Layout by Raion

1 paź 2014

Sepris - "Po grzbiecie".

Będę robakiem nim stanę się człowiekiem,
Byłem kreaturą nim mogłem wstać.
~Slipknot - "Before I forget"



-Wstawaj - ktoś próbował go obudzić.
-Przecież jest środek nocy - mruknął zaspany.
-Nie interesuje mnie to, rusz dupę.
   Chciał czy nie chciał, nie miał wyboru. Zimno, ciemno, i na dodatek ulewny deszcz. Jedynym pozytywnym zjawiskiem pogody było szybkie przebudzenie. Obudził go strażnik, nie potrafił dostrzec jego twarzy. Zaprowadził go przez drugie pole treningowe do czegoś w rodzaju piwnicy. Przypomniał sobie, ma dostać znak, ale czemu akurat w środku nocy?
   Ciemny, wilgotny loch prowadził do dosyć obszernego pomieszczenia. Płonęły w nim pochodnie słabo oświetlając nieco zagraconą przestrzeń. Wyglądało to jak składowisko broni, narzędzi, starych kotłów i desek. 
   Gdy tylko wszedł do środka, zamknęli za nim drzwi. Na miejscu czekał drugi żołnierz. Majstrował coś przed małym paleniskiem. Na środku piwnicy leżała jakaś belka z kajdanami i przypiętym, stalowym łańcuchem zwisającym z haków na suficie. 
-Co to jest? - zapytał podchodząc bliżej.
-Pokazać ci do czego służy? - poznał głos Harisa. Purpurowy smok wyszedł z cienia zupełnie jak duch. Podszedł do niego.
-Nie wygląda przyjaźnie...
   Złapał go za kark, nogę i przewrócił na ziemię. Przytrzymał brutalnie i jeden z ludzi zakuł mu przednie łapy w kajdany.
-Mam nadzieję, że zaczyna ci się podobać - powiedział Haris puszczając Seprisa. Spojrzał na niego z góry. Strażnik wyciągnął z kieszeni skórzany pasek.
-Nie róbcie sobie ze mnie... - i obwiązał mu pysk zaciskając ciasno pas.
-A to po to, byś siedział cicho.
-Mh, mhm, mm...
-Zostawiam go wam - Haris odszedł wychodząc z lochu.
   Odziany w skórzaną zbroję człowiek napiął łańcuch i z pomocą kolegi pociągnęli go dźwigając belkę tak, by Sepris stał swobodnie na tylnych nogach. Spanikowany miał potworne przeczucia, i kilka sekund później strzelił bat. Poczuł na grzbiecie rozdzierający, palący ból. Zakneblowany smok wyprostował się jak kłoda i wydał z siebie stłumiony jęk. Każde uderzenie było niczym płonące ostrze przebijające ciało, każde wyciskało z niego chęć wycia, każdy cios piętnował go jak klątwa. Po dwudziestym bacie oparł głowę o belkę, z jednego oka popłynęła mu łza. Cały czas powtarzał sobie "to już ostatni". Krew ciekła po czarnych łuskach spływając na zimną posadzkę. Po pięćdziesięciu przestał liczyć. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa i bezwładnie zawisł. Łeb opadł mu na dół.
   Kiedy wreszcie przestano go katować, ocucili ledwo przytomnego smoka kubłem lodowatej wody. Słyszał szczęk metalu a chwilę potem przyłożyli mu rozpaloną do czerwoności znakownicę do prawego ramienia. Szarpnął całym sobą. Po wszystkim odpięli łańcuch od ściany i spadł na brzuch. Każdy ruch przyprawiał go o cierpienie. Nigdy w życiu nie doświadczył gorszego koszmaru.
   Wrócił Haris. Kazał odwiązać Seprisa.
-Jak wrażenia? - zapytał - to była tylko przestroga, ostrzeżenie byś nigdy nie zrobił niczego głupiego.
   Obserwował go jak zadowolony myśliwy upolowaną zwierzynę po czym wywlókł za ogon.
-Błagam - jęknął na pół przytomny Sepris - zabij mnie.
-Śmierć czeka cię tylko na arenie - poinformował go. Wyniósł go na zewnątrz i zostawił w błocie. 
   Leżał nieruchomo czując jak pieką go rany. Jakiś czas później usłyszał wracających strażników. Jeden z nich kopnął smoka boleśnie w brzuch i obaj odeszli. Stęknął mimo woli, chciał umrzeć, chciał odejść od tego koszmaru...
   O świcie oprzytomniał. Zabrał się i ostrożnie wstał na drżące nogi. Zmarzł, był brudny, zmęczony i potwornie okaleczony. Nie potrafił powstrzymać własnego głosu z bólu. Wrócił do swojej jamy i padł na legowisko.

***

~Sukinsyny - myślał w rozpaczy - za co? Co ja im zrobiłem? Czemu wszyscy mnie nienawidzą? Dlaczego obrywam tylko ja? Za to, że jestem inny? Za to kim jestem? Może gdybym urodził się kimś innym to nigdy by mnie to spotkało? Albo gdyby moi rodzice postanowili żyć ze sobą w zgodzie? Mam dosyć dostawania w dupę za bycie twoim synem, Felsarinie, mam dosyć bycia tym, kim jestem. Nie chcę mieć nic wspólnego z tą chorą rodziną, nienawidzę cię...
-Już późno - przywrócił go do świadomości Atos.
-Dzięki za przypomnienie - mruknął nie otwierając oczu.
   Zostawił go samego. Po raz drugi w swoim życiu został doprowadzony do tego stanu bezsilności. Z dwojga złego wolał już żyć z Norkadem, przynajmniej nigdy go nie ukarał bez powodu. Z dziury wpadł prosto w przepaść.
-Słyszysz mnie? - wzdrygnął się na dźwięk głosu Harisa - za trzy dni będziesz walczył, tym razem już w nasze imię.
   Nie odpowiedział mu. Przypomniał sobie o znaku, wypalony, czarny ślad widniał na jego ramieniu pieczętując przynależność do całego cyrku. On od tak sobie po prostu przychodzi powiedzieć mu o następnej walce, po tym wszystkim co zrobili, jakby nic się nie stało. Skoro śmierć czeka go tylko na arenie, to tak będzie.


3 komentarze:

  1. Powiem Ci szczerze, że dziwnie mi się czyta opowiadania, w których torturuje się smoka i smok ma ,,twarz" xD Ale ogółem, to jest bardzo poprawnie. Może tylko dodałabym akapity przy dialogach ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten moment z twarzą... rozumiem, że ludzie czasami źle rozumieją tekst, sam też się czasem zastanawiam co napisałem. Zapewniam, że chodziło o twarz strażnika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhh... Bo to smok nie mógł dostrzec twarzy strażnika. A ja głupia sobie myślę, że to strażnik nie może dostrzec twarzy smoka. Haha :D Zwracam honor ^^

    OdpowiedzUsuń