Layout by Raion

25 wrz 2014

Sepris - "Jak gladiator".

Umieram dla kogokolwiek.
Czymże się stałem?
~Breaking Benjamin - "The Diary of Jane"


   Zaprowadzili go do dworu, do ogromnego, bogatego dworu z dala od miasta. Przypominał on małą fortyfikację. To także zostało zbudowane z żółtych cegieł. Dachy zabarwiono na czerwono. Kiedy stanęli przed masywną, powykręcaną, stalowa bramą, Lorens zeskoczył ze swojego białego konia i przyłożył dłoń do żeliwa. Kłódka zniknęła, po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Przeprowadzili Seprisa na ogród przed domem. Rosły tutaj przystrzyżone żywopłoty i niskie drzewa cytrusowe. Prosta, lecz urocza dla oka zielona oaza. Przez środek biegła brukowana ścieżka, a w centrum stała biała fontanna przedstawiająca skrzydlatego anioła z mieczem opartym o ziemię. Chodnik prowadził do potężnych, dębowych drzwi. Po prawej stronie dziedzińca zaś stała szeroka, metalowa krata zwieńczona grotami. Odsłonili mu pazury.
-Harisie, pokaż mu jego miejsce. Gdyby stawiał opór, użyj siły.
   Purpurowy smok brutalnie przepchnął go przez drugą bramę. Znalazł się na wydeptanym, obszernym polu. W szeroko zadaszonych ścianach widniały duże wnęki obłożone sianem, przy każdej z nich stały dwa koryta. Filary podtrzymujące dachy były głęboko podrapane, zaś na ścianie od strony domu wisiał balkon.
Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby tego miejsca nie zamieszkiwały smoki. Przebywające w swoich dziuplach, pod dachem czy kryjące się po kątach młode smoki. Każdy z nich miał wypalony na prawym ramieniu znak skrzyżowanego pazura oraz miecza.
-Wiesz, gdzie jesteś? - zapytał Haris puszczając go - to miejsce twojego przeznaczenia. Jestem teraz twoim mistrzem, nauczycielem. W tej części rządzę ja. Odzywasz się tylko pytany, stajesz na każde zawołanie i robisz wszystko co ci powiem. Zrozumiałeś, czy mam ci to wytłumaczyć w inny sposób?
-W jakim celu tutaj trafiłem? - odpowiedział pytaniem.
-Jesteś własnością lorda Lorensa, a to jest szkoła walki. Walczycie w igrzyskach na arenie dla swojego pana. Zwycięzcy są nagradzani, a błahe miernoty karane, do skutku. Od dzisiaj jesteś moim sługusem. Powtórz to.
-Nigdy - warknął Sepris pokazując zęby. Haris pchnął go na ziemię i przycisnął boleśnie.
-Następnym razem będziesz kwiczał - syknął - radzę ci byś posłusznym, bo moja cierpliwość szybko się kończy. To jak? Będziesz taki dobry i powtórzysz? Czy mam obedrzeć cię ze skóry?
-Od dziś jestem twoją sługą - wydusił z trudem. Kipiała w nim wściekłość.
-Znajdź sobie legowisko i zapoznaj z resztą. I nie uciekniesz stąd, mury chroni magia, nic stąd nie wyjdzie bez mojej zgody. Twój chrzest niedługo się odbędzie. Taki młody i agresywny, trzeba cię będzie nauczyć pokory.
-Nie gwałć mnie - jęknął z bólu.
-Jeśli myślisz, że gwałt to kara, to nigdy nie czułeś prawdziwego bólu.
   Wypuścił go. Natychmiast wstał. Haris pozbawił go łańcucha i odszedł.
Czuł na sobie spojrzenia innych smoków. Naliczył ich w sumie dwunastu, on był trzynasty.
~No tak, trzynasty, pechowy - pomyślał.
   Znalazł sobie puste legowisko i położył do snu. Miał nadzieję, że to tylko koszmarny sen i wkrótce obudzi się w swojej grocie w Dolinie Ognia. Pozostali więźniowie z ciekawością podeszli bliżej.
-No i czego ode mnie chcecie? - zapytał groźnie Sepris ze swojej jamy.
-Może trochę grzeczniej? - zwrócił mu uwagę zielony gad, nieco większy od niego. Na szyi miał długie zadrapanie - jak masz na imię?
-Sepris - odpowiedział spokojniej - wytłumaczy mi ktoś o co tu chodzi?
-To proste, będziesz trenowany i wystawiany do walk na arenie. Radzę ci się przystosować bo skończysz jak Merg.
-Kto to jest Merg?
-Chodź - za namową wyszedł. Stanął przed wszystkimi.
-Ja jestem Fergon, a to są Lapis, Corh, Parlod - wyliczał po kolei imiona - Daron, Rewis, Trevor, Sajir, Esar, Atos i Hiren.
-Musicie długo tutaj być skoro pamiętacie własne imiona - stwierdził Sepris. Razem wyglądali jak kolorowa wystawa, gdyby nie okoliczności... Powędrował za Fargonem, pokazał mu schowaną w cieniu jamę, a w niej śpiącego, zakrwawionego, złotego smoka z pokiereszowanym okrutnie grzbietem oraz pokaleczonym pyskiem.
-To jest Merg - poinformował go Fergon - trafił tu tydzień temu. Tak wygląda kara za nieposłuszeństwo, nie chciałbyś tego doświadczyć.
-Przeżyje?
-Pewnie. Sprawia mu to bardzo dużo cierpienia. Nikogo nie zabiją, w końcu każdego z nas musieli złamać.
   Szybko złapał relacje z Fergonem. Pozostali nie byli dużo starsi od niego, a on sam nie był najmłodszy. Tego dnia nic się nie wydarzyło. Wszystkie smoki widocznie żyły razem bez konfliktu, wszyscy siedzieli w tej samej beznadziejnej sytuacji. Wieczorem dostali jeść, i od paru dni Sepris w końcu poczuł smak jedzenia.
   Następnego dnia obudził go ryk. Haris wyszarpał go pazurami za łeb z jamy i popchnął na środek pola.
-Druga zasada - warknął wściekły - kiedy wszyscy wstają to wszyscy, razem z tobą.
   Uderzył go łapą w głowę. Dwanaście smoków stanęło w rzędzie.
-Teraz pokaż co potrafisz. Daron, wystąp.
-Mam z nim walczyć? - zapytał Sepris. Haris posłał mu groźne spojrzenie.
   Stanął przed szkarłatnym gadem, Daronem. Rozkazano walczyć i smok skoczył na Seprisa zwalając go na grzbiet. Próbował go odeprzeć.
-Zostaw go - przerwano im. Daron natychmiast z niego zszedł.
-Już byłbyś martwy - mruknął odchodząc.
   Nastała cisza. Czuł na sobie każde spojrzenie, każdy jego ruch był śledzony.
-Czeka cię dużo pracy - stwierdził mistrz - do roboty...
   I w ten sposób zaczął trening. Próbował z każdym, siłowanie, robienie uników, jak używać ogona i na co zwracać uwagę podczas walki. Ćwiczył refleks. Ważną cechą była zręczność oraz siła, dlatego nie obyło się bez targania po drugim polu ciężarów. Podobnie wyglądał każdy dzień. Poddawany treningowi i ćwiczeniom uczony był jak zabijać i walczyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz