Layout by Raion

23 wrz 2014

Sepris - "Za złoto".

Siódma rano przyszli by nas zabrać,
Mali ludzie, wielkie spluwy, na nasze głowy.
~System of a Down - "Mr. Jack"


   To, co zaszło w Shadurze dało mu wiele do myślenia. Nie spotykał Artezji, nie widywał jej, nie wiedział co miało znaczyć jej podejrzane zachowanie. Jej widok jednak pozostał w głowie młodego smoka, nie potrafił zapomnieć. Kim ona w ogóle jest?
   Spacerował po obrzeżach miasta, niedaleko farm. Chłodny wiatr mierzwił wysoką trawę. Wciąż nic nie zrobił w znalezieniu swojego rodzeństwa, nie miał pojęcia do kogo się zwrócić, mógłby odlecieć i już tam zostać.
   Nie zawrócił uwagi na wyjeżdżający znikąd powóz zaprzężony w dwa czarne konie. Zapewne to kupcy wędrujący z jednej miejscowości do drugiej celem handlu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby na jego widok nie zatrzymał się i nie wyszedł z niego uzbrojony żołnierz. Sepris podniósł łeb. Poczuł mocniejsze bicie serca. Zdecydowanie nieprzyjaźnie nastawiony człowiek uniósł w górę łuk. Dzieliło ich kilkadziesiąt metrów. Uciekać czy walczyć?
   Pierwszy strzał chybił. Pomyślał, że lepiej będzie po prostu uciekać. Nim tak uczynił, poczuł przeszywający, ostry ból w udzie. Długa, potężna strzała głęboko utkwiła mu w nodze. Stęknął głośno i poderwał się do lotu. Natychmiast w głowie powstała mu masa pytań... dlaczego i za co? Po kilkunastu sekundach lotu zaczął słabnąć, coraz trudniej oddychał i coraz ciężej mu było machać skrzydłami. Czuł, jak narasta w nim panika.
   Spadał, odrętwienie zmierzające z kończyn aż do piersi paraliżowało Seprisa, upadł na ziemię nie mogąc ruszyć żadnym mięśniem. Mógł tylko patrzeć. Po chwili stanął nad nim potężny, wysoki mężczyzna w ciężkiej, stalowej zbroi. Przy pasie miał dwuręczny miecz, a na głowie hełm. Wyglądał jakby zmierzał na turniej rycerski. Towarzyszył mu jakiś okryty brązową, grubą szatą łysiejący człowieczek o jasnej karnacji, wyszczerzył szczerbate zęby.
-Będziemy bogaci jak nigdy - powiedział przesiąkniętym radością i chciwością głosem - zwiąż go, tylko mocno.
   Bezsilnie obserwował jak rycerz związuje mu nogi, skrzydła i pysk grubym sznurem. Wyciągnął grot z jego nogi. Jego towarzysz wyjął z kieszeni jakąś buteleczkę i z uwagą zaaplikował kroplę dziwnej, złotawo-zielonej mikstury do rany. Wyprostował się.
-Tam dokąd zmierzasz nie będzie tak wesoło.

***

   Nie wiedział gdzie jest i dokąd zmierzają. Cały czas przytomny, z burzą myśli w głowie i świadomością bycia porwanym leżał w ciemnym wozie. Nie potrafił zdjąć sznurów. Czucie w całym ciele odzyskał dopiero po paru godzinach. W ciasnym wnętrzu był on i stara skrzynia.
~Co teraz ze mną zrobią? - myślał chaotycznie - zabiją? Wyglądają jak handlarze niewolników, i czemu do cholery to muszę być ja?
   Nie robili przerw w podróży, po prostu jechali całą dobę, co jakiś czas tylko zaglądali do niego i sprawdzali liny. W pewnym momencie zrobili postój. Wytężył słuch.
-Dajmy mu wody, jak nam zdechnie to nici z zysku.
   Chwilę później otwarto z rozmachem drzwi z tyłu wozu. Podniósł lekko głowę, na widok światła poczuł się nieco bardziej żywy. Podszedł do niego już bez ciężkiej zbroi wysoki dryblas, bez niej nie wyglądał tak potężnie jak wcześniej. Miał twarz trzydziestolatka, raczej mało udręczoną lecz twardą. Postrzępione i brudne, krótkie włosy śmierdziały odpychająco. Wytarł cieknący nos w rękaw zielonego, lnianego ubrania i z martwym wzrokiem niebieskich oczu zaczął odwiązywać sznur zaciskający paszczę smoka.
   Gdy tylko węzeł opadł, Sepris otworzył pysk z zamiarem ugryzienia oprawcy. Ten uderzył go mocno okutą żelazem prawą pięścią. Głowa wylądowała mu na podłodze. Poczuł smak własnej krwi. Jęknął z bólu. Mężczyzna bez słowa postawił przed nim wiadro z wodą.
-Pij - powiedział krótko.
   Zrezygnowany wykonał polecenie. Ulga zaspokojenia pragnienia przyniosła mu lekkie ukojenie.
-Czego ode mnie... - zaczął, lecz człowiek przycisnął mu łeb o ziemi i przystąpił do wiązania mu pyska. Po wszystkim zostawił go i zamknął.
   Wszystko zaczęło wracać, tylko przez chwilę czuł wolność i swobodę, teraz został porwany i nie wiadomo co jeszcze go czeka...
   Zasysający go głód był naprawdę dręczący, trzy dni bez jedzenia sprawiły, że oddałby wszystko za choćby mały kawałek mięsa. Czwartego dnia otoczył go intensywny gwar, jak na targu jakiegoś miasta. Mając nadzieję na ratunek, wydawał z siebie stłumione jęki, miotał i rzucał sobą. Jedynie kto przyszedł, to ten sam człowiek co podawał mu wodę. Ogłuszył go, drugim razem ze złością wbił mu grot złamanej strzały w nogę. Po minucie zasnął...
   Obudził go ten sam hałas, tym razem oddychając czuł świeże powietrze, zapach krwi, ryb, mięsa. Otworzył powoli oczy. Był w stalowej klatce, nie miał już sznurów na nogach, jedynie na paszczy. Na swoich łapach zauważył skrawki materiału zasłaniające mu pazury. Przez piersi i pod pachami biegła jakaś uprząż z łańcuchem przypiętym do krat. Wszystko to stało na jakimś targu, na kamieniem obudowanym placu wśród niskich, żółtymi cegłami stawianymi domami. Dookoła stały stragany, w wśród nich kręcili się ludzie. Tuż obok jego klatki siedzieli dwaj mężczyźni, którzy go porwali. Sepris mógł rzucać tylko wściekłe spojrzenia. Słyszał ciche rozmowy:
-Za ile go sprzedajemy? - mówił ten wyższy.
-Pięć tysięcy co najmniej - odpowiedział chytrus.
-Ale połowa moja.
-Pewnie, możesz mi zaufać Onosie.
   Smok warknął. Oni zamierzali go sprzedać...
-Cicho siedź - fuknęli na niego.
   Po długim czasie z tłumu wyszedł wyraźnie bogaty jegomość. Na sobie miał złoto-zieloną szatę zdobioną sznurami, frędzlami i długimi rękawami. Na wąskiej szyi błyszczał złoty łańcuszek. Był w średnim wieku, chociaż jego twarz o tym nie mówiła, była gładka. Długi nos oraz brązowe oczy spoglądały poważnie na świat. Czupryna jasnych włosów powiewała lekko na wietrze. Towarzyszyło mu dwoje zbrojnych w stalowych napierśnikach i włóczniami w dłoniach oraz dorosły, purpurowy smok. On najbardziej przykuł uwagę Seprisa. Majestatyczny, poznaczony bliznami rogaty gad szedł dumnie za całą trójką. Na łapach zauważył metalowe szpony, a na prawym ramieniu wypalony miał czarny symbol skrzyżowanego pazura z mieczem.
-Ile? - zapytał spokojnie szlachcic.
-Pięć tysięcy dukatów - odpowiedzieli mu handlarze.
-Otwórz, muszę go obejrzeć.
   Na polecenie, Onos otwarł klatkę. Kupiec podszedł do Seprisa i bez jakichkolwiek obaw zaczął go oglądać, z każdej strony, dotykał go, naciskał. W pozycji stojącej smok byłmu równy.
-Zapłać mu - powiedział przez ramię do jednego ze swoich sług - podejdź tutaj Harisie. Purpurowy gad podszedł bliżej. Dostał łańcuch do wielkiej łapy i wyciągnął Seprisa z klatki.
   Młody upadł na ziemię.
-Wstawaj - warknął Haris. Pociągnął metalową smyczą i zmusił go do powstania - to jest teraz twój pan, lord Lorens.
   Lorens ściągnął mu z pyska sznur.
-Jak masz na imię? - zapytał.
   Nie odpowiedział.
-Gadaj - syknął Haris łapiąc go za kark.
-Wystarczy - lord podniósł dłoń - wracamy z powrotem.
   Smok pociągnął Seprisa za sobą, włóczył go jak psa, a on szedł ze spuszczoną głową. Czym teraz będzie? Skoro ten człowiek ma być jego panem, to nie wróżył sobie świetlanej przyszłości. Jakkolwiek by to nie brzmiało, na pewno będzie niewolnikiem...
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz