Layout by Raion

22 paź 2014

Sepris - "Niespodzianka"

Uciekam w samotność, chcę być wolny.
Pragnę zjednoczyć się ze swoimi myślami.
~Metallica - "Escape"


   Tak naprawdę nie miał pojęcia, czy leci w dobrym kierunku, leciał na instynkt. Dopóki nie czuł się bezpieczniej, nie miał odwagi by gdziekolwiek wylądować i odpocząć. Miał dziwne wrażenie jakby ktoś go śledził. Przelatując przez Imperium, cały czas miał głowie obawy przed złapaniem. Wysoko nad ziemią mogli go wziąć jedynie za ptaka. Powrót do domu zajął mu tydzień, przyrzekł sobie bardziej na siebie uważać, porwanie było naprawdę przerażającym przeżyciem. Powitawszy pierwsze góry, odetchnął z ulgą. Już chyba nic złego go spotkać nie może...

   Szybując nad znajomą rzeką, między zboczami, dolinami, próbował uspokoić swoje niespokojne myśli, przecież był już w domu... nic złego go tutaj nie czeka...
   Przysiadł jak jastrząb wracający z łowów na szczycie skalnej ściany wydrążonej smoczymi grotami. Rzucił wzrokiem na okolicę. Zamknął oczy, miał nadzieję, że to nie był sen... Otworzył z powrotem powieki. Zeskoczył z urwiska i zleciał na sam dół. Wkroczył do swojej jaskini pragnąc jedynie spokojnego snu. Zastał w środku parę leżących razem smoków, Sorenię w obecności...
-No chyba nie - zaprzeczył na głos, zawrócił i uciekł z groty. Skręcił w lewo i wdrapał się wyżej po ścianie poszukując jakiejkolwiek pustej jamy. Znalazł szybko, wlazł najgłębiej jak tylko mógł. Serce biło mu jak młotem. Na własne oczy zobaczył swojego ojca. To był ostatni widok jakiego oczekiwał.
-Nie, to nie było prawdziwe - wmówił sobie - jestem po prostu zmęczony.
   Powtarzał sobie te słowa. Postanowił nie wychodzić i spędzić noc tutaj. Następnego ranka, dręczony głodem wyjrzał niechętnie na zewnątrz. Nie wiedział co miał zrobić. Miał po prostu do niego przyjść? Nie pocieszało to Seprisa, szczególnie, że ostatnim czasem zaczął nienawidzić Felsarina i nie nie widział sensu by stanąć przed nim, nie chciał tego robić. I jak to bywa o wczesnej porze, niektóre smok wylatywały od czasu do czasu na łowy, w tym Sorenia. Poleciał za nią chcąc wyjaśnień. Prawie siedząc jej na ogonie, zwrócił na siebie uwagę i pokazał jej by wylądowała na ziemię. Tak też uczyniła, zniknęła wśród koron drzew, zrobił to samo za nią.
-Seprisie? - zapytała natychmiast.
-Powiedz mi, co tu się dzieje? - zażądał wyjaśnień krążąc wokół niej - i co on tutaj robi skoro od roku jest martwy?
-Żyje - odpowiedziała śledząc go wzrokiem - czeka na ciebie, idź do niego.
-Nigdy w życiu - warknął. Usiadł w miejscu - jak?
-Trudno to wytłumaczyć... kto ci to zrobił? - spytała zatroskana zauważając jego rany na piersi - gdzie byłeś?
-Powiem tylko tyle, że przyjemnego pobytu nie doświadczyłem...
-Idź do Felsarina.
-Nie ma mowy, spadam stąd, byle z dala od tego potwora.
-Jak możesz? - powiedziała z wyrzutem smoczyca - próbował być dla ciebie dobry. Nie oczekuj, że będę cię przed nim ukrywać.
-I po co cię zaczepiałem? - odwrócił się od niej zmierzając głęboko w las. Teraz naprawdę ma kłopoty. Miało być tak pięknie, czy kiedykolwiek coś pójdzie po jego myśli? Błądził samotnie po puszczy próbując wymyślić cokolwiek, następny krok...
-Tu jesteś, mała gnido - zatrzymało go. Obrócił łeb szukając źródła dźwięku. Zobaczył starszego, jasnobrązowego smoka z dosyć wściekłą postawą wobec niego.
-Ledwo tutaj wróciłem, przecież nic ci nie zrobiłem - jęknął wiedząc co go czeka - tak wiem, nienawidzisz mojego starego i teraz pragniesz mnie za to rozszarpać.
-Jakbyś zgadł - powiedział smok podchodząc do niego.
-To idź do niego? - zapytał niewinnym tonem. Napastnik błyskawicznie złapał go za kark i przewrócił na grzbiet przyciskając do ziemi.
-Odbiorę mu to, co on odebrał mi - wychrypiał Jert wprost do niego.
-Super, znowu dostaję za niego...
   Jert chwycił go łapskami za szyję i zaczął dusić bezlitośnie. Bezsilny wobec starszego i silniejszego smoka, wierzgał oraz rzucał całym sobą w nadziei na wyrwanie z uścisku. W pewnej chwili ujrzał, jak coś przelatuje po niebie nad lasem. Dobiegł ich ryk. Jert wypuścił Seprisa kręcąc łbem szukając intruza. Korzystając z okazji, zdzielił brązowego gada łapą w szyję rozcinając mu nieco gardło. Szybko przewrócił się i puścił rozpaczliwym biegiem. W ostatniej chwili Jert złapał go za ogon.
-Nigdzie nie idziesz - warknął do młodego. Sepris szarpnął gwałtownie do przodu i wolny uciekł jak najdalej stąd. Słyszał za sobą szamotanie a w końcu ciszę. Ktoś go obronił...
   Znalazł schronienie w Shadurze, dopiero tam poczuł, że może odetchnąć i przemyśleć swoje dalsze poczynania. Zwinięty w kłębek w jeden z wolnych w strażnicy jam, dochodził do siebie. Przestraszony przypomniał sobie Norkada, właśnie w takich chwilach go karał i upokarzał, a co zrobiłby Felsarin? Czuł strach przed niewiadomym, nie chciał go poznawać, mogło być jeszcze gorzej. Nie miałby zaufania do kogoś, kto zamordował matkę własnych dzieci, nikt nie krzywdzi w tej sposób rodziny... Jego też by zabił? Teraz po spotkaniu Sorenii jeszcze będzie go szukał. 
   A gdyby tak... dokonać paru zmian? Skoro magia potrafi usunąć blizny, to czy można za jej pomocą przeprowadzić parę zmian tak, by go nie rozpoznano? Wtedy nikt by go nie podejrzewał, miałby spokój, i mógłby w spokoju żyć...

***

   Dwa dni później, po wielu namysłach i podjętej decyzji, dostrzegł znajomą twarz krążącą w pobliżu pałacu. Zaczepił więc Trevora kiedy opuszczał bibliotekę. Wyglądał jakby coś go dręczyło. Bez problemów nakierował Seprisa na odpowiednią osobę. Natychmiast poszedł w odwiedziny. W cichej alejce, trafił pod wskazany dom. Widocznie bogata dzielnica ziała spokojem, eleganckie, zdobione zielenią domem o swoistym, nieco wiejskim klimacie. Uderzył we wskazane, dębowe drzwi. Po chwili opadła srebrna, wąska klamka i w progu stanął wysoki, nieco otyły mężczyzna z czarną czupryną na głowie.
   Spod skórzanej kamizelki wystawała bordowa koszula. Poplamione, szare spodnie wzywały do czyszczenia. Krągła twarz wyraziła zaniepokojenie na widok Seprisa. Gęste brwi nad niebieskimi źrenicami i tłustym nosem zmarszczyły się.
-Pomóż mi - powiedział smok.
-Nie mam nic do jedzenia - odpowiedział mężczyzna zaciskając palce na krawędzi.
-Słyszałem, że potrafisz zmienić czyiś wygląd.
-To zabronione, nie pomogę ci - rzekł stanowczo czarodziej zamykając drzwi.
-Czekaj - Sepris oparł się o nie powstrzymując go - czego ci potrzeba?
-Mam wszystko, rodzinę, pieniądze, dom, niczego więcej mi nie trzeba.
-Posłuchaj mnie uważnie, to sprawa życia i śmierci.
-Nie interesuje mnie to, takie czary są surowo zabronione, a teraz wybacz, jestem zajęty.
   I zatrzasnął drzwi. 
-Wiesz, jak to jest kiedy każdy obwinia cię za coś, czego nie zrobiłeś? - powiedział głośno smok - gdy krzywdzą cię za bycie czyimś synem za cudze winy? Być napiętnowany i przeklęty?
-Nie weźmiesz mnie na litość - usłyszał stłumioną odpowiedź.
-Ja chcę tylko żyć - jęknął smok próbując sztuczek - chcę mieć normalne życie, mam dosyć bycia pomiotem... w ten sposób sprawisz, że będę szczęśliwy.
-Nie zmienię zdania.
-Naprawdę nie chcesz pomóc niewinnej istocie w potrzebie? - stęknął - Świetnie, nikt mnie kocha, wkrótce zdechnę zadręczony przez inne smoki, i za co? Bo jestem czarny? Tylko dlatego? Dlaczego nie ma na tym świecie sprawiedliwości?
   W końcu człowiek wrócił uchylają drzwi.
-Właź do środka i przestań jęczeć.
   Czując satysfakcję, wszedł z trudem do domu. Pokój był dużą, ciepłą izbą. Podłogę pokrywał gruby, majestatycznie wyszywany czerwono-czarny dywan. Wyłożone drewnem ściany zdobiły kwiaty, paprocie, płaskorzeźby, obrazy. Przez okno wpadało jasne światło dzienne. Zgaszony kominek ział pustką, tak samo jak czysty, ciężki, dębowy stół otoczony czterema bogatymi krzesłami. Koło kamiennego paleniska wisiały błyszczące szable. Gospodarz przeprowadził smoka przez pokój i otworzył inne drzwi do pracowni koło schodów prowadzących na górne piętro. Tutaj, już surowiej wyeksponowane pomieszczenie zagracone biblioteczkami, biurkami zawalonymi papierami i przewróconym krzesłem.
-Na imię mi Jastar - zaczął mężczyzna zamykając ich w swoim warsztacie - Pomogę ci, wzbudziłeś we mnie litość. Jest tylko jeden warunek, nikomu nie możesz o tym wspominać.
-Masz moje słowo.
-Tylko szybko, mów czego chcesz i odejdź, żona mnie zabije jak zobaczy w domu smoka.
-Potrzebuję odmiany, widzisz, jest parę rzeczy, które mnie wyróżniają jak kolor łusek, parę szczegółów i te paskudne blizny.
-Sprecyzuj swoje życzenie - rzekł Jastar z lekką ironią grzebiąc w bibliotece.
-Nie chcę mieć blizn, zmienisz mi kolor łusek na... - przerwał na chwilę - na pospolity, sam wybierz, nie chcę o tym decydować. Oczy też. Brakuje mi końcówki ogona i możesz przypiłować rogi.
-Jakbym słyszał swoją kobietę kiedy robi sobie kompleksy. Ale dobrze, połóż się tam i daj mi działać.
   Wskazał Seprisowi wolną przestrzeń na samym środku. Wykonał polecenie i wkrótce Jastar znalazł poszukiwaną księgę. Przyniósł ją do niego oraz złożył na zimnej posadzce. Sam ukląkł po czym zaczął ją wertować. Przystąpił do działania. Jeździł dłońmi po ciele smoka mrucząc coś do siebie. Czuł łaskoczące mrowienie.
   Cały proces zajął mu kilka minut. Po wszystkim kazał otworzyć oczy.
-No to teraz zobaczymy jak to wszystko wygląda - rzekł mężczyzna wyciągając z kąta stare zwierciadło. Postawił je przed Seprisem.
   Ujrzał zupełnie innego smoka, złotego, bez skazy na ciele o krótkich, płasko ułożonych, skrzywionych rogach, wąskim pysku oraz magicznie płomienistych oczach. Zauważył, że ma cały ogon, nieco szersze, jakby pełniejsze skrzydła i dłuższe pazury. Był trochę szerszy, lepiej zbudowany, jakby bardziej zwinny.
-Może być? - spytał Jastar.
-Oczywiście - odpowiedział zafascynowany - teraz jestem piękny.
-Zmieniłem ci tylko łuski, oczy i masz cały ogon, reszta to po prostu cały ty, tylko nigdy siebie nie widziałeś w całej okazałości. Nie jestem w stanie cię odchudzić ani ingerować w budowę ciała. Teraz lepiej stąd idź.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz