Layout by Raion

20 kwi 2014

Felsarin - "Bestia"

Moja sekretna strona,
Nie dam ci jej zobaczyć
Mam ją na uwięzi, lecz bez kontroli.
Więc trzymaj się ode mnie z daleka, ta bestia jest groźna.
 ~Skillet "Monster"

    Na drugi dzień po powrocie z wyprawy stary Felsarin siedział nad brzegiem rzeki w cieniu drzewa. Po drugiej stronie kątem oka obserwował bacznie pilnującą pomarańczowego smoczęcia Sorenię. Oddał jej pisklaka, gdyż sam nie miał ochoty nikogo pilnować a tym bardziej wychowywać. Po prostu brakowało mu cierpliwości i sam nie czuł się nigdy w roli ojca. Z uwagi na brak jakichkolwiek powiązań małego do innych smoków, Sorenia dała mu na imię Ares oraz przygarnęła pod swoje skrzydła. Co jakiś czas rzucała pytające spojrzenie w jego stronę. Po którymś razie czarny smok odszedł wzdłuż rzeki. Szedł powoli słuchając szumu wody, rozmyślając. Słyszał śpiew ptaków, słońce nagrzewało jego grzbiet i skrzydła. Po długim czasie przechadzki zupełnie zapomniał o wszystkim i po prostu szedł przed siebie.
     Mijał te porośnięte zielenią zbocza. Przechodząc nieopodal gęstego zagajnika, krzak poruszył się i wyskoczyła z niego wysoka, szczupła postać odziana w ciemnozieloną pelerynę. Odrzuciła długie, kruczoczarne włosy spięte w kucyk na plecy i z surowym wyrazem gładkiej, bladej twarzy zdobionej wąskimi brwiami oraz krwistoczerwonymi ustami uniosła cienką szablę. Dwumetrowy mężczyzna zacisnął mocniej dłoń na rękojeści i spojrzał swoimi pustymi oczami prosto w ślepia smoka.
-Stój śmiertelniku- powiedział do niego martwym i mocnym głosem.
-Ten miecz to wiesz gdzie sobie wsadź - warknął Felsarin odtrącając łapą klingę.
-Zaraz twoja krew nasyci me spragnione usta.
-Zabieraj swoje zabawki sprzed mojego nosa i idź poszukaj sobie innego teatru.
-Zważ na słowa, smoku - szepnął przykładając mu ostrze do gardła. Felsarin poczuł jak w jego piersi rośnie gniew. W jednej chwili z szyi smoka popłynął cieniutki strumyczek krwi, upadły posmakował posoki z czubka klingi.
     Już zdenerwowany Felsarin błyskawicznie chwycił go zółtymi kłami za ramię i odrzucił brutalnie na bok sam smakując jego krwi. Miecz upadł na ziemię. Smok skoczył w kierunku mrocznego anioła, ten wykonał przewrót unikając śmierci w kierunku klingi, złapał ją i rozwijając znikąd czarne skrzydła ruszył niczym wiatr na Felsarina. Olbrzymi gad wykonał obrót uderzając potężnym ogonem wroga posyłając go w powietrze. Rozwarł pysk i w ryku zionął ogniem zagłuszając przeraźliwy krzyk upadłego. Z pośród dymu ujrzał wzlatującą w niebo postać.
-Wracaj tutaj, pokrako! - ryknął smok. Postanowił polecieć za nim. Wściekła bestia ścigała zesłanego na ziemię karą boską anioła. Nie miał zamiaru darować ucieczki komuś, kto podniósł na niego rękę. Był coraz bliżej roznoszącej spalonych piór swąd postaci, aż z nieba spadł brązowy smok porywając w dół anioła. Zirytowany Felsarin poszybował za nimi na ziemię. Brązowy smok odrzucił już zakrwawione zwłoki upadłego.
-Ty skrzydlata gnido - warknął czarny smok rzucając się na drugiego smoka. Zdezorientowany przeciwnik wydał z siebie krótki skrzek i poczuł jak wściekły Felsarin wbija mu pazury w pierś oraz szyję, powala na ziemię i przygniata do twardej ziemi.
-To - warknął Felsarin uderzając jego głową o kamień z każdym słowem - było... moje... głupia... niedorobiona... latająca... szmato...
     Głaz, głowę smoka i łapy Felsarina zalała krew. Zostawił martwego już przeciwnika na ziemi i naburmuszony podszedł do brzegu rzeki by zmyć krew. Powoli zaczęła uchodzić z niego złość. Popatrzał na zmasakrowaną głowę smoka dostrzegając własną brutalność. Bardzo rzadko zdarzało się, by upadli aniołowie przybywali w góry, a jak już, to polować, zabijać dla własnej uciechy, dla wyższości nad większością stworzeń. Walka z podobnym przeciwnikiem była kwestią szybkości, a najlepszą obroną był tylko i wyłącznie atak. Starcia z upadłymi aniołami zostawiły na jego ciele wiele blizn i śladów. Ogień był dla ich skrzydeł zabójczy, sprawiał, iż ucieczka przed smokiem była już niemożliwa, a bez swojego pierzastego atutu byli słabsi niż w pełnej krasie.
     Twarde łuski na grzbiecie smoka potrafiły wytrzymać uderzenie mieczem, zabójczym ciosem było wbijanie klingi w ciało, atakowanie brzucha, piersi czy szyi. Naturalny pancerz znikał już na drugiej stronie ciała, tam nawet zwykła strzała przebijała miękkie łuski. Im starszy smok tym twardsze łuski posiadał, dlatego słuszna jest opinia, iż im większy gad tym trudniejszy do pokonania. Rzadko używał ognia, dzięki energii mógł lżej i szybciej latać.
-Dobrze się czujesz? - zapytała Sorenia gdy wróciwszy przechodził nieopodal niej. Zignorował ją zmierzając do swojej groty na wyższych partiach zbocza. W dolinie było już ciemno, i chłodno. Kątem oka zauważył jak smoczyca idzie za nim.
-Nic mi nie jest - powiedział chcąc spokoju - nie musisz za mną iść.
     Wskoczył do swojej jaskini. Wyczuł posłanie ze stogu siana i zwinął się na nim w kłębek. Kolejny dzień dobiegł końca, przyszła kolejna noc niespokojnych snów, dręczących i przypominających o wszystkich błędach jakie w życiu popełnił, wszystko to co kiedyś zrobił, czasami przeżywał nocami czując tą samą nienawiść jak dawniej, tego potwora w swoim ciele...
     Obudził się późnym rankiem, lecz nie otwierał oczu, chciał leżeć w swoim legowisku jak najdłużej, aż będzie miał dość, wtedy w końcu wyjdzie na zewnątrz. I tak po godzinie czując lekki głód wyczołgał się na plamę słońca przed swoją grotą. Jego uwagę chwilowo przykuł siedzący niżej dorosły, złotawy smok. Patrzał groźnym i mściwym wzrokiem wprost na niego ruszając końcem ogona z jednej na drugą stronę. Im dłużej Felsarin czuł na sobie nieustępliwe spojrzenie tym bardziej się irytował.
-Chodź tu, tchórzu - warknął złoty smok - zabiłeś mi syna, to pokaż Pertusowi czy potrafisz walczyć z równym sobie przeciwnikiem.
~Ja, tchórzem? Pomyślał ze złością Felsarin. Wstał równo i puścił się biegiem w stronę Pertusa. Smok rozłożył skrzydła przygotowując swoje ciało do ataku. Zrobił obrót próbując uderzyć Felsarina ogonem, jednak ten zatrzymał się w odpowiednim momencie i korzystając z sekundy nieuwagi skoczył na Pertusa. Obaj stracili równowagę i polecieli w dół zbocza, na końca złoty smok odepchnął tylnymi nogami przeciwnika przez co Felsarin upadł na grzbiet czując pod sobą gruby żwir. Przeturlał się na bok unikając ciosu i odszedł kilka kroków zachowując dystans.
-Zmęczony, stary głupcze? - warknął złośliwie Pertus.
-Przeciwnie, dupo wołowa, zaczynam się rozkręcać - odparł Felsarin ruszając do ataku. Zrobił unik przed ogonem i zdzielił Pertusa skrzydłem prosto w nos, drugi raz i powalił go ciosem ogona. Pozwolił przeciwnikowi wstać i tym razem skoczył do przodu, obrócił się tyłem i kopnął go w pierś. Złoty smok ryknął padając na bok. Z nozdrzy Pertusa buchnął dym. Felsarin zauważył, jak reszta smoków obserwuje walkę.
     Pertus wstał po raz drugi, zaszarżował i oba smoki zwarły się w uścisku, jeden próbował powalić drugiego, w tym chaosie Felsarin poczuł jak przeciwnik wbija mu pazury między żebra po bokach. Uderzył Pertusa głową w szczękę i oba smoki odepchnęły się od siebie, Felsarin stracił równowagę na nierównym terenie, korzystając z okazji Pertus rozdarł czarnemu smokowi pierś pazurami.
-To już nie te lata - usłyszał pełną satysfakcji kpinę. Rana na piersi obficie krwawiła, to przeważyło szalę zdrowego rozsądku...
     W tej chwili ogarnęła go potworna żądza mordu. Poczuł jak jego ciało drży, z wściekłości... bestia chciała krwi... Przestał zważać na rany i z rykiem rzucił się na Pertusa. Zdzielił go ogonem prosto w paszczę, drugi raz i uderzył otwartą łapą używając przy tym całej siły, z pyska złotego smoka trysnęła krew. Felsarin natarł na przeciwnika i popychając go na dwie nogi wbił ostre pazury w pierś chwytając za żebra. Powietrze wypełniał już ryk, gdy smok szarpnął za kości czując jak pękają. Odrzucił go od siebie. Pertus upadł na grzbiet i zaczął wić się z bólu. Felsarin podszedł do niego, przysiadł na nim i położył łapy na piersi smoka. Całą siłą i ciężarem naparł na pierś, złoty smok zawył przeraźliwie aż trzasnęły żebra i znieruchomiał.
     Nastała cisza. Głucha i pełna strachu cisza. Felsarin ogarnął wzrokiem otoczenie. Dyszał ciężko i powoli uspokajał stojąc nad zabitym przeciwnikiem. Powrócił ból i mrowienie z krwawiącej rany. Jego lewą pierś przecinały cztery rozcięcia szarpiące czarne łuski, z każdym oddechem odczuwał kłucie. 

1 komentarz:

  1. Kocham Skillet <3
    A co do rozdzialu, to świetny jak zawsze zresztą. Smoczek pokazal rogi, lubie go ^^

    OdpowiedzUsuń