Layout by Raion

1 sie 2014

Trevor - "Na krawędzi"

 Musisz ich obserwować. Bądź szybki lub martwy.
~Iron Maiden - "Be quick or be dead"


   Co przyspiesza bicie serca bardziej niż balansowanie na wąskiej ścieżce tuż nad wysoką przepaścią? Chyba tylko widok wściekłej bestii zmierzającej w naszą stronę. Niezdecydowany i nieźle poddenerwowany Trevor raz po raz zaglądał na krawędź dróżki biegnącej po niemal pionowym zboczu jakiejś wyjątkowo skalistej góry. Przełęcz była niebezpieczna, ale chyba nie tak bardzo jak wkroczenie do doliny pełnej smoków. 
-Wiesz czemu cię nie lubię? - zapytał Trevor do podążającej za nim Artezji.
-Mhm?
-Za to, że nie mogę liczyć na twoją pomoc. Jesteś mi coś winna.
-W tej chwili twoje życie nie jest zagrożone.
-Tak, z pewnością... - zaśmiał się z żalem. Przywarł jak najmocniej do ściany sunąc powoli do przodu. Pod nimi biegła szczelina naszpikowana gołymi głazami. Kątem oka ujrzał jak coś szybuje po niebie. Złowroga sylwetka krążącego nad nimi smoka nie zapowiadała wcale miłych wrażeń.
-Powiedz mi - postanowił zapytać Artezję - jak bardzo jesteście odporni na upadek?
-Z tej wysokości nie będzie co zbierać - usłyszał wyzywające warknięcie. Zaskoczony Trevor odwrócił się chcąc już skarcić Artezję za zmianę tonu. Ona sama zrobiła wielkie oczy.
-To nie ja - powiedziała cicho. Powoli zwróciła łeb w tył. Za smoczycą w odstępie kilku metrów stał ponury, czarny smok. Najwyraźniej wrogo nastawiony gad przyjął atakującą postawę spoglądając na nich spode łba świdrującym wzrokiem.
-Naprawdę jesteś taki bezmyślny by przyjść tutaj po tym wszystkim, co do mnie powiedziałeś? - zapytał agresywnie robiąc dwa kroki do przodu. Artezje skuliła ogon.
-Nie bierz tego do siebie - mężczyzna próbował załagodzić sytuację - tamtego dnia wszystko...
-Milcz - przerwał mu Felsarin - chyba nie myślałeś, że tak po prostu zapomnę.
-Zostaw go - mruknęła Artezja do smoka - przecież nie musisz od razu atakować.
-Ja nie atakuję, ja tylko bronię... Zresztą, po co w ogóle się odzywasz paskudny, latający szmatławcu? Pytał cię ktoś o zdanie?
   Biała smoczyca niezgrabnie odwróciła całe swoje łuskowate ciało w jego stronę.
-Jeszcze raz mnie tak nazwij - syknęła wściekła. Pysk Felsarina rozjaśnił drobny, złośliwy uśmieszek.
-Paskudny - powtórzył głośniej - latający szma...
   Zdzieliła go otwarta łapą prosto w głowę. Smok uderzył łbem o skalną ścianę. Jego oczy zabłysły nieprzytomnie, zachwiał się i zsunął za krawędź. Runął w dół uderzając z łoskotem w nieregularne głazy na samym dole. Przerażona Artezja otworzyła paszczę.
-Co ty zrobiłaś... - wydyszał Trevor. Przykucnął na krawędzi. Kilkadziesiąt metrów niżej, Felsarin leżał kamieniach. Zauważył plamy krwi barwiące skały czerwienią. Nastała chwila ciszy.
-Co teraz? - zapytała roztrzęsiona Artezja - chyba nie żyje...
-Chodźmy stąd zanim ktoś lub coś zauważy - rzekł - nie chcę mieć problemów.
-Jakby co, to nas tu nie było.
-Racja.
   Ruszyli szybko przed siebie. W głowie Trevora panowała burza myśli. Właśnie zabili jednego z najniebezpieczniejszych smoków, a tylko on mógł dać im szansę na pomoc w wojnie z imperium... Kiedy pożegnali strome urwisko, stanęli przed opadającym w dół zboczem porośniętym niską trawą. Słabo widoczna ścieżka niknęła krętą drogą w dal, przez najeżone dołami  i górkami pole. W tle widniały góry, pojedyncze iglaki oraz krzewy. Zerknął za siebie i kontynuowali wędrówkę. Stąd do Sharudu został tylko dzień.
-A co, jeśli ktoś się dowie? - zapytała Artezja.
-Najprawdopodobniej ciebie rozszarpią, a mnie wygnają - odpowiedział - albo też zabiją. Nie mogę w to uwierzyć...
-Ja też - smoczyca dogoniła go nieco - sam fakt, że odważyłam się go uderzyć. Rozzłościł mnie, nie daruję nikomu, kto mi ubliża. Swoją godność mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz