Layout by Raion

26 paź 2014

Felsarin - "Szmaragdy i szafiry"

Były chwile, gdy zastanawiałem się i chwile płaczu,
Kiedy dostawałem odpowiedź na modlitwy w czasach gdy kłamałem.
~Iron Maiden - "No prayer for the dying"


   Niezdecydowany Felsarin wyruszył po resztę swojej rodziny. Nie mógł oczywiście wyzbyć się obaw przed najgorszym. W tak kruchym i nieprzychylnym dla niego czasie, wszystko mogło go zniszczyć. Porzucił  nadzieję znalezienia tam syna. Kierowała go tam obecność swoich obu córek. Chociaż  nie miał pewności, to i tak wiedział, że warto próbować. Jedynym jego marzeniem było zabrać ich do siebie oraz móc odetchnąć w spokoju z ulgą. Dręczyła go jednak ta myśl o zaginięciu Seprisa. Czasami dopuszczał do siebie wrażenie jakby jego syn nie chciał wrócić albo go znać. Smuciło go to, przecież nic mu złego nie zrobił.
   Trwająca niemiłosiernie długa podróż i spędzane po zapuszczonych norach noce karmiły go tylko złym pesymizmem. Oprócz oczywiście podstawowych zmartwień, nachodziły go wątpliwości co do Sorenii. Miewał poczucie winy jakby podświadomie sądził, że zrobił coś naprawdę złego i niemoralnego. Dlaczego? Nie jest przyzwyczajony, zbyt dużo czasu spędził samotnie i ma wyrzuty sumienia, jakby każdy wokół niego cierpiał lecz tego nie okazywał. Czasami dopadało go wrażenie bycia jakimś ponurakiem wysysającym szczęście z otoczenia, przeklętym widmem siejącym niepotrzebny strach. Myślał, czy nie lepiej byłoby odejść, zaszyć bardzo daleko i już nigdy nikomu się na oczy nie pokazać. Niektóre spojrzenia mu to nawet mówiły, wzrok niejednego smoka dobitnie mu to przekazywał, tak bardzo wszystko uległo zmianie...
   A może to nie była zmiana? Może po prostu wcześniej tego nie zauważył? Już nie raz pożałował, że nie jest kimś lepszym. Nie jest wzorem do naśladowania, nigdy nie był i nie będzie, piętno przeszłości nigdy nie wybacza.
   Dotarłszy do celu, porzucił swoje ponure przemyślenia, podczas których czuł jedynie chłodne dreszcze. Przypomniał sobie o celu i zaczął poszukiwania. Od czasu do czasu zapytał jakiegoś smoka dysponując jedynie imieniem swoich dwóch córek. Nie wiedział jak bardzo mogły się zmienić, przeczuwał jedynie, że Sara będzie identyczna jak Kheriana. Przywołując wspomnienie o Kherianie natychmiast skojarzył wyspy ze zdradą. No tak, złe chwile przybiły Felsarina jeszcze bardziej. Co teraz powie swoim dzieciom kiedy zapytają go o matkę? Ma im opowiedzieć, że go zdradziła a potem oboje się pozabijali? Nie brzmi to dobrze, a pragnął uniknąć kłamstw.
   Rozpoznał starego Vermunda. Jego dawny mistrz, opiekun, chociaż czasem brutalny, był o wiele lepszym ojcem niż Fenthir. Ciemnofioletowy smok dochodził już niemal do dwustu lat. Życia zostało mu niewiele, był w jego oczach naprawdę zasłużony. Słaby, zmęczony, siedział z zamkniętymi oczami przy wiecznie zaburzonym ścianą wody jeziorem. Płynąca przez wielką łąkę rzeka znikała w puszczy. Felsarin podszedł do Vermunda by usiąść obok niego.
   Większy, poznaczony życiem i upływającym czasem gad uchylił powieki, obrócił lekko łeb w jego stronę. Długie, czarne, popękane rogi celowały prosto w pochmurne niebo. Słońce przebijało je słabo swymi promieniami. Kąciki warg Vermunda drgnęły nieco.
-Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię zobaczę, Felsarinie - rzekł słabym, zachrypłym głosem - teraz oboje jesteśmy starzy.
-Czas leci coraz szybicej, nie sądzisz?
-Czy wolniej czy szybciej, bez różnicy. Co cię tutaj sprowadza? Ostatnim razem podobno byłeś tutaj w ślady za Kherianą. 
-Tym razem przyleciałem za Sarą oraz Elisterą.
  Vermund wziął głęboki oddech szeleszcząc swoimi wielkimi skrzydłami.
-Rodzina. Dla mnie byłeś nią tylko ty. Są tutaj, bezpieczne, zdrowe i mam nadzieję szczęśliwe. Kiedy Kheriana nie wróciła, pozwoliłem sobie je doglądać. Powiedz mi, co się z nią stało?
-Nie żyje - odpowiedział krótko czarny smok zanurzając łapę w zburzonej wodzie.
-Przykro mi, pewnie jest ci z tym trudno.
   Zapadło krótkie milczenie.
-Jak twój synek? - zapytał Vermund.
-Nie mogę go znaleźć - powiedział ponuro Felsarin - jestem zagubiony.
-Rozumiem cię...
-W drodze zauważyłem, co zrobiłem źle - wyrzucił z siebie nagle - wszystko, całe moje życie to jeden wielki błąd. 
   Coś ruszyło go środku. Oparł głowę o Vermunda. Zaskoczony smok drgnął.
-Jesteś moim ojcem, Vermundzie - mruknął - może i jestem stary, ale zawsze brakowało mi ojca, do dzisiaj. Kogoś, kto mnie zrozumie. Jestem potworem, wychowałeś mnie w dobrej wierze i nadziei, a ja byłem zupełnie inny. Wyrządziłem więcej zła niż dobra. Powinieneś był mnie wtedy zostawić i pozwolić umrzeć.
-Nawet gdybym znał przyszłość, to nigdy bym cię nie zostawił na pastwę losu.
-Tylko ty nigdy nie spojrzałeś na mnie z nienawiścią... Teraz nawet mój syn może żywić do mnie urazę. Może gdybyś mnie nie znalazł, to uratowałbyś w ten sposób sporo żyć, w tym Elisterę, Kherianę, mojego brata i jego rodzinę.
   Zrozpaczony Felsarin poczuł jak uczucia wstrząsają nim zakłócając oddech. Vermund objął go jednym skrzydłem.
-Sprowadzałem cierpienie bo sam cierpiałem - opowiadał czarny smok - zamordowałem Kherianę. Każdy, kto życzył mi śmierci miał rację, powinienem sam ze sobą skończyć.
-Nie mów tak, w głębi serca nie jesteś wcale zły - próbował pocieszyć go Vermund,
-Dostałem drugie życie, po co? Lepiej było gdy leżałem martwy pod ziemią, nikomu nie zagrażałem, nie mogłem nikogo skrzywdzić. 
-To druga szansa, synu, okazja na poprawę. Nie każdy ją dostaje. Przeszłość zaprowadziła cię do tego momentu, masz piękne córki, bez ciebie nigdy nie przyszłyby na świat takie istoty jak one. Teraz jesteś dla nich najważniejszy, jesteś wzorem by pokazać jak żyć, nie zmarnuj tego. 
-Tato? - usłyszał niewinne pytanie z dołu. Felsarin otworzył oczy. Koło niego siedziały dwie młodziutkie, piękne, o barwie czystej jak klejnoty smoczyce. Błękitna i urocza jak Kheriana, Sara. Zgrabna, gładka, o szafirowych oczach. Nieco ostre rysy po ojcu dawały się we znaki. Krótkie i delikatne różki wyrastały z małej głowy. Elistera, szmaragdowa, zwinna i okrąglejsza. Zielone źrenice kryły w sobie identyczny ogień co
u ojca. 
   Felsarin objął je obie, cały swój świat był właśnie spoczywał w jego uścisku.
-Tak, to ja, wracamy do domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz