Layout by Raion

21 kwi 2014

Księżniczka Izolda - ' Powietrze '

' Samotność, prawdziwa samotność bez złudzeń, to stan poprzedzający obłęd lub samobójstwo...' 
~ Erich Maria Remarque

Cisza, która panowała w komnacie była nie do zniesienia, ale tylko tu czuła się w miarę bezpiecznie. Nie miała pojęcia, co ma zrobić. Była pogrążona w zupełnej pustce, która jednocześnie przyprawiała ją o nieznośny ból głowy. Siedziała skulona na swoim łóżku, wpatrując się bezsensownie w zimny sufit. Nie mogła tego zrozumieć, tej przepowiedni. W dodatku czuła, że była prawdziwa. Bała się, że nadejdzie dzień, gdzie straszny ból ją w końcu dosięgnie. Chciała spokoju, chciała być normalna. Przecież ona zawsze była posłuszna, nie sprzeciwiała się poleceniom ojca i robiła to, o co poprosił.
Spojrzała na swoje blade dłonie i zaczęła odczuwać silną potrzebę użycia magii. Z całej siły zacisnęła pięści, aż paznokciami przebiła skórę, przez co poleciała jej delikatnie krew.
- Nie – syknęła sama do siebie, przymykając na chwile oczy i czując jak zbiera jej się na płacz.
Obiecała sobie, że więcej jej nie użyje, że zostanie zwykłym człowiekiem. Gardziła swoim darem, nienawidziła go. Przez niego każdego dnia drżała ze strachu. Wiedziała, że teoretycznie jest na celowniku i nie wiedziała, jak zareagowaliby jej ludzie.
Dopiero teraz zrozumiała przepowiednie.
Jej sekret się wyda.
Nie będzie litości nawet dla córki króla.
Zginie z rąk swoich ludzi.
Z ręki własnego ojca.
- Nie! – wrzasnęła na całą komnatę.
Jej oczy stały się nagle złote i niekontrolowanie wypuściła z siebie energię, którą próbowała w sobie zniszczyć. Jej moc przeszła przez cały pokój, co przyczyniło się do zwalenia pięknych wazonów oraz pęknięcia lustra. Zaczęła unosić się w powietrzu, nie kontrolowała siebie. Nie czuła, jak po jej policzku spływały łzy, nic nie czuła. Stała się niby spokojniejsza, ale wzbierał się w niej silny gniew. Uniosła swą dłoń w stronę okna i chwilę ją tak trzymała. W pewnym momencie delikatnie ją ścisnęła i szyba pękła. Kiedy ostatni kawałeczek szkła znalazł się na ziemi, jednocześnie Izolda sama opadła na łóżko.
Obudził się w niej żywioł powietrza.
Chwyciła się za głowę i cicho powtarzała sobie tylko jedno słowo. NIE.
Owszem, jej matka panowała nad wszystkimi żywiołami, ale to w końcu ona! Izolda nie była nią, nie chciała nawet zostać magiem. Kiedyś to kochała, ale dziś to się zmieniło.
Kryła swoje umiejętności przed całym światem, bacznie się nich wyrzekając. Nie mogła ryzykować, te czasy nie mają miejsca na magie.
Kiedy rozejrzała się po swojej komnacie, przestraszyła się jeszcze bardziej. Nie mogła uwierzyć, że te szkody wyrządziła ona. Wstała i wybiegła z pomieszczenia. Twarz miała spuchniętą od płaczu, ale nikt nie był w stanie tego zobaczyć, gdyż ukrywała ją pod rękoma. Dobiegła do stajni, gdzie były królewskie konie. Dosiadła pierwszego z nich i w galopie opuściła teren zamku. Chciała uciec najdalej jak tylko mogła, przynajmniej na jedną chwilę. Pragnęła zapomnieć to, co się stało i poczuć się wolną, bezpieczną. Nawet jeśli miało to potrwać parę minut.
 Nie wiadomo kiedy, znalazła się za granicami Wolsedore, szczerze mówiąc aż takiej wędrówki nawet nie planowała. Zatrzymała konia na niewielkim pagórki i spojrzała na odległy jej zamek. Musiała przyznać, że z tego miejsca wyglądał bajecznie. Nie jedna dziewczyna chciałaby tam zamieszkać, albo przynajmniej spędzić tam jedną noc. Izolda jednak czuła się tam jak w więzieniu. Nie pasowała tam, to nie miejsce dla niej.
Otarła kciukiem ostatnie łzy, które po niej spływały i z westchnieniem ruszyła dalej. Ona nie uciekała, chciała trochę uwolnić się Wolsedore. Jednak, czy to nie nazywało się właśnie ucieczką? Nieważne.
Po jakimś czasie znalazła się w małej wsi, a przynajmniej kiedyś wsią to było. Kiedy chodziła tu z matką, było tu pięknie. Ludzie może i nie byli zamożni, ale biło od nich radością, żyli bardzo spokojnie. Samo miejsce było kolorowe, niczym wyjęte z obrazka. Drzewa gęsto okrążały małe Inach, a w polanach bawiły się często dzieci. Pola były żyzne, z uśmiechem na twarzy mieszkańcy wsi zbierali plony.
A teraz? Teraz wszystko zniknęło. Drzewa były wycięte, a cała wioska spalona. Nie było żadnych kolorów, żadnej odznaki życia. Śmierdziało śmiercią i pustką, to był koszmar. Po polanie nie było śladu, a po małych domkach zostały resztki drewna, które do końca się nie spaliły.
 Zakryła usta dłonią, powstrzymując się od krzyku. Niepewnie zeskoczyła z białego rumaka i powoli spacerowała po Inach.
- Halo? Jest tu ktoś?! – krzyknęła, mając nadzieje, że ktoś może żyje. W głębi serca wiedziała, że nie było na to szans.
Wiedziała, że ojciec pozbywał się magicznych istot, ale nie spodziewała się po nim tak strasznych czystek. Nie chciała wiedzieć, jak wyglądają inne wsie, żałowała tego, co zobaczyła.
Usłyszała czyjś śmiech, który nie należał prawdopodobnie do jednej osoby. Zza martwych już drzew wyłoniło się osiem istot. Izolda bez namysłu cofnęła się o krok. Jeden z nich się uśmiechnął, ukazując przy tym swoje kły.
- Wampiry – stwierdziła spanikowana księżniczka.
- Jaka mądra – skomentowała jedna z nich. Wyglądała na dwadzieścia lat i była najbliżej niej. Nie wiedziała co robić, chciała uciekać. Jednak to wampiry, nie dałaby rady. Chociaż gdyby użyła swoich mocy…
Nie.
Nie była w stanie tego zrobić, nie potrafiła. Nawet nie wiadomo po co, skoczyła na konia i zaczęła uciekać w stronę swojego miasta. Nie miała ze sobą żadnej broni, nic co mogłoby jej pomóc. Czuła jak gałęzie gęstego lasu cięły surowo jej ciało, z paru miejsc na twarzy ciekła krew. Długo to nie trwało, jak paru z oprawców dopadło konia, co skończyło się również brutalnym upadkiem prosto na plecy. Wydała z siebie przy tym głośny krzyk i z trudem przewróciła się na brzuch, zaciskając z bólu pięści.
- Czego chcecie? – spytała prawie bezgłośnie, głośno przy tym oddychając.
- Jak to czego? Córki króla! Ciekawe co zrobi, gdy następczyni jego tronu, zginie – odpowiedziała ta sama, co przedtem.
Izolda próbowała wstać, ale od razu upadała. Czuła ogromny ból w plecach, a głowa sprawiała wrażenie, że zaraz wybuchnie. Gdzie by nie spojrzała, widziała u siebie krew.
- Nie pozwolę wam, nie wiecie z kim zadzieracie – rzekła dość wyniośle, walcząc z samą sobą, by nie stracić przytomności. Wszyscy ją wyśmiali, a ona omal nie posunęła się do jednego. Uniosła twarz i zaczęła przywoływać w sobie energie. Jej oczy znów stały się złote, w tym ciemnym lesie niemal świeciły. Nabrała powietrza do płuc, by następnie z swoich ust wyrzucić potężny ogień, który dopadł dwa wampiry. Zaczęły wrzeszczeć i próbowały ugasić ogień, na darmo. Niemal po paru sekundach zamieniły się w proch, ku zadowoleniu księżniczki. Miała powtórzyć tą czynność, jednak ktoś uderzył ją w głowę. Nie minęło dużo czasu, gdyż ta straciła przytomność, w jej umyśle zapadł zmrok. Nie była w stanie się obronić, już nie…


3 komentarze:

  1. No spodobało mi się, w związku z porwaniem przeszła mnie taka myśl, czy by nie napisać jednego rozdziału razem.
    By nie zdradzać szczegółów w komentarzach proponuję kontakt przez e-mail.

    OdpowiedzUsuń
  2. okej, można rozdział napisać. Mi to gra :) W takim razie, czekam na odzew w sprawie twojej propozycji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Post bardzo ciekawy, wciągający! Życzę Izoldzie wiele siły, a Tobie weny! Oby tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń