Layout by Raion

18 lis 2014

Felsarin - "Utrata".

Morałem twojej historii jest to, że co idzie do góry musi wrócić na dół.
~Hammerfall - "The fire burn forever"



   Pomimo genialnego pomysłu Felsarina na wykorzystanie starej zbroi, Sorenia nie zmieniła zdania co do treningu i często po prostu siedziała obrażona za to, że nie bierze pod uwagę jej opinii na ten temat. Na nic zdały się wszelkie tłumaczenia i argumenty. Równie dobrze mógł mówić do ceglanego muru. Jeden szczególny dzień mocno szarpnął nerwami smoczycy. Podczas jednego treningu Ares nagle zaczął skarżyć się na ból w nodze. Po dłuższej analizie w Shadurze na jaw wyszło zerwanie ścięgna.
-No to teraz mnie zabije - stwierdził Felsarin opuszczając z Seprisem śnieżnobiały dom medyków. Niestety Ares musiał zostać - i co mam jej powiedzieć?
-Nie zrzucaj winy na mnie.
-Obaj możemy być winni.
-Ale to ty dostaniesz.
   Wrócili do doliny i tam Sepris odszedł pod pretekstem znalezienia reszty rodzeństwa. Zrezygnowany Felsarin zastał Sorenię pożerającą do połowy wygryzionego z mięsa dzika.
-Wróciłem dziś wcześniej, kochana - przywitał ją. Smoczyca spojrzała na niego spode łba groźnym wzrokiem.
-A oni? - spytała obrażonym tonem. Kapiąca z pyska krew nadawała Sorenii niemal przerażający wygląd.
-Poszli szukać sióstr - odpowiedział czarny smok siląc się na naturalny głos - nic ci nie jest?
-Wiesz dobrze. Mam wrażenie, że kiedyś skończy się to źle. Jeden drugiego w końcu połamie albo porani, i to z twojej winy.
-Dlaczego z mojej? - zapytał z wyrzutem.
-Bo ty ich zabierasz i ty ich pilnujesz. Zobaczysz, jeśli z Aresem będzie źle, to z tobą również.
-Przesadzasz. Na siłę szukasz tego złego.
-Ostrzegam cię tylko, jedno potknięcie, jeden krok za daleko a pożałujesz. Nie pozwolę, by Ares był przez ciebie kaleką.
-Dobrze, jedz dalej - uspokoił ją i dodał cicho - bo wychodzi z ciebie potwór.
   Jej nastawienie nie wróżyło niczego dobrego. Nie odezwała się więcej do niego. Kiedy przymknęła oko do drzemki późnym popołudniem, opuścił ukradkiem grotę. Nie musiał długo szukać Seprisa.
-Nie, nie odwiedzałem - powiedział młody smok.
-Nie mówcie nic nikomu, dobra? - ogarnął wzrokiem całą trójkę - polecę sprawdzić i wrócimy. Na pewno nie był to poważny uraz.
   Jak obiecał tak zrobił. Wparował na znaną mu przyjazną dla oka zielono-białą salę. Nie zważając na obecnych medyków, odnalazł za jednym z parawanów Aresa leżącego na boku z szeroko otwartymi oczami. Ku zgrozie zauważył, że jego prawa noga została usztywniona grubym palem i szmatami.
-Wszystko w porządku? - spytał nieśmiało Felsarin podchodząc do niego.
-Czy wszystko w porządku? - powtórzył ze złością młody smok podnosząc głowę - nie będę mógł chodzić przez parę tygodni. Perspektywa spędzenia takiego czasu z nogą w tym diabelstwie wcale mnie nie pociesza.
-Mogę w czymś pomóc? - przerwał im męski głos. Był to średniego wzrostu stary, sędziwy mężczyzna ze strzępkami szarych włosów na głowie w białym fartuchu.
-Tak. Co mu jest?
-Twój mały przyjaciel ma zerwane ścięgno - poinformował go medyk. Przeszedł obok i stanął obok swojego pacjenta. Dotknął tylnej łapy smoka wskazując miejsce zranienia - miał szczęście, że tak szybko tutaj dotarł, w innym wypadku mógłby nie odzyskać sprawności.
-Kiedy z tego wyjdzie?
-Zakładam cztery do sześciu tygodni, na pewno nie wcześniej.
-A nie możecie użyć... innych środków?
-Rozumiem, że troszczysz się o niego, ale więcej zrobić nie możemy. Te najważniejsze lekarstwa są w bardzo ograniczonym zapasie, trudne do zdobycia, zrobienia i używamy ich tylko w wypadku zagrożenia życia.
-Moje życie jest zagrożone jeśli on dzisiaj nie wróci cały...

***

-Przegiąłeś - warknęła Sorenia gdy tylko usłyszała prawdę - teraz... teraz nie wiem co zrobić. Najpierw cię zamordować czy odwiedzić Aresa?
-Rozumiem twoją złość - uspokajał ją - ja też mam oku dobro Aresa i też się o niego martwię.
-Ostrzegałam cię, czarna maso pustego ilorazu inteligencji - prychnęła smoczyca napierając na niego bezskutecznie - czy cokolwiek do ciebie dociera?!
-Przecież wyjdzie z tego...
-Ale to twoja wina! - ryknęła opluwając go ze złości. Wbiła pazury w jego pierś jakby chciała zerwać z niego skórę - mój Ares jest przez ciebie ranny, słyszysz to? I będzie chodził ze sztywną nogą jak kaleka!
-Znowu wychodzi z ciebie gremlin...
-Ty gnido - Sorenia zatopiła kły w jego barku. Felsarin natychmiast poczuł instynkt obronny i złapał ją dosyć brutalnie szponami za skrzydło oraz bok. Przechylił ją na bok, zacisnął szczęki na karku Sorenii. Puściła go, zaskrzeczała głośno z bólu i od razu ją uwolnił czując błąd. Odeszła od niego na kilka metrów.
-To moje dziecko! - zawyła zrozpaczona - skrzywdziłeś je, skrzywdziłeś mnie!
-Przepraszam - powiedział z żalem czarny smok - nie chciałem cię zranić...
    Próbował do niej podejść. Ona odsunęła się od niego.
-Nie dotykaj mnie...
-Kochana, wybacz mi, proszę...
   Nastała cisza przerywana jedynie jękiem rannej smoczycy. Z szyi obficie płynęła jej krew. Cała roztrzęsiona odnalazła łapą swoją ranę.
-Jesteś potworem - stwierdziła drżącym głosem zlizując krew ze swoich pazurów.
   Patrzał na nią bezradny, skulona usiadła w kącie.
-Przepraszam - powtórzył o wiele spokojniej.
-Zaufałam ci - wyszeptała tuląc łeb do zimnej ściany - powierzyłam ci swojego synka, jego bezpieczeństwo, rzuciłam dla ciebie Jerta, oddałam ci swoje serce... Teraz rozumiem.
-Sorenio...
-Jesteś bestią. Zabiłeś Kherianę, kochałeś ją a mimo tego ją zabiłeś. To samo zrobiłbyś ze mną...
-Kochanie, jesteś ranna, ktoś powinien ci pomóc.
   Opuściła głowę.
-Nie podchodź do mnie - uprzedziła go.
   Zapadło milczenie. Kiedy Sorenia wyrównała oddech, pociągnęła nosem i orzekła:
-Odchodzę.
   To jedno słowo zatrzymało Felsarinowi serce.
-Ale... - zaciął się.
-Odchodzę - powtórzyła - z nami koniec. Jesteś niebezpieczny, okrutny.
-Błagam...
-Nie. Prędzej czy później skończyłabym jak Kheriana.
   Wstała i bez słowa ruszyła do wyjścia. Próbował ją powstrzymać, lecz tym razem nie chybiła i trafnie uderzyła go łapą prosto w pysk. Zamarł w miejscu.
-Nie szukaj mnie już nigdy - powiedziała i wyszła.
-Nie zostawiaj mnie - jęknął zrozpaczony smok. Usiadł i spuścił łeb na dół. Zamknął oczy pogrążając się w napływającym smutku. Niepowstrzymanie spod powieki wypłynęła samotna łezka.
-Tato? - usłyszał niewinny głos Sary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz