Layout by Raion

27 wrz 2014

Sepris - "Próba"

Nie mam  pojęcia gdzie zmierzam,
Ale wiem, gdzie właśnie byłem.
~Five Finger Death Punch - "Battle Born"


   Długie dni pełne wysiłku i pracy powoli prostowały się i dopasowywały do jego rytmu życia. Przyzwyczajony do atmosfery panującej w owej "szkole" próbował nie nastawiać karku. Został uświadomiony kar, jakie stosowano za wyskoki. Trening obserwował lord Lorens, najwyraźniej przykładał dużo uwagi do niego, i jak mu powiedziano: "pilnuje swojej inwestycji". Zauważył pewną hierarchię, największą ulgę i swobodę miał Fergon, z dominującym doświadczeniem w walce.
   Trenowali rano i po południu, resztę dnia mieli dla siebie. Szło mu coraz lepiej, przyznali mu, że bardzo szybko opanowuje sztukę walki. Po dwóch tygodniach on, Fergon, Sajir i Parlod zostali zabrani na arenę. Sepris miał tylko oglądać, musiał zobaczyć jak to wszystko wygląda i jakie panują zasady. Brutalne i krwawe starcia rzadko kończyły się śmiercią, wszystko zależało od władcy organizującego całe widowisko.
-Powiedz mi, długo tutaj jesteś? - zapytał Fergona po powrocie.
-Prawie rok - odpowiedział. Nie odniósł ani jednej rany - wbrew pozorom czas szybko tutaj upływa.
-I co o tym sądzisz?
-Widzisz, nie traktują mnie tutaj źle, teraz to miejsce jest moim domem, to znacznie ekscytujące niż zwyczajne życie. Mam duszę wojownika, inaczej byłbym martwy.
-Myślisz, że mam jakieś szanse?
-To zależy od ciebie - stwierdził Fergon zmierzając go wzrokiem.
   Zapadła cisza. Nigdy dotąd nie walczył z innym smokiem. Zamordowanie Norkada nie wchodziło w grę. Nie zadowalała go śmierć w takich warunkach. W tym czasie okrutnie pokaleczony Merg powracał do zdrowia i wychodził na zewnątrz. W pewnym momencie zabrali go i jeszcze tego samego dnia wrócił całkowicie zdrowy.
-Seprisie - usłyszał przywołującego do Harisa. Zaniepokojony podszedł do smoka czekającego na niego pod bramą.
-Za tydzień odbędzie się twoja próba - oznajmił mu oficjalnie patrząc na niego z góry - widziałeś już jak wygląda walka na arenie, jednak pierwsze starcie jest testem. Klęska w tym przypadku oznacza śmierć. Jeśli wygrasz pierwszy pojedynek, dostaniesz znak, jak reszta. Zrozumiałeś?
-Zrozumiałem - odpowiedział.
   Haris przyjrzał mu się dokładnie.
-Jesteś podejrzanie spokojny, zwykle do tego czasu każdy dostaje chociaż raz batem po grzbiecie.
-Gdyby to choćby miało jakiś sens.
-Co masz na myśli? - zapytał nieco agresywnie smok.
-Gdyby sprzeciwianie się i opieranie miało jakiś sens, ale nie ma, więc po co mam to robić? Nie da się tutaj żyć w zgodzie w inny sposób.
-Byłem przekonany, że twoje pokrewieństwo przypomni sobie o dumie i nie pozwoli nad sobą zapanować. Dlatego trafiają tutaj tylko młode smoki, łatwiej was złamać. Teraz idź.
   Odszedł od Harisa, wrócił do Fergona.
-On nie ma żadnych szans - stwierdził zielony smok patrząc jak Haris przywołuje Merga - jest słaby.
-A za co został ukarany? - zapytał z ciekawości.
-Chciał uciec i nazwał Harisa brudną dziwką.
-Powiesz mi kim on jest?
-Haris? Był taki jak my, wywalczył sobie wolność, na samym końcu zamordował swojego poprzednika. Co roku otwierają turniej, finalnie walczą właśnie oni.

***

   Do końca tygodnia coraz bardziej odczuwał stres i strach. Myśl o walce na śmierć i życie napawała go obawami. Przed kim stanie? Przed równym sobie czy bezwzględną bestią, która rozszarpie go na strzępy? Nie znał swoich umiejętności, do tej pory ćwiczył tylko ze swoimi rówieśnikami, to nie to samo co na arenie...
   Wczesnym popołudniem zabrali go, Merga oraz Hirena. Czekali pod areną, stała w środku miasta, nie była duża. Okrągła, jasnoszara, kamienna budowla z trybunami i specjalnym balkonem dla organizatorów. W rozświetlonym pochodniami lochu siedzieli razem z Harisem i paroma strażnikami. Z góry słyszeli szum.
-Jesteś gotowy? - zapytał go mistrz.
-Nie bardzo - odpowiedział drżąc.
-Pamiętaj, twoje zwycięstwo jest również moim. Obojętnie przed kim staniesz, nie okazuj litości.
   Szczęk bramy zapowiedział otwarcie wysokiej kraty. Bez słowa stanął przed nią i wziął głęboki oddech. Szumy na górze ucichły i usłyszał wyraźny, twardy, męski głos.
-Dzisiejsze widowisko otwierają dwie wielkie próby, rywalizacja na śmierć i życie. W obliczu chrztu, by uzyskać tytuł wojownika, staną przeciw sobie...
   Smok wypuścił powietrze z płuc i wyszedł. Ujrzał nad sobą zapełnione tysiącami widzów trybuny. Złoty piasek poznaczony był krwią oraz drobnymi częściami zbroi. Dach stanowiła stalowa, siatka uniemożliwiająca ucieczkę. Pogoda nie zapowiadała przyjemnego dnia.
-...syn Felsarina z rodu Khanemita, uzdolnionego i wytrwałego czarnego smoka, Sepris, i córka Jaśminy, Estaria.
   Ku swojemu zdumieniu ujrzał wychodzącą z przeciwnej bramy urodziwą, szczupłą i zwiewną błękitną smoczycę. Podeszli do siebie.
-Zamorduję cię, wiedz o tym - warknęła do niego pokazując białe kły.
   Zapowiadający walki mówca, otyły, odziany w opinające go ciasno szaty mężczyzna z czarną brodą stał na swoim balkonie z uniesionymi, rozwartymi rękami.
-Niech wygra lepszy! - i zabrzmiał róg.
   Natychmiast po tym słowach, Estaria zdzieliła go ogonem prosto w głowę. Tępy ból zakręcił mu w oczach. Rzuciła się na niego powalając go na ziemię. Arena zawrzała wiwatami i wrzaskami. Estaria przygwoździła go, usiadła na nim i uderzyła otwartą łapą w pysk, drugi raz, trzeci, oszołomiony czuł jak go kaleczy.
-Dosyć tego - ryknął. Wbił pazury pod pachy samicy, otworzyła paszczę ze wściekłości. Chwycił w zęby jej przednią łapę zaciskając szczęki, jednocześnie zahaczył szponami o żebra i przyciągnął do siebie by móc złapać za skrzydło. Pociągnął za nie wywracając ją na bok. Odepchnął Estarię od siebie i wstał na nogi. Czuł smak swojej krwi.
   Próbował skoczyć na nią, przeturlała się. Machnął jej ogonem nad głową chybiając o włos. W tym czasie zdążyła wstać. Zaszarżował, smoczyca stanęła na dwóch nogach, Pochylił łeb i staranował ją głową. Prześlizgnęła się nad nim tracąc równowagę. Powstającą do pionu Estarię uderzył ogonem w grzbiet, padła na brzuch i przycisnął ją.
-Zabij! - usłyszał skandowanie. Prawą łapą otoczył jej łeb chwytając za lewy róg, a drugą złapał za pozostały.
-Nie mam innego wyboru - mruknął do niej i szarpnął skręcając kark.
   Wypuścił ją i usiadł oddychając szybko. Teraz zrozumiał... aby żyć, trzeba zabijać. Spojrzał w górę, na tych wszystkich ludzi radujących z widoku śmierci, na to barbarzyństwo, do którego został zmuszony. Ogarniała go złość, ponieważ ludzie robili z tragedii rozrywkę.
   Wrócił z powrotem do lochu. Martwą Esterę wywleczono.
-Pokazałeś swoją wartość - powiedział Haris na jego widok.
-Paskudnie to wygląda - oznajmił Hiren, ciemnobrązowy smok siedział w ciemności świecąc oczami.
   Przyszła kolej na Merga, młody, rozdygotany złoty gad wyszedł na arenę i po minucie walki już wyciągano jego zwłoki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz