Layout by Raion

13 kwi 2014

Lucyfer - "Dobro a zło"

Dzisiejsza noc była spokojna, aż za bardzo - tylko z dwa czy trzy patrole w slumsach, które zazwyczaj były oblegane przez Łowców jak i straże po zmroku. Każdy przyłapany po zachodzie zostawał wypytywany o cel przebywania na zewnątrz, czasami jak ktoś się jąkał, był podejrzany - zabierali go ze sobą i już nigdy nie wracał. Chyba większość mieszkańców Wolsedore domyślała się co się z nimi stało albo co może się stać. Ich los był przesądzony - trafiali albo do celi albo na stryczek. W większości razy to drugie. Niestety. 
Ale mnie to nie obchodziło i obchodzić nie będzie. Najważniejsze jest to, że w dalszym ciągu żyję i wędruję po tym świecie. Wolsedore jest miejscem, gdzie gardzi się istotami podobnymi do mnie, istotami, które w jakiejś odsetce są dobre, ale i za razem złe
Zło może w nich drzemie, ale znaczna część ma więcej tych dobrych cech niż złych. Imperium tego nie dostrzega, a mogłoby mieć w nas poparcie w przyszłości, w czasie wojny czy konfliktu z silniejszym państwem. Może, gdyby postarali się o nasze wtórne zaufanie zdziałaliby coś abyśmy pomogli w rozegraniu bitwy, ale - w moim mniemaniu ich duma wygrałaby, nawet nie prosiliby o to. Tak to już jest, gdy żyje się w kraju pełnym śmierci. Wszędzie czai się czarna moc. Każdy z nas ukrywa się, gdziekolwiek byle bezpiecznie. Niektórzy uciekli jak najdalej miast, zaszyli się głęboko w lasach lub wysoko w górach albo wyruszyli po za granice Imperium, ale reszta pozostała w miastach żyjąc tuż obok wrogów
Ja żyję w Wolsedore od paru lat, od upadku, który miał tragiczne skutki - w dalszym ciągu Aniołowie mnie poszukują aby wrzucić mnie do Piekła skąd nigdy nie wrócę. Ale ja i tak lepiej się maskuję, chociaż czasami lubię się ujawnić w jakimś miejscu, gdzie przebywa jeden z Niebiańskich Sług i walczyć. Walka jest taką czynnością, która ukazuje mnie w pełni, wtedy dostrzegam swoją głębię, swą moc, a także rządzę krwi i zemsty. 
Taki już jestem i taki będę. 


***

Panorama, która otaczała mnie dookoła wyrażała piękno ludzkiego świata w żadnym stopniu nie dorównująca majestacie Nieba. Niebo a Ziemia - dwa inne światy. 
Moją głowę zaprzątały myśli o zabiciu tego kto mnie zrzucił z Niebios, tego Archanioła, który był czelny to uczynić bez żadnych skrupułów. Niby byliśmy przyjaciółmi, ale przyjaźń w języku Niebios to fałszerstwo. Ja nie uczyniłem nic złego, byłem wręcz idealny i zawsze słuchałem rozkazów, ale jedna głupota i nie ma twojego stanowiska, i spadasz. Tak już było, jest i będzie, takie rozkazy narzucane z góry. Bóg jest tylko Sługą tego kto stoi jeszcze wyżej - rozsądku, honoru i dumy, a także zasad ciągnących się bez końca. 
Zasady, które Tam panowały musiały być niepodważalne, popełniłeś błąd - tracisz swój poziom, ale jeżeli zrobisz to co ja uczyniłem - u p a d a s z. Upadek równa się z bólem i strachem. 
Upadły może otrzymać "dar" pochodzący z Piekła, jeśli "Diabeł" widzi w nim sprzymierzeńca, może dlatego otrzymałem To. A "To" jest niezwykłą umiejętnością kierowania czynnościami i wymuszania fałszywej rzeczywistości u przeciwnika, bądź kogokolwiek innego. Oczywiście nie działa to na każdego, gdyż niektórzy mają zbyt wielką własną wolę i kontrolują swoją psychikę zamykając wszystkie możliwe drzwi w umyśle dla nieproszonych gości. 
Ale są inne sposoby na złamanie przeciwnika.

***

Z zamyślenia wyrwał mnie stukot kopyt o piaszczystą drogę prowadzącą do Wolsedore. Uniosłem się w siodle Sephiha stojąc na wzniesieniu. 
Słońce rozdawało swe promienie na całą krainę, dlatego od razu ujrzałem w dole zmierzającego na siwym koniu Samotnego Jeźdźca. Całe moje ciało oblało się zimnym potem, a mój mózg zaczął mimowolnie rozdawać na całego mnie uczucie, które znaczyło tylko jedno. A n i o ł
Drogą zmierzał Anioł, który ukrył swe białe skrzydła - zapewne z bólem, że żadna żywa dusza nie może ujrzeć tego piękna. Użyłem wzroku Sokoła, dzięki czemu mogłem przyjrzeć się mu póki go nie zaatakuję. Był to mężczyzna w podeszłym wieku, ubrany w białą koszulę i czarne bryczesy, a także wysokie buty do kolan. Jego włosy splecione w warkocz układały się na ramieniu jasną kaskadą. Twarz była naznaczona licznymi bliznami oznaczającymi wiele stoczonych bitew, a także zmarszczkami układającymi się w pajęczynę. Oczy okalały prawie wpadające w biel rzęsy. Za pasem trzymał miecz Aniołów, miecz, który zabił setki Upadłych. Miecz, który nazywał się Pokój, a jego właścicielem był Gabriel, najpotężniejszy z anielskiej hierarchii, a zmierzał do Wolsedore. Na pewno nie po jakiegoś zwykłego Upadłego.
On idzie po m n i e.
A ja wyjdę mu na p r z e c i w

6 komentarzy:

  1. Pięknie, bardzo mi się spodobało, a czytanie Twojego dzieła idzie jak jazda po świeżym i równym asfalcie, jest przyjemnie. Czekam oczywiście na walkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, dziękuję - miałam trochę zastój w pisaniu, ale udało się, więc... jeszcze raz dzięki :)

      Usuń
  2. przyznam ze nie moge doczekac sie ich spotkania i pojedynku. swietnie napisane :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominuję Cię do Liebster Award! :)
    http://di4mondss.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, nie mogę się doczekać następnego. Jestem ciekawa, jak będzie wyglądała walka pomiędzy Lucyferem a Gabrielem. :D

    OdpowiedzUsuń