Layout by Raion

20 kwi 2014

Lucyfer "Jeśli potrafisz"

"I aniołowie mają swoich szatanów, i szatani swoich aniołów"
 Stanisław Jerzy Lec
Anioł rozglądał się dookoła, zapewne wyczuł moją obecność. Jego oczy błądziły po łące otaczającej go z każdej strony, a także po brzegu lasu, który był tuż za mną.
I wtedy wzrok jego przesadziście białych oczu padł na mnie. Dostrzegłem jak głęboko westchnął - jakby z ulgą - nie miałem pojęcia czemu. Anioły, a przede wszystkim Archanioły w tym momencie krzyczałyby wyzwanie do walki, nie przyjęłyby tego ze s p o k o j e m, tak jak ten oto przedstawiciel tak wysokiej rangi.
Na jego twarzy pojawił się nieznaczny, ale zapraszający uśmiech. Kiwnął lekko głową w geście propozycji podejścia do niego. Ale ja jak to ja - nie mogłem tak po prostu po przyjacielsku zbliżyć się do mojego wroga. Zwróciłem swój wzrok w prawo w akcie znudzenia i zaśmiałem się szyderczo pod nosem.
- A n i o ł y, obrzydliwe skurwysyny, które sądzą, że zwykłe przyjacielskie zagranie wszystko zmieni.
Choć wypowiedziałem te słowa szeptem to wiedziałem, że dotarły do uszu tego parszywego stworzenia. Przez krótką chwilę wpatrywałem się w bezkres łąk, poklepałem Sephiha po karej szyi i swoimi palcami rozplątywałem jego splątaną złotą grzywę. Koń spoglądał się tam, gdzie ja - nawet nie patrzył się swymi brązowymi, mądrymi oczami na przedstawiciela swego gatunku stojącego pod wzgórzem.
Gdy moje oczy znów zwrócił się na Gabriela mężczyzna nie siedział już na swoim wierzchowcu, który pasł się niedaleko niego. Podniósł dumnie głowę ku górze, gdy za plecami zmaterializowały się gigantyczne, białe skrzydła. Dla zwykłych śmiertelników wydawałyby się niesamowite i majestatyczne. Ja nie dostrzegałem nic wspaniałego w tych obiektach umieszczonych na plecach i służących do wznoszenia się ku niebu. Lecz to nie dzięki nim można było się dostać do "Królestwa Niebieskiego", bo do tego służył klucz umieszczony w umyśle Anioła. Każdy Sługa nosił w swojej głowie coś w rodzaju mapy lub drzwi do Tamtego Świata. 
Z gardła Archanioła wydobył się melodyjny szept.
- Och, L u c y f e r z e, czyżbyś powoli stawał się w pełni śmiertelnikiem zaczynając mówić jak oni i wyglądać jak te głupie istoty? - pod koniec westchnął przeciągle.
Jak na jednego z najstarszych Aniołów miał głos jak książę z bajki dla małych dzieci, które marzą o tak absurdalnej i niemożliwej przyszłości.
Przymknąłem powieki i uśmiechnąłem się szeroko ukazując szereg swoich zębów.
- Wolałbym walczyć, Gabrielu niż prowadzić bezczynną konwersację na temat tego jaki się stałem. Nie powinno zbytnio cię to obchodzić - co robiłem, gdzie spałem, co piłem, co mówiłem - to nie twoja, kurwa, sprawa - rozszerzyłem powieki i zachichotałem chowając twarz w dłoniach. - Chodź tu i walcz - jeśli potrafisz. - sprowokowałem go.
Archanioł chwycił rękojeść Pokoju i uniósł się na skrzydłach kierując się w moją stronę. W ciągu sekundy znalazł się naprzeciw mnie.
Zrobiłem rozweseloną minę i zeskoczyłem z siodła konia. Wierzchowiec od razu ruszył do najbujniejszej trawy. Umysłem kazałem urzeczywistnić się moim czarnym skrzydłom, którymi mogłem się pochwalić. W dotyku były niczym aksamit, a z wyglądu przypominały wielkie, kruczoczarne serce stworzone z ptasich piór. W locie z dołu wyglądałem niczym kruk, wielki kruk.
Mężczyzna spoglądał na mnie spod przymrużonych oczu ściągając brwi w zdziwieniu.
- Chciałem z tobą porozmawiać w sprawie pewnej kwestii, ale jak widać nie dasz mi dojść do słowa póki nie zmierzę się z twoją osobą, a więc stań do walki - rzekł wojowniczo.
Ustawił się w pozycji bojowej i choć wyglądał na starego to wiedziałem, że jest silnym przeciwnikiem. Nie wątpiłem także, że mogę przegrać tę walkę i będę musiał wysłuchać tematu, który pragnął poruszyć.
Z sykiem stali wydobyłem dwa czarne miecze z pochw umieszczonych na moich plecach. Oba z ciemną rękojeścią wykładaną skórą. Wystawiłem ostrza ku niemu stawiając lewą nogę do przodu, a prawą nieco do tyłu. Przekrzywiłem głowę w bok.
- A więc niech wygra lepszy, sukinsynie - krzyknąłem ze śmiechem.
Gabriel uniósł tylko do góry prawy kącik ust i rzucił się na mnie z mieczem, którego sztych był zrobiony ze srebra, a rękojeść była naznaczona licznymi kamieniami szlachetnymi - pamiętam, gdy ja posiadałem podobną broń, oczywiście była łudząco podobna, a różniła się tylko rękojeść, która u mnie była w pręgi. Zazwyczaj miecz oznaczał moralność jego właściciela. Kamienie oznaczały zamożność i chytrość. Gabriel był chciwy i to wielce. Kochał złoto i wszystko co z niego wykonane. Choć był Aniołem - nie zachowywał postawy prawdziwego Sługi Boga - był próżny, a próżność w Niebiosach jest grzechem.
Miecze poszły w ruch. 
Oboje rzucaliśmy się na siebie z gracją godną Aniołów. Moje ostrza wymierzały tysiące cięć w jego stronę. Unikając broni przeciwnika usuwałem się w bok, podskakiwałem do góry oraz uchylałem się. To samo robił on, gdy to ja zyskiwałem przewagę, aż w końcu przeciąłem koszulę Gabriela. Mężczyzna zrobił wściekłą minę i zaczął atakować ze zdwojoną siłą.
Uchyliłem się przed ostrzem i wstając kopnąłem Archanioła z półobrotu. Ten tylko się zachwiał i ponownie zaczął wywijać Pokojem. 
Dosłownie na chwilę stanął parę kroków ode mnie jakby chcąc złapać oddech, lecz nie o to mu chodziło. Nie zwracałem uwagi na to co dostrzegł, więc ponownie rzuciłem się na niego wzlatując na skrzydłach, lecz ten zatrzymał mnie ruchem białej dłoni. 
Spojrzał mi prosto w oczy i zauważyłem w Gabrielu zaniepokojenie i coś w rodzaju strachu
Szybkim ruchem schował broń do pochwy i gestem głowy kazał mnie także uczynić taki ruch. I tak postąpiłem. Sam nawet nie wiem czemu poszedłem za przykładem wroga, ale posłuchałem tego idioty.
Wyprostowałem się i zwróciłem oczy ku kierunkowi, gdzie patrzył Gabriel. 
Zaniemówiłem. 
Na skraju zielonego, mieszanego lasu stała dziewczyna, ale nie taka zwykła przedstawicielka płci żeńskiej. Dziewczyna cała we krwi, z mieczem, na którego rękojeści miała oplecione delikatne, kościste palce. Ściskała go jak coś ważnego i cała była oblegana licznymi drgawkami. W jej wielkich, czarnych oczach było widać strach. Po twarzy spływały łzy, które rozmazywały zaschniętą krew tworzącą "rzeki" czerwieni na jej policzkach, brodzie i czole, a jej ubiór także był cały w tej zaschniętej cieczy. 
Nie czujesz? ~ spytał się mentalnie Gabriel.
To prawda. Wyczuwałem w niej coś bardzo niepokojącego. 
Nie była ani Upadłym, ani Aniołem, ale można było w niej rozpoznać trochę z jednego i trochę z drugiego. Była czymś pomiędzy. Można by uznać ją za ducha
Za jej plecami pojawiły się skrzydła w kształcie podobnym do moich, lecz prawe było białe, a lewe czarne. 
Było w niej coś jeszcze bardziej niepokojącego. 
Jej skrzydła traciły pióra, robiły się łyse. 
~ Kto to jest, Gabrielu? ~ spytałem zaciekawiony. 
Gabriel zaśmiał się cicho. 
- Nie poznajesz? - w jego głosie było można rozpoznać niedowierzanie. 
Wtedy moim oczom ukazała się przeszłość, przeszłość, którą tak bardzo chciałem kryć. 
- Tenebrae - wyszeptałem. 
- Tak, to Ciemność - powiedział z zachwytem. 



4 komentarze:

  1. Oprócz licznych powtórzeń "który", to całkiem dobrze Ci to idzie, szczególnie podoba mi się ten realizm wypowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę wybaczyć mi które ;) jak słowo był to jest powtarzam, zawsze coś musi być to u mnie normalne, gdy nie pisałam normalnie od długiego czasu, mam nadzieję że potem będzie lepiej ^^

      Usuń
    2. P.S. Jak będę na komputerze poprawię to bo zauważyłam jeszcze parę niedogodności ;)

      Usuń
  2. Świetne! Może faktycznie zbyt dużo ,,których", ale gdy się to czyta trudno to zauważyć :)

    OdpowiedzUsuń