Layout by Raion

13 paź 2014

Trevor - "Podstawy Czarnej Magii"

 On nie zmyje brudu z dusz,
Wskazuje drogę zbłądzonym.
Wszyscy grzesznicy idą do piekła.
~Nigdy Mistress - "Hand of God"



    Wypełniająca bibliotekę cisza sprawiała wrażenie przebywania w starożytnej świątyni. I tak w skrócie mogło być, skrywająca w sobie zapiski przeszłości, tajemnicza skarbnica wiedzy gromadziła dzieła poetyckie czy naukowe spisywane od dawien dawna. Ta oaza głuchej atmosfery, zapachu starego pergaminu przypominała błądzenie po opuszczonych dawno lochach. Trevor chodził do znudzenia między regałami wystawionymi księgami, zwojami i notkami oglądając ich tytuły czy rzucając wzrokiem na pierwsze zdania. Czuł ciepło pod swoją skórzaną kurtką. Nie szukał niczego konkretnego, po prostu było to jedyne miejsce, gdzie nie mógł wejść żaden smok. Towarzystwo Artezji było męczące, żałował, że zgodził się zabrać ją ze sobą w podróż.
   Gdzieniegdzie z grubego, czerwonego dywanu wzlatywały obłoczki kurzu. Odstępy i korytarze między pułkami były dosyć ciasne, z wyjątkiem w środku obszernej komnaty wystawionego stołu dla czytelników. Szklany sufit wpuszczał dostatecznie dużo światła by nie było tu ciemno za dnia. Mężczyzna wszedł bez jakichkolwiek przeczuć w alejkę podpisaną wiedzą o magii. Nigdy nie próbował jej praktykować, nigdy nic o niej nie wiedział bowiem magowie stanowili jakby inny rodzaj ludzi, odosobnionych i dziwnie tajemniczych. Wtem jednak sięgnął po losową księgę i otworzył w połowie. Jego oczom padły schematy, nieznane mu symbole. Większość stron była rozmazana jakby ktoś zalał je wodą. Przewertował ją szybko i odłożył. Myślał, czy można tego się nauczyć? Czy magia jest czymś, z czym człowiek przychodzi na świat?
   W momentach bujania w obłokach marzył o byciu czarodziejem, wszystko wyglądałoby prościej. Nagle poczuł jak ktoś szturcha go w plecy.
-Mm? - mruknął Trevor nie odrywając wzroku od przeróżnych ksiąg.
-Ktoś chce cię widzieć - powiedział zasapany, męski głos.
-Powiedz jej, że mnie tu nie ma - nakazał.  Usłyszał jak tajemniczy rozmówca odchodzi ciężko. Wytężył słuch, chwilę później dobiegło go skrzypienie drzwi i słowa "powiedział, że go tutaj nie ma". Westchnął z poirytowaniem.
   Odłożył księgę i ruszył na ślepy koniec alejki. Stare pisma zdawały się do niego szeptać, wzbudzać ciekawość, aż w pewnej chwili wstrzymał krok i odwrócił głowę w prawo, wprost na wciśniętą między inne tomy książeczkę o ledwo widocznym, złotym tytule "Z drugiej strony". Z trudem ją wyciągnął. Czarny, pognieciony zeszycik wyglądał na stary. Otworzył go i na ziemię wypadło kilka zżółkniętych kartek. Szybko pozbierał je i odłożył na bok. Zapisana ręcznie i czasem niechlujnie, książka opowiadała coś o rytuałach oraz legendach. Malunki przedstawiały jakieś zwierzęta z wyłupiastymi oczyma i powyginanymi kończynami. Niejednokrotnie zauważył pentagram. Przejrzał poprzednio odłożone kartki, pobazgrane, pogniecione, nieczytelne. Odłożył notes na swoje miejsce.
-Tak, to była czarna magia - zaskoczył go szept. Obrócił się dookoła lecz nikogo nie zobaczył. Wkrótce uznał to za przesłyszenie.
-Nie widzisz mnie, ale ja widzę ciebie - powiedział ten sam głos.
-To lepiej przestań mnie podglądać - ostrzegł Trevor.
-Pewnie zastanawia cię... - rzekł niewidzialny rozmówca - jak używać magii, szczególnie tej złej...
   Mężczyzna milczał. Po cichu obszedł regał i zajrzał do dwóch sąsiadujących alejek. Nikogo w pobliżu nie było. Ostatecznie podniósł wzrok do góry. Na szczycie starej, drewnianej pułki siedział czarny kot. Miał przerażająco szare oczy.
