Layout by Raion

18 paź 2014

Felsarin - "Z ognia powstałeś"

Myślę, że czas postawić ten świat w ogniu.
Myślę, że czas pchnąć to do końca.
~Slash - "World on fire"


    Jak nagły grzmot pioruna z boskiej ręki, przypominający wizję, zjawiskowy i burzliwy sen przedstawiał rozstępujące się niczym wrota płomienie. Nie wiedział jak się tam znalazł, jedyną możliwą drogą naprzód była ta piekielna ścieżka. Przestrzeń wypełniał czarny dym, zza owej zasłony z ognia dobiegały jakieś głosy tłumione trzaskającym żarem. Pokierował kroki przed siebie, im bliżej był tym coraz bardziej czuł samego siebie, nawiedzała go taka świadomość istnienia. Stanął przez dziwną, białą mgłą; tajemniczym, nieprzejrzystym obłokiem. Słyszał szepty, jakby wewnątrz tego niepasującego tutaj obiektu ktoś chciał go do siebie zwabić, namawiał. Zbliżył paszczę do chmury jakby próbował zajrzeć przez brudne okno. W pewnej chwili dotknął nosem jej powierzchni...
   Pełne bólu wycie obudziło go z transu. Dookoła widział tylko ciemność, drażniący słuch skowyt powoli zmienił się w wściekły, smoczy ryk, jego ryk. Czuł ból w piersi, jakby utkwił mu w sercu sztylet. Ogarniało go ciepło, z każdą sekundą zyskiwał siły. Mrok rozpłynął się ustępując widokiem cmentarza nocą podczas pełni. Ciemny jak śmierć smok stał na pękniętym, czarnym nagrobku. Felsarin zobaczył przed sobą pięcioro równego wzrostu zakapturzonych postaci owiniętych długimi szatami.
-Sługo ciemności - powiedział stojący pośrodku z nich podnosząc głowę do góry. Zauważył jego bladą, chytrą twarz bez koloru - jesteś gotów nam służyć?
   Felsarin zszedł z własnego grobu. Powoli podszedł do ludzi.
-Nie - odpowiedział smok. Zatopił zęby w piersi przywódcy i szarpnął nim na bok zwalając z nóg dwóch po prawej. Zaczepił pazurami za szatę najbliższego kapłana po czym cisnął nim jak workiem ziemniaków w powietrze. Postać wylądowała plecami na jednym z pomników. Złapał uciekającego na czworakach jak pies człowieka. Pozostali dwa zniknęli.
-Gadaj, co zrobiliście? - warknął Felsarin przewracając go na plecy. Zsunął mu kaptur odsłaniając równie bladą, lecz szkaradną twarz z obrzydliwą blizną biegnącą przez całą twarz od lewej szczęki aż po prawą skroń.
-Przywróciliśmy cię do życia - wycharczał pokazując ledwo widzialne w mroku zepsute zęby.
-Po co?
-A wypuścisz mnie?
-Nie obiecuję - zmrużył groźnie oczy.
-Nasz pan dał ci drugie życie w zamian za niewinną, czystą duszę Artezji...
   Znieruchomiał. Co to miało znaczyć? Próbował opanować gniew.
-Wynocha zanim podzielisz ich los - wypuścił go. Odwrócił się. Rzucił okiem na leżące obok zwłoki i rozwinął ponure skrzydła z zamiarem odlotu.

***

   Krążył nad Shadurem zbierając wspomnienia. Nie miał na ciele żadnych blizn, wyglądał jak nowo narodzony smok. Nie czuł ciężaru starości, nic go nie bolało, nie dręczyło, czuł się silniejszy, jak zza młodu.
Czy to możliwe, że przywrócili go do życia? W jaki sposób? Przecież wskrzeszanie zmarłych jest niemożliwe. W jakim celu w ogóle chcieli sprowadzić go na świat?
   Pragnąc uporządkować chaos w głowie, usiadł na szczycie Smoczej Wieży. Było zimno, wietrznie, piękna stolica krasnoludów traciła swój urok przy takiej smutnej pogodzie, zachmurzonej. Z trudem odrzucił wszystkie pytania bez odpowiedzi. Zamknął oczy, opuścił łeb i wziął głęboki oddech. Rodzina... gdzieś na świecie żyje jego najbliższa rodzina, bez matki, bez ojca, zdani na siebie. Przypomniał ich sobie, swoje potomstwo i Kherianę.
   Zeskoczył z krawędzi. Poszybował w stronę cmentarza schowanego za masywną górą. Już z daleka zauważył dziwną zmianę. Wokół zniszczonego grobu Felsarina pęknięty został chodnik. Dostrzegł parę krążących na miejscu zdarzenia ludzi. Przeleciał nisko nad główną alejką i wylądował obok pomnika Elistery. Obecni kapłani w purpurowych szatach automatycznie zwrócili ku niemu głowy. Na widok Felsarina oniemieli z przerażenia.
-Żywy trup! - krzyknął ktoś. Wybuchło zamieszanie. Wszyscy puścili się biegiem, każdy w inną stronę. W niebo uszły przekleństwa. Tym dziwnym gestem, smok został na cmentarzu sam. Czarny nagrobek należący pewnie do niego wyglądał jakby uprzednio rozbito go ciężkim młotem. Naprzeciwko stał grób zdobiony szafirami, Kheriany. Wszystko zaczęło do siebie pasować...
   Posępny i zmieszany uczuciami odszedł pieszo z cmentarza.. Zrozumiał, że jego widok musi być naprawdę dziwny. Szedł przez całe miasto czując na sobie podejrzliwe, przestraszone spojrzenia napotykanych mieszkańców. Zaczęło go zastanawiać, ile czasu minęło od śmierci? Miesiąc? Rok? Dziesięć lat? W końcu obrał sobie za cel powrót do domu. Miał nadzieję znaleźć swojego syna. Odleciał więc z miasta kierując się wzdłuż rzeki, nie zajęło to długo by w końcu ujrzał niczym niezmienioną dolinę. Okrążył ją dwukrotnie a następnie wylądował na samym środku tracącej żywy kolor polany. Zauważył samotnego, przysypiającego nad rzeką ciemnozielonego smoka. 
   Nie zwróciwszy na niego większej uwagi, odszukał wzrokiem swoją grotę. Powędrował do niej czując jak poraża go napięcie. Zdecydowanym krokiem wszedł do ciemnej jaskini. Wyglądała na pustą. Wrócił zatem i zaczepił obecnego przy rzecze gada. Smok otworzył oczy i smętnie na niego spojrzał. W sekundzie jak rażony piorunem rozszerzył źrenice, rozwarł paszczę wydając z siebie dziki skrzek po czym rzucił się do ucieczki. 
-Co jest do jasnej cholery? - zapytał Felsarin. Zwabieni hałasem mieszkańcy gór wychylali głowy ze swoich jam. Zaniepokojeni widokiem Felsarina wykazywali zdziwienie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz