żaby czy innego pełzającego cholerstwa.
-Trochę cię to odmieniło.
-Wczoraj wróciłem - westchnął Trevor - muszę odpocząć od tego łażenia.
-Wolałeś wrócić tutaj niż zostać w górach?
-Tutaj mam pieniądze, przez jakiś czas mogę nic nie robić. Tam musiałem biegać za jaszczurkami albo zbierać chwasty. W dodatku ten pieprzony czarny smok wszędzie mnie śledził. Mało brakowało, a miałbym jego łeb i dwadzieścia tysięcy nagrody.

20 lis 2014

Felsarin - "Życzenie śmierci"

Jak do diabła skończyliśmy w ten sposób?
Czemu do cholery nie byliśmy w stanie.
Zobaczyć tych przegapionych znaków,
I próbować odwrócić role?
~Nickelback - "Someday."


   Nie kłamała, naprawdę odeszła. Ta smutna myśl nieustannie męczyła zrezygnowanego Felsarina ciągle przywracając mu w pamięci tamten dzień. Sorenia nie wróciła, w raz z nią odeszło jego szczęście i poczuł, że po raz trzeci jego świat ulega całkowitemu zniszczeniu. Od tamtej pory przestał wychodzić zza dnia z groty. Cały dzień przesypiał a nocami włóczył się bez celu po górach, najczęściej siedząc na urwisku i czekając na wschód słońca.
-Tato, możemy porozmawiać? - pewnego razu zaskoczyła go tam Sara.
-Oczywiście - pozwolił jej. Mała smoczyca przytuliła się do niego.
-Tęsknisz za nią? - spytała.
-Kochałem ją - odpowiedział martwym głosem - tak samo jak Elisterę, potem Kherianę, była moim skarbem, moją nadzieją w życiu. Już wszystko zacząłem doprowadzać do porządku, i jak zwykle runęło. Powiedz mi, co jest ze mną nie tak? Miałem rodzinę, miałem ją, was...
   Cisza.
-Nie wiem czy jest sens to ciągnąć - stwierdził patrząc pusto w dół urwiska - ile brakuje zanim mnie opuścicie?
-Nie zostawimy cię...
-Przestań, wszyscy mnie zostawiają, taka prawda. Może powinniście zrobić to samo, sprowadzam na każdego nieszczęście. Żałuję, że odebrałem was z wysp...
-Nie mów tak - jęknęła córka chwytając go mocniej za ramię.
-Tam byłyście szczęśliwe, beze mnie, a teraz widzisz jak wszystko wygląda. Sepris mógł żyć sobie po swojemu, nie przeszkadzało mu to, a Sorenia mogła dalej być z Jertem.
-Nie rób nic złego...
-Vermund was przyjmie pod opiekę, wrócicie na wyspy...
-Nie! - zaskrzeczała nagle Sara. Odgłos powędrował echem w głuchej nocy po czym dodała spokojniej - chcemy być z tobą, kocham cię, tato, nie chcę tam wrócić, tam nikt o nas nie dbał, tam nie mieliśmy rodziny.
-To co mam z wami zrobić?
-Zostań z nami. Nie rób nam tego, nie porzucaj nas...
   Te słowa dotknęły go wystarczająco mocno.
-Masz rację, kochana. Nie powinienem nawet tak myśleć.
   Biorąc pod uwagę mróz panujący o tak wczesnej porze, niedługo po tym zabrał Sarę z powrotem do doliny. Zdobył dla nich pożywienie i czekał. Leżał z zaciśniętym gardłem obserwując śpiące smoki. Na ironię, Sara oraz Elistera rażąco przypominały mu to, co niegdyś utracił, jakby jego potomstwo było odzwierciedleniem dawnych koszmarów.
~Miłość jest jednak zgubną siłą - pomyślał - spełnia ale i rujnuje.
   Przyzwyczajony do czyjeś obecności, teraz nie mógł sobie wyobrazić życia w samotności. Wkrótce nastał dzień, i cała trójka zaczęła otwierać oczy.
-Zostaniecie tutaj, niedługo wrócę - stwierdził podnosząc zad z miejsca - nigdzie nie wyłazić.
   Wpadł na pomysł by odwiedzić Aresa. Świadomie miał nadzieję spotkać Sorenię i spróbować ją przekonać do powrotu. Nie zastał jednak młodego smoka w szpitalu, jedynym wyjściem mogła być tylko strażnica. Znalazł go bez trudu.
-Aresie? - zapytał nachylając łeb nad pomarańczowym gadem. Obudził go.
-Co tutaj robisz?
-Przyszedłem do ciebie, myślałeś, że tak po prostu o tobie zapomnę?
-Słyszałem co zrobiłeś...
-Nie chciałem jej skrzywdzić - uprzedził go Felsarin. Położył się obok niego - jest cała?
-Tak. Niedługo wróci, nie będzie chyba zadowolona na twój widok.
-Brakuje mi was - mruknął starszy smok - naprawdę. Jak twoja noga?
-Wypuścili mnie i kazali odpoczywać. Będzie mi trochę smutno bez Seprisa, Sary i Elistery. Przy nich miałem rodzinę.
-Nie próbowałeś przekonać Sorenii do powrotu?
-Jest zbyt uparta i nie ma ochoty o tym rozmawiać. Zabroniła mi nawet do was przyjść.
-Nie brzmi to ciekawie - westchnął Felsarin - może kiedyś jej przejdzie i wróci.
-Twierdzi, że znajdzie sobie kogoś bardziej odpowiedzialnego - oznajmił ze zgryzem Ares - powoli zaczyna mnie to męczyć.
-Szczerze mówiąc, to powinieneś być ze mną. Te ciągłe zmiany pewnie nie są dla ciebie wygodne.
-Chciałem do was wrócić - oznajmił po chwili pomarańczowy smok - chciałbym, by wszystko było tak jak było.
-Ja również. Teraz nawet nie wiem czy warto próbować. 
   Nastała długa cisza.
-To ty mnie uratowałeś, prawda? - zapytał młody patrząc na Felsarina.
-Tak, wyciągnąłem cię. Wtedy Sorenia jeszcze była dla mnie jak córka. Zresztą wszystko wyglądało zupełnie inaczej, samemu żyło mi się lepiej bo nie miałem żadnych zmartwień, potem poznałem zakazany owoc. Może i przez ten czas z Kherianą byłem szczęśliwy, ale po Sorenii zrozumiałem, że raczej nie ma dla mnie czegoś takiego. Naprawdę jest masa rzeczy, których żałuję. 
   Pochłonięci rozmową nie zauważyli powrotu zielonej smoczycy.
-Mówiłam ci coś. Miałeś mnie nie szukać - warknęła rzucając na ziemię zdechłą sarnę.
-Przyszedłem do Aresa, nie do ciebie - odpowiedział Felsarin - jego nie zabronisz mi odwiedzać.
-A właśnie to zrobię. Z twojej winy ma sztywną nogę. Wypad stąd.
-Nie zapomniałaś, że Ares też jest częścią rodziny? Było mu lepiej ze mną bo miał rodzeństwo.
-Oddałeś mi go, ułomny gadzie, należy do mnie. Teraz wyjdź zanim skończy mi się cierpliwość.
   Wstał leniwie i ruszył powoli w jej stronę. Będąc tuż obok stanął na chwilę.
-Zabiorę ci go - mruknął do niej nachylając łeb.
-Wyjdź i nie wracaj. 
-Chyba, że jednak wciąż mnie kochasz.
-Nienawidzę cię. Chcę żebyś umarł.
   Opuścił grotę i wyskoczył z wieży. Poczuł smutek, życzenie śmierci od kogoś, kogo kochał było jak zimna dzida przebijająca pierś, bolesne oraz porażające.
   

18 lis 2014

Felsarin - "Utrata".

Morałem twojej historii jest to, że co idzie do góry musi wrócić na dół.
~Hammerfall - "The fire burn forever"



   Pomimo genialnego pomysłu Felsarina na wykorzystanie starej zbroi, Sorenia nie zmieniła zdania co do treningu i często po prostu siedziała obrażona za to, że nie bierze pod uwagę jej opinii na ten temat. Na nic zdały się wszelkie tłumaczenia i argumenty. Równie dobrze mógł mówić do ceglanego muru. Jeden szczególny dzień mocno szarpnął nerwami smoczycy. Podczas jednego treningu Ares nagle zaczął skarżyć się na ból w nodze. Po dłuższej analizie w Shadurze na jaw wyszło zerwanie ścięgna.
-No to teraz mnie zabije - stwierdził Felsarin opuszczając z Seprisem śnieżnobiały dom medyków. Niestety Ares musiał zostać - i co mam jej powiedzieć?
-Nie zrzucaj winy na mnie.
-Obaj możemy być winni.
-Ale to ty dostaniesz.
   Wrócili do doliny i tam Sepris odszedł pod pretekstem znalezienia reszty rodzeństwa. Zrezygnowany Felsarin zastał Sorenię pożerającą do połowy wygryzionego z mięsa dzika.
-Wróciłem dziś wcześniej, kochana - przywitał ją. Smoczyca spojrzała na niego spode łba groźnym wzrokiem.
-A oni? - spytała obrażonym tonem. Kapiąca z pyska krew nadawała Sorenii niemal przerażający wygląd.
-Poszli szukać sióstr - odpowiedział czarny smok siląc się na naturalny głos - nic ci nie jest?
-Wiesz dobrze. Mam wrażenie, że kiedyś skończy się to źle. Jeden drugiego w końcu połamie albo porani, i to z twojej winy.
-Dlaczego z mojej? - zapytał z wyrzutem.
-Bo ty ich zabierasz i ty ich pilnujesz. Zobaczysz, jeśli z Aresem będzie źle, to z tobą również.
-Przesadzasz. Na siłę szukasz tego złego.
-Ostrzegam cię tylko, jedno potknięcie, jeden krok za daleko a pożałujesz. Nie pozwolę, by Ares był przez ciebie kaleką.
-Dobrze, jedz dalej - uspokoił ją i dodał cicho - bo wychodzi z ciebie potwór.
   Jej nastawienie nie wróżyło niczego dobrego. Nie odezwała się więcej do niego. Kiedy przymknęła oko do drzemki późnym popołudniem, opuścił ukradkiem grotę. Nie musiał długo szukać Seprisa.
-Nie, nie odwiedzałem - powiedział młody smok.
-Nie mówcie nic nikomu, dobra? - ogarnął wzrokiem całą trójkę - polecę sprawdzić i wrócimy. Na pewno nie był to poważny uraz.
   Jak obiecał tak zrobił. Wparował na znaną mu przyjazną dla oka zielono-białą salę. Nie zważając na obecnych medyków, odnalazł za jednym z parawanów Aresa leżącego na boku z szeroko otwartymi oczami. Ku zgrozie zauważył, że jego prawa noga została usztywniona grubym palem i szmatami.
-Wszystko w porządku? - spytał nieśmiało Felsarin podchodząc do niego.
-Czy wszystko w porządku? - powtórzył ze złością młody smok podnosząc głowę - nie będę mógł chodzić przez parę tygodni. Perspektywa spędzenia takiego czasu z nogą w tym diabelstwie wcale mnie nie pociesza.
-Mogę w czymś pomóc? - przerwał im męski głos. Był to średniego wzrostu stary, sędziwy mężczyzna ze strzępkami szarych włosów na głowie w białym fartuchu.
-Tak. Co mu jest?
-Twój mały przyjaciel ma zerwane ścięgno - poinformował go medyk. Przeszedł obok i stanął obok swojego pacjenta. Dotknął tylnej łapy smoka wskazując miejsce zranienia - miał szczęście, że tak szybko tutaj dotarł, w innym wypadku mógłby nie odzyskać sprawności.
-Kiedy z tego wyjdzie?
-Zakładam cztery do sześciu tygodni, na pewno nie wcześniej.
-A nie możecie użyć... innych środków?
-Rozumiem, że troszczysz się o niego, ale więcej zrobić nie możemy. Te najważniejsze lekarstwa są w bardzo ograniczonym zapasie, trudne do zdobycia, zrobienia i używamy ich tylko w wypadku zagrożenia życia.
-Moje życie jest zagrożone jeśli on dzisiaj nie wróci cały...

***

-Przegiąłeś - warknęła Sorenia gdy tylko usłyszała prawdę - teraz... teraz nie wiem co zrobić. Najpierw cię zamordować czy odwiedzić Aresa?
-Rozumiem twoją złość - uspokajał ją - ja też mam oku dobro Aresa i też się o niego martwię.
-Ostrzegałam cię, czarna maso pustego ilorazu inteligencji - prychnęła smoczyca napierając na niego bezskutecznie - czy cokolwiek do ciebie dociera?!
-Przecież wyjdzie z tego...
-Ale to twoja wina! - ryknęła opluwając go ze złości. Wbiła pazury w jego pierś jakby chciała zerwać z niego skórę - mój Ares jest przez ciebie ranny, słyszysz to? I będzie chodził ze sztywną nogą jak kaleka!
-Znowu wychodzi z ciebie gremlin...
-Ty gnido - Sorenia zatopiła kły w jego barku. Felsarin natychmiast poczuł instynkt obronny i złapał ją dosyć brutalnie szponami za skrzydło oraz bok. Przechylił ją na bok, zacisnął szczęki na karku Sorenii. Puściła go, zaskrzeczała głośno z bólu i od razu ją uwolnił czując błąd. Odeszła od niego na kilka metrów.
-To moje dziecko! - zawyła zrozpaczona - skrzywdziłeś je, skrzywdziłeś mnie!
-Przepraszam - powiedział z żalem czarny smok - nie chciałem cię zranić...
    Próbował do niej podejść. Ona odsunęła się od niego.
-Nie dotykaj mnie...
-Kochana, wybacz mi, proszę...
   Nastała cisza przerywana jedynie jękiem rannej smoczycy. Z szyi obficie płynęła jej krew. Cała roztrzęsiona odnalazła łapą swoją ranę.
-Jesteś potworem - stwierdziła drżącym głosem zlizując krew ze swoich pazurów.
   Patrzał na nią bezradny, skulona usiadła w kącie.
-Przepraszam - powtórzył o wiele spokojniej.
-Zaufałam ci - wyszeptała tuląc łeb do zimnej ściany - powierzyłam ci swojego synka, jego bezpieczeństwo, rzuciłam dla ciebie Jerta, oddałam ci swoje serce... Teraz rozumiem.
-Sorenio...
-Jesteś bestią. Zabiłeś Kherianę, kochałeś ją a mimo tego ją zabiłeś. To samo zrobiłbyś ze mną...
-Kochanie, jesteś ranna, ktoś powinien ci pomóc.
   Opuściła głowę.
-Nie podchodź do mnie - uprzedziła go.
   Zapadło milczenie. Kiedy Sorenia wyrównała oddech, pociągnęła nosem i orzekła:
-Odchodzę.
   To jedno słowo zatrzymało Felsarinowi serce.
-Ale... - zaciął się.
-Odchodzę - powtórzyła - z nami koniec. Jesteś niebezpieczny, okrutny.
-Błagam...
-Nie. Prędzej czy później skończyłabym jak Kheriana.
   Wstała i bez słowa ruszyła do wyjścia. Próbował ją powstrzymać, lecz tym razem nie chybiła i trafnie uderzyła go łapą prosto w pysk. Zamarł w miejscu.
-Nie szukaj mnie już nigdy - powiedziała i wyszła.
-Nie zostawiaj mnie - jęknął zrozpaczony smok. Usiadł i spuścił łeb na dół. Zamknął oczy pogrążając się w napływającym smutku. Niepowstrzymanie spod powieki wypłynęła samotna łezka.
-Tato? - usłyszał niewinny głos Sary.

16 lis 2014

Felsarin - "Zbroja".

Aram Bedrosian - "Fly."


   Najbliższe dni nie przyniosły zmian. Oprócz szarej pogody. Zgodnie z obietnicą zaczął szkolić Seprisa oraz Aresa. Oglądanie ich zmagań przypominało bardziej złośliwą zabawę dwóch kotów, bo jakoś żaden z nich nie chciał zrobić drugiemu krzywdy. Bez zainteresowania obserwował jak oboje szamotają się na ziemi.
-Dobra, wystarczy tego - przerwał im.
-Było lepiej? - zapytał Ares. Puścił Seprisa pozwalając mu wstać.
-Nie, nie widzę żadnych postępów - stwierdził Felsarin - jeśli na poważnie chcecie coś umieć, to nie możecie być tacy delikatni bo powoli ogarnia mnie groza co do waszej dwójki.
-Nie chcę go zranić... - wtrącił Sepris.
-Równie dobrze mógłbym nie chcieć dotknąć twojej matki kiedy myśleliśmy o rodzinie. Wtedy raczej by was nie było. Albo przestaniecie się migdalić albo następnej szansy nie będzie.
   Końcem końców zmusił ich do użycia siły oraz atakowania go. Wyszli z tego z paroma zadrapaniami, ale rezultat był bardziej efektowny niż dotychczas.
-Wracajmy już. Nie było chyba aż tak źle, co?
-No nie - warknął pomarańczowy smok utykając na jedną nogę - nie było.
   Powoli dotarli do domu, gdzie rozstali się na chwilę. W tym momencie samotności przy zimnej rzece dopadła go rozjuszona Sorenia.
-Czy ty upadłeś na głowę, upośledzony smoku? - zapytała wściekła szturchając go - kazałeś im walczyć przeciwko sobie?
-A co w tym złego?
-A to, że obaj są ranni, skretyniały gadzie! - ryknęła smoczyca siadając na dwóch łapach by choć trochę zrównać z nim wzrok - codziennie zabierasz ich ze sobą by jeden drugiego szarpał?
-Sami chcieli - powiedział zgodnie z prawdą - w jaki inny sposób mam ich nauczyć walczyć?
-W bezpieczniejszy, niech próbują zamordować ciebie a nie siebie nawzajem.
-Przecież nic im nie jest. Zresztą pewne rzeczy wymagają poświęceń.
-Zaraz poświęcę twój łeb w imieniu dobra dla tego świata - warknęła agresywnie - Jeszcze raz wrócą w takim stanie a zrobię z ciebie dywanik.
-Ale jesteś groźna - podsumował ironicznie Felsarin. Sorenia machnęła łapą celując w jego paszczę. Chybiła o włos. W ostateczności popchnęła go i odeszła wściekła na cały świat.
-Nie obrażaj się - czarny smok ruszył za nią - Sorenio...
-Nie denerwuj mnie bardziej.
-Pyszczku - zatrzymał ją w połowie drogi do groty. Popatrzała na niego piorunującym wzrokiem.
-Nie, dzisiaj śpisz osobno.
-Nie rób mi tego - mruknął do niej niewinnie przybliżając głowę do jej pyska. Smoczyca syknęła groźnie.
-Puszczaj mnie jeśli chcesz jeszcze mieć oczy.
-Mordko - przytulił ją bez wzajemności - nie bądź na mnie zła, zrobię dla ciebie wszystko. Lubisz masaż? Jesteś taka spięta, to szkodzi twojemu urokowi...
-Idź sobie...
-Na pewno lubisz, będziesz moją bogini...
-Ehh... - westchnęła Sorenia

***

   Następnego dnia wpadł na pomysł. Zabrał Aresa oraz Seprisa do Shaduru. Tam, pod smoczą wieżą leżał magazyn, zbrojownia wydająca ochotnikom oraz strażnikom broń. Wejścia strzegł drzemiący na schodach krasnolud o krótkiej, czarnej brodzie i ukrytą pod hełmem szczeciną. Szturchnął śpiącego budząc go.
-Co się stao? - zapytał sennie otwierając oczy i poprawiając miecz u pasa.
-Potrzebuję dwóch zbroi na te dwa małe pasożyty, macie coś takiego? - Felsarin spojrzał na swoich towarzyszy.
-Nie mam pojęcia, zobaczę - sapnął krasnolud i wygrzebał z kieszeni wykrzywiony klucz. Wstał leniwie na nogi, zszedł po kilku pozostałych stopniach i zaczął grzebać w zamku stalowej bramy. W międzyczasie spytał nieobecnym tonem - to z czyjegoś polecenia?
-Mojego - odpowiedział znużony smok.
   Strażnik otworzył szerokie, wysokie drzwi i zniknął w ciemności by pojawić się chwilę później z płonącą pochodnią. Zaprowadził trzy smoki w głąb długiego magazynu wypełnionego skrzyniami, szafami i stojakami prezentującymi różnego rozmiaru zbroje pasujące na smoka.
-Co to dokładnie musi być?
-Najlepiej skórzana - podpowiedział Felsarin. Powędrowali dalej, krasnolud zaglądał do wszystkich możliwych miejsc, aż po długim czasie znalazł dwa małe, brązowe, nieco poszarpane napierśniki i ochraniacze. Kilka minut zajęło strażnikowi założenie ich Seprisowi oraz Aresowi.
-Trochę za duże - stwierdził - mniejszych nie mamy.
-Będzie dobre, jeszcze dzisiaj dostaniesz je z powrotem.
   Opuścili magazyn. Wychodząc na światło dziennie zatrzymali się.
-Niewygodne to jak cholera - warknął Sepris - i swędzi.
   Zbroja ochraniała szyję, pierś, łeb, ogon oraz nogi. Polecieli na to samo pole co zawsze.
-Zaraz mnie szlag trafi - narzekał młody smok.
-Skoro jesteśmy przy tym temacie - zaczął Felsarin - to wytłumaczę wam przeznaczenia tego stylowego wdzianka. Rozróżniamy trzy rodzaje pancerza. Lekki, bojowy i ciężki. Wasze są najlżejsze, przeznaczone do walki w powietrzu, mają chronić przed ostrzałem z dołu, lub po prostu dla zwiadu. Bojowy jest stalowy. Mniej zwrotny ale cięższy smok zyskuje dzięki temu lepszy potencjał przy natarciu. Pod ostatnim chowa się skrzydła smoka. Duża masa stalowej bestii pozwala o wiele łatwiej powalić przeciwnika. Dodatkowo do zbroi można dorzucić kolce, szpony i takie bzdety.
-Miałeś kiedyś taką? - spytał Ares.
-Miałem. To nie są rzeczy dla bezmózgowców, nie dają całkowitej ochrony. Ale zamiast przedłużać może zacznijmy trening...



14 lis 2014

Felsarin - "Szkoła życia".

Poprzez czasu wieczność, byłem znany przez swoją nienawiść.
Lecz jestem handlarzem grzesznych wyborów.
Dla mnie nigdy nie jest za późno.
~Avenged Sevenfold - "Shepher of fire"


   Jak mógł się spodziewać, nikt nie doszedł do porozumienia i w efekcie wszyscy stracili tylko czas. Wracał do domu myśląc tylko o spokoju, mając nadzieję, że nikt mu nie przeszkodzi ani nie zastanie na miejscu nieciekawej niespodzianki.
-Wróciłem - szturchnął śpiącą płytko Sorenię. Młoda smoczyca otworzyła oczy.
-I jak? - zapytała sennie.
-A gdzie tam... przynieśli wino i zapomnieli o całym świecie. Wszystko w porządku?
-Tak, nikomu nic nie jest.
-To dobrze.
   Położył się obok niej. Zapadła długa, głucha cisza. Przeczucie mówiło mu jednak, że coś jest nie tak.
-Muszę zadać ci pytanie - mruknęła Sorenia.
-To coś niepojącego?
-Zależy jak na to spojrzeć. Planujesz coś jeszcze zrobić? W nami?
-Co masz na myśli? - spytał powoli.
-Nie domyślasz się? Chodzi mi o rodzinę.
-Przecież jesteśmy, wszyscy są szczęśliwi, czego więcej ci trzeba?
-Z Jertem mieliśmy najpierw wychować Aresa, a potem myśleć o rodzinie.
   Zamilkła. Czuł na sobie jej wzrok.
-Zanim podrosną minie jeszcze sporo czasu, nie martw się o to - odpowiedział po minucie.
-Dobrze byłoby wiedzieć. Chcę mieć własną rodzinę, od dawna chciałam.
   W tej chwili przerwało im przybycie Seprisa. Mały smok wtargnął do groty oglądając się za siebie.
-O, wróciłeś - stwierdził na widok ojca. Podszedł bliżej - jak było?
-Do niczego nie doszliśmy - powiedział Felsarin - coś się działo?
   Sepris rzucił okiem na Sorenię.
-Można tak powiedzieć - zaczął powoli - ale nic mi nie jest. Naprawdę kazałeś Jertowi mnie śledzić i pilnować?
-Nie, powiedziałem by mieli oko na twoje bezpieczeństwo.
-Czyli jednak tak.
-Zależy mi na was, więc dbam o to, by nic was nie zeżarło. Coś ci nie pasuje?
-Tak - prychnął młody - mam wrażenie, że ktoś ciągle za mną łazi. Czemu po prostu nie nauczysz mnie walczyć?
   Felsarin spojrzał na chwilę w bok.
-Chcesz tego? - zapytał.
-Oczywiście.
-Bez względu na wszystko?
-Tak.
-Na pewno?
-TAK.

***

   Następnego dnia, wcześnie rano wyciągnął syna w puste pole z dala od innych mieszkańców doliny.
-Dlaczego o tej porze? - zapytał ze zgryzem młody smok idąc za Felsarinem - mamy przecież na to cały dzień...
-Nie mówiłem ci, że nie będzie łatwo? - spytał złośliwie - to taki element nauki, musisz być zawsze gotowy. Twoją słabością może być nieprzygotowanie i lenistwo, jeśli chcesz mieć jakiś cień szansy.
-Trochę mnie nauczyli...
-To pokaż.
-Ale tak teraz?
-Tak. Rzuć się na mnie, spróbuj zrobić mi krzywdę.
   Sepris popatrzał na niego krzywo, następnie skoczył mu na bok wbijając pazury w ciało. Felsarin złapał kłami młodego smoka za nogę i szarpnął zrzucając go z siebie na ziemię. Puścił go. Poczekał aż wstanie i zaczął:
-Nigdy nie atakuj większego i silniejszego smoka - powiedział do syna - jesteś zwinniejszy i szybszy, powinieneś to wykorzystać. Walka nie polega tylko na bezmyślnym odgryzaniu sobie kończyn.
-W takim razie jakie mam szanse z starciu z dorosłym smokiem?
-Znikome - Felsarin zmrużył oczy. Usiadł i wyjaśnił - starsi są wolniejsi, powinieneś unikać natarcia. Jeśli jesteś na tyle zdesperowany by atakować, próbuj od tyłu.
-A jeśli chodzi o obronę samego siebie?
-Spowolnij go. Bez nogi albo skrzydła na pewno cię nic nie dogoni. Z drugiej strony jak walczysz z kimś twojego wieku, musisz stawiać na to, w czym jesteś lepszy. Nie ma sensu siłować się z kimś silniejszym i cięższym. Powiedz mi w ogóle, jak zabiłeś Norkada?
-Przegryzłem mu szyję.
-Czyli nie przewidział tego, że możesz to zrobić.
-No raczej.
-Korzystaj z zaskoczenia. Dzisiaj wytłumaczę ci kilka kwestii, pokażę parę rzeczy, a jutro przyprowadzę Aresa. Mnie nauczyli atakować, ciebie nauczę bronić.
-A podobno najlepszą obroną jest atak...
   Ogarnął wzrokiem po otaczających ich drzewach.
-Bo jest, ale póki żyję, nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić od tak sobie.
-Nie możesz mi niczego zabronić - zaprzeczył Sepris z wyrzutem.
-Twoja wola, wynocha. Przepuściłeś swoją szansę.
-Ale jak to? - spytał zaskoczony smok.
-A tak to. Nie chcesz się dostosować to nie będę nawet próbował.
   Sepris popatrzał na niego z rosnącym gniewem w błękitnych ślepiach. Felsarin podniósł zad i ruszył z powrotem do doliny.
-Musisz mnie nauczyć, jesteś moim ojcem - zaskrzeczał za nim syn.
-Po pierwsze, to nic nie muszę - odpowiedział Felsarin zatrzymując krok - a po drugie, to ty chciałeś uciec. 
-I pozwolisz abym był bezbronny i bezradny?
-Przynajmniej nikomu nie zrobisz krzywdy. Wolałbym cię zabić niż uczynić takim jak ja, więc albo będziesz grzeczny, albo odejdź i rób co chcesz. Ja nie robię tego dla siebie.
-No dobra...- prychnął młody gad.
-Zapomniałeś o czymś.
-Przepraszam.
-Świetnie, szacunek to podstawa, a szczególnie do starszych. Teraz posłuchaj mnie uważnie...

7 lis 2014

Felsarin - "Zamek"

Wkrótce staniemy twarzą w twarz, teraz oboje czekamy.
Gotowe ciało i dusza, nadszedł nasz czas.
~Night Mistress - "Sacred Dance"


   Fort na wzgórzu obok wioski Pesr był niewielkim fortem obronnym otoczonym szarymi, niskimi murami. Otwarte dzisiaj bramy witały patrolujących okolicę strażników i żołnierzy. Zastawiona konnicą oraz powozami okolica wyglądała jak przygotowanie do odparcia ataku. W dole leżała wioska pełna drewnianych domów zasłanych słomą. Równinny, goły teren rozciągał pastwiska pełne owiec oraz bydła na wiele hektarów. Uszkodzony dwór, surowa bryła kamienia raczej nie była marzeniem bogatego szlachcica, tylko pomysłem na szybko organizowaną obronę. Podeptane błonia przed owiniętymi metalem drzwiami znalazły schronienie dla niezbyt zadowolonych gwardzistów siedzących w nieładzie przy ognisku.
   Całe posiedzenie odbyło się w obszernej, długiej sali zastawionej długim, dębowym stołem. Z wysokiego sufitu zwisały żelazne żyrandole wystawione płonącymi świecami. Światło dzienne wpadało przez wąskie okienka. Na końcu owego stołu czekały trzy osoby. Król Morgal, krasnolud w swojej ulubionej purpurowej pelerynie i szytymi złotem barwnymi szatami, nie szczędzonych bogactwami, z burzą białych włosów i sumiastymi wąsami, siedział jak dziecko  z nogami w powietrzu na wysokim krześle. Łokcie opierał o czysty blat wpatrując się w ścianę za wysokim, sztywnym elfem w brązowych, wojennych ubraniach. 
   Miał drapieżne brwi. Co jakiś czas odrzucał do tyłu opadające do przodu blond włosy. I na końcu król Jakub, średniego wzrostu jegomość w skórzanej zbroi obitej ćwiekami, o dosyć łagodnej lecz znudzonej twarzy. Opierał ogoloną brodę na prawej dłoni jakby w zamyśleniu.
   Siedzieli w ciszy aż w końcu Morgal jako pierwszy zabrał głos.
-Czy ktoś może mi łaskawie powiedzieć - powiedział twardo, a jego słowa zabrzmiały mocno w komnacie odbijając się od ścian - po co się tutaj zebraliśmy?
-Niestety nie ma naszego gościa specjalnego - odpowiedział z innej beczki Jakub swoim miękkim tonem. Wyprostował plecy i mówił dalej - oczekiwaliśmy jego przybycia, lecz jak stwierdził... nie będzie siedział w jednej sali z odmieńcami i dziwakami.
-Wygląda na to, że musimy obrać inną strategię - rzekł Herold - dlatego pomimo sprzeciwu, postanowiłem was tutaj zaprosić.
   Zapadło milczenie. Felsarin utkwił wzrok w czarnej plamie w drewnie.
-Celem było oczywiście zawarcie porozumienia z Valthanem - wyjaśnił elf - skłonienie go do zaprzestania walk z nami, zamknięcie konfliktu i ujarzmienie jego nienawiści do nas wszystkich tu obecnych. Perspektywa uczestniczenia w tym zebraniu z elfem, smokiem oraz krasnoludem musiała go przerosnąć.
-Moglibyśmy od razu ściąć mu głowę i nabić na pal - wtrącił Morgal rzucając niezadowolone spojrzenie na Herolda - zamiast dyskutować należałoby ciachnąć i problem mielibyśmy z głowy.
-Powiedz to jemu - Jakub wskazał na Felsarina - miał okazję to przepuścił szansę jak pijany marynarz swój dorobek w kości.
-Miałem raczej na myśli załatwić to dyplomatycznie - upomniał go Herold splatając palce.
-Papierkiem to można się podetrzeć, trzeba działać...
-Jak nie prośbą to groźbą...
~Ciekawe jak tutaj żyli - pomyślał smok - ci wszyscy ludzie. Całkiem przytulny zameczek, nie to co jakaś wilgotna jaskinia. Cieplej, przytulniej. Chciałbym mieć takie coś. Może gdybym wyciągnął coś z tego skarbu pod jeziorem, to dało by radę wykupić na własność ten stary fort. Ale nie potrafię pisać, nie jestem w stanie podpisać dokumentu kupna czegoś takiego. Czy ktoś może zrobić to za mnie? O, i zażyczyłbym sobie miękkiego posłania. Nie wiadomo tylko czyje to jest...
-...nie, ten pomysł jest kompletnie do dupy - wyrwało go z zamyśleń - nie można szturmować Wolsedore bo jest za duże, mają więcej wojska i są lepiej uzbrojeni.
-Dlatego potrzebujemy zjednoczenia, musimy być razem, tylko w ten sposób można go pokonać.
-Ale kluczem nie jest armia, tylko Valthan. On nas nienawidzi, to od niego pochodzi te nastawienie. Wcześniej było w porządku.
-Potrzebujemy twoich sił, Morgalu, i twoich, Felsarinie - stwierdził stanowczo Herold patrząc na ich oboje.
-Mam dbać o was skoro nigdy nie otrzymałem od was żadnej pomocy? Oni nam kiedyś pomogli - Morgal podniósł lekko głos, wskazał na Felsarina - pomogli nam, my udzieliliśmy pomocy im.
-Jesteś egoistą - powiedział Jakub.
-Wasz ruch też jest ważny - upomniał elf smoka - wcześniej mieliśmy zamiar z tobą podyskutować.
-Nam jest dobrze jak jest - mruknął Felsarin mrużąc oczy.
-Nie zależy ci na tym, byście mogli wszędzie zamieszkać? Polują na was jak na zwierzęta.
-Ten problem dotyczy nas wszystkich - przerwał Morgal.
-No właśnie, dlaczego nie zawalczycie o prawo do wyjścia z gór? O bezpieczny handel?
   Dyskusja na ten temat powoli zaczęła go nudzić.
-...ludzie nie są wcale źli, oni sami są zastraszani, ofiarami są wszyscy. Moglibyśmy uwolnić ich, i tym samym dać samym sobie trochę bezpieczeństwa.
-Ja wam coś powiem - Morgal zapukał palcem w stół - w górach jest mi bezpiecznie. My, krasnoludy współpracujemy ze smokami, a wy dwoje ze sobą. Prawie połowa mieszkańców Shaduru to elfy i ludzie, nie wspomnę już o innych miastach. A ilu z nas żyje wśród was? Ilu krasnoludów zamieszkuje wasze drewniane domki w lesie? Ile smoków lata nad waszymi miastami?
-Niewiele - odpowiedział Herold.
-No właśnie.
-Jesteś taki mądry bo pod swoją władzą masz zdecydowanie silniejszą i mocniejszą armię - odezwał się Jakub - ale z drugiej strony jest ospałą masą bo nie musi nic bronić. Elfy muszą odpierać ataki i oddziały łowców, więc są lepiej zdyscyplinowani. Czemu nie połączyć waszej broni z naszymi ludźmi?
-Felsarinie, powiedz mi, czy chcieliście mieć dostępu do imperium?
-W zasadzie to i tak nie ma gdzie tam żyć - odpowiedział smok w ciszy - żaden z nas chyba nie marzy aby zadomowić się w pobliżu Wolsedore. Mamy góry i wyspy, stamtąd nikt nas nie wyprasza. Z reguły walczymy o swoje, w obronie, a nie atakując.
-A gdyby zabrali wam wyspy? - zapytał Jakub czujnie go obserwując.
-Nie wzruszyłoby to mną.
-A gdyby wojska wkroczyły do gór z zamiarem wybicia wszystkich smoków?
-Pozostaje tylko bronić. Razem z Morgalem mamy szansę, mamy swoją strategię. Nie mogę po prostu kazać wyruszyć w stronę Wolsedore i umrzeć. Zresztą cała ta zabawa w ogóle mnie nie obchodzi. Chcę tylko byśmy byli bezpieczni. To są nasze góry i nikt nas tam nie gnębi.
   Herodl ukrył twarz w smukłych dłoniach.
-Czy naprawdę nie można na ciebie liczyć? - spytał stłumionym głosem - będzie z was jakikolwiek pożytek?
-Nie.
-Muszę się napić.
   Tym akcentem elf odsunął ze zgrzytem krzesło i opuścił salę.
-No co? - prychnął smok zwracając wzrok na patrzącego spode łba Jakuba - po to mnie tutaj ściągacie?
-Czego chcesz w zamian? - zadał człowiek na poważnie.
-Mam więcej złota niż kiedykolwiek mogliście sobie wymarzyć.
-Mówisz o tym rzekomo ukrytym w górach?
-Tak.
-To nie jest twoje.
-Znalazłem i tylko ja wiem jak go znaleźć, więc jest moje i nie ma niczego czym można mnie przekupić.
-Morgalu, powiedz coś...
-Co mam niby powiedzieć? - przemówił krasnolud zakładając ręce na piersiach - ich sprawa, nie przeszkadzają nam.
   Kłócili się tak dobre parę minut aż wrócił Herold z dzbanem wina. Dyskutowali na ten temat przez dobrą godzinę aż trunek powoli rozwiązywał im języki. Przechodzili w znacznie luźniejszy temat i w końcu zapomnieli o swoich sprzeczkach.

5 lis 2014

Sepris - "Wyrok"

To jest napad, więc kładź się na ziemię.
Jesteśmy tutaj dla tego całego gówna, którego więcej nie potrzebujesz.
~Nickelback - "Get 'Em Up"



   Czasami myślał, jak wyglądałoby jego życie gdyby pewne rzeczy nigdy nie doszły do skutku. Czy siedziałby teraz przy swojej rodzinie? Zauważył, że niektóre krzywdy wychodzą na dobre. Bez udziału Norkada byłby kimś zupełnie innym, bez porwania mógł właśnie żyć gdzieś daleko, samotny, zagubiony, a teraz wszystko jakoś się ułożyło. Jednak nie było tego wspaniałego bez obawy, bez strachu, że na szczycie góry szczęścia pozostaje tylko spaść w dół. W końcu jedyną drogą był upadek.
   Teraz, gdy Felsarin odleciał za wezwaniem, powróciła świadomość zagrożenia. Nadal bezbronny wobec starszych, ciągle rozglądał się dookoła jakby ktoś miał na niego polować. Być może ktoś czeka cierpliwie aż młoda ofiara zostanie sama, bez ochrony, i uderzy w niego.
   Miał to na uwadze. Pewnego dosyć pogodnego dnia, Sara wyciągnęła leniwe rodzeństwo do lasu. Piękny jesienny okres opadających, żółtych liści i zalegającej na ziemi kołdry to naprawdę unikalna i wspaniała pora roku. Hipnotyzujący widok usypiającego świata. Cztery młode smoki postanowiły wykorzystać chwilę całkowicie pochłonięci beztroską zabawą.
   Zakopał się w liściach i czekał aż go znajdą.
-Znalazłaś mnie - rzekł Sepris kiedy ktoś złapał go za ogon. W tej chwili poczuł jak wyciąga go brutalnie spod skały. Serce stanęło mu na widok Harisa.
-Punkt dla mnie - warknął agresywnie purpurowy smok z błyskiem w oczach. Złapał go za ramię oraz skrzydło po czym rzucił w powietrze. Upadł boleśnie na ziemię. Spanikowany próbował uciec. Smok chwycił Seprisa za kark, podniósł i przybił tyłem do drzewa.
   Sepris ryknął, Haris natychmiast zacisnął mu paszczę łapą.
-Miło spędzasz czas? - zapytał wrednie Haris przybliżając łeb do niego. Trzymał dystans tak, by młody nie mógł go dosięgnąć.
-Mpf mm f... - wydusił przez nos.
-Porozmawiamy sobie zanim cię zabiję, dobrze?
   Puścił jego pysk i złapał go za szyję.
-Myślałeś, że jestem aż taki głupi? - wycharczał groźnie Haris - uznałeś mnie za kretyna, którego można zwyczajnie oszukać?
-Nie - jęknął przerażony Sepris.
-Uciekłeś, stchórzyłeś, złamałeś mój zakaz.
-Nie jestem twoją własnością...
-A to to niby co to jest? - ryknął wściekle smok wbijając pazury w jego ramię tam, gdzie miał wypalony znak - pamiątka?!
-Zostaw mnie w spokoju, tutaj nie masz nade mną żadnej władzy.
-Ah, tak, bo przecież jesteś u siebie - powiedział do niego ze złością - synek pod opieką Felsarina, nikt cię nie może dotknąć, prawda? Nie wiem czy zauważyłeś, ale twojego starego akurat w pobliżu nie ma.
   W tej chwili zauważył za Harisem jakiś ruch. Zza skały, jego poprzedniej kryjówki wychylił głowę Ares.
-Zostaw go, fioletowa kupo parującego gówna - usłyszał. Purpurowy smok odwrócił głowę.
-Wypruję ci flaki, smarkata kukło - warknął Haris. Zacisnął pazury na ciele Seprisa i rzucił nim w stronę Aresa. Wylądował bokiem na kamieniu, usłyszał jak zatrzeszczały mu żebra, poczuł rozrywającym ból w lewym skrzydle. Padł bez tchu po drugiej stronie. Ares ruszył biegiem w las na widok zmierzającego do niego Harisa. Sepris poczołgał się do przodu. W tej chwili gałęzie łamiąc, kilkanaście metrów przez nim wylądował szkarłatno-pomarańczowy smok, Jert. Za nim przybyły dwa inne, a gdy Haris dorwał Seprisa, na skale za nim usiadła błękitna smoczyca.
-Nie wasza sprawa - warknął purpurowy napastnik. Przednią łapą złapał za kark Seprisa, a jedną nogą przycisnął go do ziemi.
-Zostaw go zanim zostanie z ciebie parę strzępów - rzekł spokojnie Jert podchodząc bliżej. Haris ścisnął mocniej młodego smoka.
-Jeden krok, a wyrwę mu kręgosłup.
-Nie sądzę.
-Naprawdę tak wam zależy? Naprawdę akceptujecie to, że ta gnida będzie kiedyś rządziła wami, waszymi dziećmi i wnukami? Pozwalacie, by jego ojciec stał nad wami skoro macie przewagę liczebną?
-Tak się składa, że ty również i bez wyjątku jesteś jego poddanym - stwierdził ironicznie Jert po czym dodał z powagą - a taka sytuacja nam pasuje, kiedy ktoś konkretny stoi na górze, wtedy nikt nie próbuje go stamtąd zrzucić i jest spokój. Teraz z łaski swojej wypuść Seprisa.
-Nie odejdę póki on nie będzie martwy.
   Jert skinął głową. Stojąca nad nim smoczyca rzuciła się na Harisa. Przewróciła go po ziemi uwalniając młodą ofiarę. Purpurowy smok upadł razem z nią obok. Pozostali dorwali go. Jert odciągnął czarnego gada na bok.
-Kim jesteś? - zapytał natychmiast Sepris.
-Jert, po prostu. Myślisz, że twój ojciec zostawiłby cię bez opieki?
-Nie miałem tego na uwadze... Co robicie?
-Jest nas siedmiu. Felsarin wyznaczył nas byśmy mieli na uwadze bezpieczeństwo okolicy.
   Przez moment obserwował walczące w tle smoki.
-Mogę go wykończyć?
   Jert odwrócił się. Ryknął krótko uspokajając swoich towarzyszy.
-Jest twój - oznajmił.
   Sepris podszedł powoli do leżącego na ziemi Harisa. Pokrwawiony i poszarpany smok dyszał ciężko. Przytrzymali go by nie uciekł.
-Chyba nie pozwolicie by zabił mnie ten pisklak - warknął słabo.
-Role się odwróciły - powiedział cicho Sepris stając nad nim - pomiatałeś mną jak szmatą, powiedz mi tylko jakie to uczucie...
-Nie dam się takiemu śmieciowi jak ty...
   Spojrzał na niego z obrzydzeniem. Czarny smok zatopił zęby w krtani Harisa. Szarpnął mocno wyrywając część ciała z szyi gada. Gorąca krew popłynęła prawdziwym potokiem. Jego dawny koszmar zaczął się dusić i dławić krwią wytrzeszczając oczy. Patrzał bezlitośnie na umierającego smoka. Wkrótce znieruchomiał, przechylił bezwładnie głowę na bok. Zapadła cisza.
-Wracajmy - mruknął Jert. Obecne na miejscu trzy smoki odeszły powoli za Jertem. Sepris kopnął martwego gada. Ciało przewróciło się z grzbietu na bok.
-Nic ci nie jest? - zapytał Ares wychylając łeb z kryjówki razem z Sarą oraz Elisterą.
-Trochę mnie boli skrzydło - przypomniał sobie. Ruszył za swoim rodzeństwem do domu.
   Policzył w głowie każde odebrane życie. Norkad, pierwszy raz na arenie, potem jedno w trakcie walk i Haris.
-On był czwarty...

3 lis 2014

Felsarin - "Wezwanie"

Chciałeś kantować, skończ z tym.
Lepiej na tym wyjdziesz biorąc wszystko i paląc to.
~Nickelback - Just to get high.



   Usatysfakcjonowany, czuł poprawę humoru. Dał synowi parę dni na przyzwyczajenie się do rodziny. Zauważył znaczną więź między nim a rodzeństwem. Pewnego razu postanowił porozmawiać z nim poważniej.
-Hej, nie masz nic przeciwko? - zapytał odnajdując go samego w lesie. Siedział w tym samym miejscu, gdzie on i Kheriana spędzali razem czas, na polanie z mchu.
-Nie - odpowiedział Sepris.
   Usiadł obok niego. Przez kilka minut trwali w ciszy obserwując spokojne otoczenie. Z drzew spadały żółte liście zasypując ziemię jesienną kołdrą. Od czasu do czasu zerkał na Seprisa. Zauważył na nim parę paskudnych blizn, w tym wypalony na ramieniu znak pazura.
-Skąd to masz? - zaczął Felsarin spokojnie - co się z tobą działo?
-Rozumiem, że chcesz wiedzieć wszystko od początku - powiedział cicho Sepris.
-Naturalnie.
-Trafiłem pod opiekę Norkada, podobno z twojej woli, tak? - spytał młody. Felsarin kiwnął głową. Kontynuował - naciskał na mnie, stosował kary, śledził mnie wszędzie. Najgorsze było w tym to, że czasami ktoś mnie napadał, a potem obrywałem jeszcze od Norkada. Za każdym razem, gdy pytałem o ciebie, przeciągał rozmowę na inną chwilę, w nieskończoność. I jednego dnia nie wytrzymałem, uciekłem. Sorenia wszystko mi opowiedziała. Wróciłem. No nie było to miłe przeżycie, próbowałem się utopić.
-Dlaczego?
   Rzucił Felsarinowi znaczące spojrzenie i opowiadał dalej:
-Coś we mnie pękło, zabiłem Norkada. Myślisz, że to koniec? Porwali mnie, wywieźli i sprzedali jak niewolnika. Tam wyszkolili do boju i kazali walczyć na arenie. Stamtąd mam ten wypalony znak. Oni byli okrutni, jednej nocy byłem zwyczajnie torturowany, za nic, tak po prostu dla zabawy. Sprawnie usunęli ślady by nikt o tym nie wiedział. Uciekłem, w prosty sposób dogadałem się z alchemikiem. On zyskał górę złota a ja wolność. To rozdarcie na piersi jest pozostałością po upozorowanej śmierci. I tak wróciłem tutaj, zobaczyłem ciebie.
-A potem uciekłeś.
-Tak. Ktoś okazał dobre serce i wyczarował dla mnie parę zmian. Chciałem być inny, jak każdy smok i przestać się wyróżniać. Zadziałało, ale wciąż mnie szukają.
-Całe szczęście jesteś już z nami. To smutne, jak wiele złego cię spotkało w tak krótkim czasie.
   Zapadło milczenie. Współczuł swojemu synowi, wiedział co czuje.
-Dlaczego zabiłeś mamę? - zapytał nagle Sepris.
-Trudno mi to powiedzieć...
-Opowiedziałem ci o sobie, teraz chcę znać prawdę - przerwał mu nieco agresywnie młody smok.
-No dobra, masz prawo wiedzieć - westchnął Felsarin - miałem pewien wypadek, dość groźny i Kheriana z Norkadem wzięli mnie za trupa. W tym problem, że ja wcale nie zginąłem tamtego dnia a twoja matka zdążyła zabrać was i odlecieć. Jakiś czas siedziałem czas lecząc rozbitą głowę. Naturalnie poleciałem po was, ale ona już sobie znalazła innego smoka.
-I dlatego pozbawiłeś ją życia?
-Nie, słuchaj dalej. Podsłuchałem ich, wyparła się mnie i ciebie, kłamała. Nie mogłem tego znieść. Trochę mnie poniosło kiedy do niej poszedłem, zabrałem cię by wrócić do domu i wychować z dala od Kheriany. Nauczyłem cię latać, poświęcałem ci całą uwagę. Ale mnie znalazła, była wściekła i chciała zemsty za to, co jej zrobiłem. Odkryłem jej fałszywe oblicze. I tak umierałem, postanowiłem, że zginiemy razem, i tak się stało.
-A teraz żyjesz, jak?
-Z niepewnego źródła wiem, że my, potomkowie Khanemita, jesteśmy zrodzeni z ciemności. Dzięki temu, co rzekomo mógł dać nam sam diabeł, jesteśmy silniejsi i do dzisiaj władamy smoczą rasą. Podobno... anioły umierają i na zawsze trafiają do swojego królestwa, a demony mogą wrócić jeśli posiądą czyjeś ciało do życia. Wtedy ktoś wpadł na pomysł, by odprawić cyrk na cmentarzu i złożyć jakiegoś smoka w ofierze by spróbować wskrzesić mnie. Moim zdaniem miało to inny cel. Po prostu wszystko się schrzaniło do tego stopnia, że wstałem z grobu by naprawić cały ten syf.
-Naprawdę jestem twoim następcą?
-Tak, nie kto inny jak ty, Seprisie.
   Oboje postanowili wrócić. Było chłodno, pochmurne niebo zapowiadało deszcz. W dolinie od razu dostrzegł pewną niejasność. Niedaleko jego groty siedział gryf, najprawdziwszy i niezbyt mile widziały gryf. Szaro-brązowe umaszczenie stworzenia falowało na wietrze. Obserwowany bacznie przez inne smoki, czekał sztywno najwyraźniej na niego. Obok stworzenia stał wysokiego wzrostu, nieco szeroki w pasie człowiek. Ubrany w czerwony płaszcz, oznakowany na posłańca. Na dłoniach miał czarne rękawice, ściskał w nich jakiś list. Co jakiś czas odganiał wpadające mu do oczu jasne, blond włosy. Podeszli ostrożnie do pary.
-Ty jesteś Felsarin? - spytał niepewnie człowiek.
-To ja.
-Przybywamy w imieniu króla Jakuba oraz króla elfów, Herolda - rzekł oficjalnym głosem posłaniec. Zakasłał w dłoń i poinformował - zapraszają cię, Felsarinie Fenthirze, na pokoje zebranie i radę władców punktualnie w samo południe za tydzień w starym forcie na wzgórzu przy wiosce Pesr.
-W jakim celu?
-Przykro mi, nie mogę tego zdradzić. Przekazuję tylko wieści. Potrzebuję twojego oświadczenia.
-Hmm - mruknął smok - niech będzie.
   Posłaniec skinął głową i wsiadł na grzbiet gryfa. Odlecieli w stronę Shaduru. Sepris zaczepił go.
-Nie brzmi to podejrzanie? Skąd wiesz, czy to nie jest pułapka? - zapytał młody gad.
-Bo jedyna osoba, która mogłaby zorganizować na nas podstęp, nienawidzi wszelakich stworzeń i na pewno nie wysłałby gryfa.
-Mogę lecieć z tobą?
-Chciałbym, ale polecę sam. Zaopiekuj się siostrami na czas mojej nieobecności.

1 lis 2014

Sepris - "Prawdziwy".

Wiem, że też mogę zawieść,
Ale wiem również, że byłeś taki jak ja,
I ktoś się na tobie zawiódł.
~Linkin Park - Numb.



   Wszystko runęło. Po raz kolejny, kiedy był u szczytu sukcesu i szczęścia, cały jego świat zapadł się w ciemność zostawiając niezdecydowanego i zagubionego w sobie Seprisa. Już chciał uciekać, zwinąć ogon jak szczur, odejść na zawsze. Żałował, że tego nie zrobił. Nie miał pojęcia w jaki sposób go odkryli.
   Z bólem serca siedział przed domem Jastara. Było mu zimno, i nie tylko z powodu chłodnego klimatu, ale był załamany. Nie chciał wracać, tak było mu dobrze. To był jeszcze ten moment, kiedy miał szansę na odwrót. Tylko pytaniem było: co dalej? Gdzie pójdzie? Musiał wybrać między nieznanym, a rodziną. Każdy, kto wziął Seprisa pod opiekę musiał go skrzywdzić, nie chciał by historia zatoczyła koło, nie chciał znowu cierpieć.
~Do trzech razy sztuka - pomyślał ponuro. Uderzył łapą w dębowe drzwi. Zrobił dwa kroi w tył i czekał. Tak jak ostatnio otworzył mu Jastar. Tym razem w granatowym szlafroku.
-Tylko nie ty - prychnął zamiast powitania mężczyzna przybierając groźny wyraz twarzy.
-Złapali mnie, nie mam wyboru - mruknął smok.
-Dobra, zróbmy to szybko i więcej tu nie wracaj...
   Odwrócenie czarów trwało znacznie krócej. Chwila i już w lustrze zobaczył posępnego, czarnego smoka z rozdartą piersią. Znowu miał świdrujące, niebieskie oczy i brakowało mu końcówki ogona.
-Nienawidzę siebie - stwierdził odwracając wzrok od zwierciadła. Posprzątana pracownia wyglądała na ciepły, schludny, pokój. Wszystko było na swoim miejscu, wszystkie papiery leżało w stosie na biurku, a książki w biblioteczkach.
   Szedł powoli przez miasto, nie podziwiał Shaduru tak jak za pierwszym razem. Swoją drogą musiał wrócić, próbował wmówić sobie cokolwiek by tylko odwlec myśli.
-Pieprzony znak - warknął na głos. Przechodnie zwrócili na niego uwagę. Odleciał stamtąd i skierował się do doliny. Postanowił w końcu wrócić, kiedyś musiał to zrobić. Miał wrażenie jakby zmierzał na karę śmierci. Wziął głęboki oddech i wszedł do groty swojego ojca.
   Na środku płonęło ognisko. Felsarin leżał razem z Sorenią oraz Elisterą. Na skalnej półce po lewej stronie spała Sara, obok obserwującego ogień Aresa. Prawe legowisko stało puste. Przypomniał sobie wszystkie potworności, jakie zrobił mu Norkad w tym miejscu.
-Jednak wróciłeś - stwierdził Felsarin podnosząc głowę.
-Niestety. Teraz dajcie mi spokój i pozwólcie normalnie żyć, tak jak mi obiecałeś - odpowiedział Sepris i spoczął w kącie swojego leża. Zwinął się w kłębek a następnie przykrył skrzydłem. Nie był śpiący, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy.
   Nie czuł wcale sympatii do rodziny, nie czuł żadnego powiązania z nimi, i raczej nie chciał tego czuć. Przeklinał Felsarina, przeklinał Sorenię, przeklinał samego siebie.

***

   Następnego dnia wymknął się wcześnie rano. Cała dolina skąpana była w mlecznobiałej mgle. Mróz i wilgoć zmusiła go do zrezygnowania z przechadzki. Najlepiej było udawać sen by nie wchodzić nikomu w drogę czy uniknąć głupich pytań oraz tłumaczenia swojego zachowania.

-Co mu jest? - usłyszał Sorenię.
-Przejdzie mu - odpowiedział Felsarin - daj mu czas.
-Nienawidzę was, dlatego - orzekł Sepris stłumionym głosem - zniszczyłeś mi życie. Było mi tak dobrze ale musiałeś wszystko przerwać. Bądź z siebie dumny.
-Nie wyciągaj pochopnych wniosków - powiedziała Sorenia - to nie jest jego wina.
-A ty nie jesteś w żaden sposób z nami związana, więc lepiej siedź cicho.
-Bezczelny jest - stwierdziła z wyrzutem smoczyca.
-Seprisie - zlokalizował obok siebie Elisterę - nie bądź na nas zły.
-Jestem zły tylko na tego skretyniałego smoka, który kazał mi zmyć z siebie to, co dawało mi szczęście i zastąpić je z powrotem tym obrzydliwym wizerunkiem. Wyglądam teraz tak samo, jakby utopili szczura w smole i obrzucili rzadkim gównem.
-Przegiąłeś - warknął Felsarin. Usłyszał jak wstaje i podchodzi ciężko do niego. Sepris podniósł głowę by spojrzeć na złego ojca.
-Teraz mnie ukarzesz, prawda? Zrobisz to samo co Norkad? Będziesz taki jak on? Może pójdziemy do innej groty?
-Matko... - jęknął Felsarin wywracając oczami - nie będę tobą pomiatał, ale jeśli nie nabierzesz jakiegoś szacunku i będziesz traktował nas tak jak teraz, to poznasz moją złą stronę. A nie chcę byś ją poznał.
-Czemu nie zostawiłeś mnie w spokoju? - zapytał Sepris -  Nie przyszło ci do głowy, że może pasuje mi takie życie i nie chcę z wami żyć?
-To idź - rzekł krótko ojciec - zrób co uważasz za słuszne, nie będę za tobą szedł i wchodził ci w drogę jeśli sobie tego nie życzysz.
   Ustąpił mu miejsca. Nieśmiało, młody smok wstał. Rzucił okiem na każdego i wyszedł na zewnątrz. Nie miał pojęcia co robi. Usiadł tuż obok wlotu groty.
-Kochana, co ja właśnie zrobiłem? - dotarł do niego głos Felsarina, jakby wypełniony żalem - chciałem tylko by był szczęśliwy, a on mnie nienawidzi... dlaczego? Aż takim potworem jestem, że własny syn nie chce mnie znać? Mam dosyć sprowadzania na wszystkich bólu. Może naprawdę nie powinienem wchodzić mu w drogę i pozwolić odejść oraz żyć jak chce. Najwyraźniej nas nie potrzebuje.
~A może jednak? - pomyślał - może to moja wina? Cały czas narzekam na wszystkich, a to ja jestem winny. Na siłę odrzucam coś, czego pragnąłem od samego początku. Może powinienem się zmienić?
   Postanowił wrócić.
-Wiesz? - zapytał nieśmiało Sepris podchodząc powoli do rodziny - to moja wina. Obwiniam cię za coś, czego nie zrobiłeś. Masz rację, chciałeś tylko mi pomóc, a ja ślepo wierzyłem we własne kłamstwa.
-Czyli jednak zostajesz? - spytała Sorenia.
-Raczej.