-Czarna magia płynie z umysłu - usłyszał, zwierzę obserwowało go nie poruszając nawet pyszczkiem. Wtedy Trevor zdał sobie sprawę, że szept rozbrzmiewa tylko w jego głowie - ciemnych czynów może dokonać tylko ten, kto nie czuje strachu ani obawy przed swoim dziełem. Czarnoksiężnik musi odrzucić uczucia, musi chcieć...
-Nie przypominam sobie, by cokolwiek ciężkiego ostatnio spadło mi na głowę - stwierdził chłopak przecierając prawą dłonią młodzieńczy wąs.
-Bo nie spadło, idioto - kot wstał i przeskoczył nad nim bezszelestnie - mogę ci pokazać jak zadawać ból, igrać z demonami, łamać ludzki umysł...
-Zdecydowanie wolę złamać kręgosłup...
-Mogę pokazać ci, jak przywołać kogoś zza grobu - syknęło zwierzę. Zniknęło mu z oczu i niespodziewanie Trevor poczuł zimny podmuch za plecami. Szybko przywarł do regału. Ujrzał obok siebie równą mu wzrostem szczupłą postać w czarnej pelerynie pokrywającej człowieka od stóp do głów. Spod kaptura zionęła nieco blada, wydłużona, chytra twarz pozbawiona zmarszczek i niedoskonałości. Z kocich oczu wychodził do niego hipnotyzujący, dziwnie obojętny a zarazem naciskający wzrok. Wargi miał bez koloru, podobnie jak wąski nos. Na policzkach i brodzie nie wystawał ani jeden włos. Człowiek szybkim ruchem wyciągnął na poziom oczu długą, kościstą dłoń trzymającą małą, lśniącą błękitem fiolkę.
-Aby dać życie, trzeba innego istnienia, duszy i energii - szepnął do Trevora martwym głosem.
-Po co mi do wiadomości? - zapytał Trevor czując strach.
-Skoro szukasz źródła czarnej magii, to musisz mieć ku temu powód, czyż nie? Szukasz odpowiedzi to ją dostaniesz.
-Nie ma nikogo kogo chciałbym przywrócić z zaświatów.
-Kapłani mówią, że dusza jest elastyczna i nie można jej dotknąć. Są w błędzie bo nigdy nie widzieli duszy. Duszę można złapać i zamknąć a następnie tchnąć w ciało.
-To w takim razie dlaczego nie ożywiacie sobie zmarłych? - spytał zaniepokojony Trevor odwracając wzrok od pulsującej buteleczki.
-Bo robimy to tylko wtedy, kiedy tego kogoś potrzebujemy - twarz dziwnej zjawy wykrzywił lekki uśmiech.
-Czyja to dusza?
-W tej chwili moja - odpowiedział mu - bez ciała należy do tego, kto ją złapie. Wcześniej należała do pewnego smoka.
-Jak... mu było na imię? - mężczyzna przełknął ślinę.
-Nie znasz? Myślisz, że tak łatwo odejść z tego świata? To dusza Felsarina, której nigdy nie posiadał. Czarne smoki podobnie jak koty nie mają duszy, od zawsze miał ją sam diabeł. Problem w tym taki, że aby powstał zły, musi umrzeć dobry. Kiedy umiera anioł, rodzi się demon...
-Artezja - wyrwało mu się.
-O tak, potomkini Albiny...
-Chcecie Artezji aby ożywić tego potwora? - zapytał Trevor, teraz naprawdę poczuł przerażenie.
-Doskonale, jesteś sprytny - pochwalił go rozmówca - oddaj mi ją, a sowicie cię wynagrodzę.
   Nie potrafił uwierzyć w to co właśnie słyszy. Może to realistyczny sen? Albo zachorował i właśnie majaczy? Podniósł powoli dłoń i zacisnął palce na nosie wstrzymując oddech. Nie poczuł żadnej różnicy, nawet uszczypnięcie nie przywróciło go do rzeczywistości.
-Artezja nie jest moją własnością - odpowiedział - jest irytująca i mazgajowata...
-Właśnie tak, wyrzekasz się jej? Twierdzisz, że jest ci niepotrzebna?
-W sumie nigdy mi nie pomogła i tak naprawdę mam jej dość...
-Postanowione, popełniłeś słuszną decyzję...
   Zjawa zniknęła jak kłąb dymu nie zostawiając po sobie ani śladu ani zapachu. Trevor stał oszołomiony w miejscu przez kilka minut aż w końcu usłyszał jak ktoś szpera niedaleko niego w zwojach. Opuścił bibliotekę myśląc nad tym dziwnym zajściem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz