Layout by Raion

5 sie 2014

Kheriana - "Musisz odejść"

 Metallica - "To live is to die".


   To zadziwiające, jak śmierć potrafi odbić się w kierunku najbliższych i zgasić w nich płomień życia. Takie coś właśnie czuła Kheriana, pustkę, zimno, ciężar na głowie. Strata ukochanego odebrała jej nadzieję, pozostawiła smoczycę samą z trójką dzieci. Kompletnie załamana, zagubiona, nie wiedziała co ze sobą począć. Nie chciała nic robić, bała się, że wszystko może być tylko gorzej. Norkad próbował ją uspokoić, odciągnąć od Felsarina, w końcu nadchodząca burza zmusiła ją do powrotu, nie mogła zaniedbywać swojego potomstwa.
-Posłuchaj mnie uważnie - Norkad pomógł jej wstać. W przełęczy zawiał porywisty wiatr - musisz odejść.
-Gdzie niby? - zapytała słabo.
-Nie jesteś tutaj bezpieczna.
-Chciałam go pochować - jęknęła. Usiadła spuszczając głowę.
-Zostaw to mi, teraz najważniejsze jest ochronić ciebie i twoją rodzinę. Musisz opuścić góry, jak najszybciej. Wkrótce wszystko i tak wyjdzie na jaw, nie przeżyjesz tutaj tygodnia i on doskonale o tym wiedział. Na wypadek śmierci kazał mi to przekazać. Uciekaj, zabierz młode i już tu nie wracaj.
-Nie mogę odejść bez pożegnania.
-Już to zrobiłaś - rzekł złoty smok podnosząc jej głowę do góry - nie pomożesz mu już, leć jak najprędzej.
-Dlaczego tak ci na tym zależy?
-Bo obiecałem was chronić. Leć, moja droga, zadbam o resztę.
   Kheriana objęła mocno Norkada. Poczuła jego ciepło i na sekundę zdało się, jakby wszystko wróciło do normy. Zwróciła oczy w stronę Felsarina. Podeszła bliżej.
-Żegnaj na zawsze - mruknęła. Pochyliła na chwilę łeb po czym odleciała bez słowa. Łzy płynęły po błękitnych łuskach. Podobno kiedy płyną łzy, krwawi dusza. Wróciła do Doliny, z trudem uspokoiła pisklęta i wzięła wszystkie trzy na swój grzbiet. Wychodząc z groty, ostatni raz spojrzała za siebie, ostatni raz popatrzała na całą Dolinę i rozwinęła skrzydła kierując się zachód.
   Przez cały czas nie potrafiła pozbierać myśli. Gdzie ma teraz zamieszkać? Jak ma teraz żyć? Dlaczego musiało ją to spotkać? Nie miała pojęcia, czy poradzi sobie sama, czy wytrzyma załamanie, najważniejsze teraz miało być zapewnienie sobie bezpieczeństwa, ale czy będzie gdziekolwiek bezpieczna? W górach nie, na terenie imperium także, u elfów działa jakieś zło, na północ za zimno... zostaje tylko wrócić tam, skąd przyleciała, o ile to miejsce wciąż istnieje. Nie była na Wyspach Nocy blisko osiemdziesiąt lat. Myślała, czy ktokolwiek wciąż tam żyje i czy łowcy nie zniszczyli na niej życia. Jeśli tak, to prawdopodobnie zostanie jej wybór najmniejszego zła lub polecieć w świat przed siebie.
   Pozostało jednak jej zbyt wiele by ze sobą skończyć. Nie mogłaby zostawić swojego potomstwa, nie mogłaby być aż tak bezduszna i osierocić ich. Czasami myślała, co jeśli nigdy nie poznałaby Felsarina? Czy jej życie wyglądałoby lepiej? Nie przechodziłaby złych chwil, ale za to on szybciej by umarł... Trzy razy uratowała mu życie, przez ten czas przynajmniej był szczęśliwy, ona także, jednak odeszło zbyt szybko, i nagle. Nie pamięta nawet, czy jej rodzice wciąż żyją,
   Przypominała sobie wszystkie wspólne chwile, pierwsze spotkanie, próby, spędzone dni i upojne noce. Wszystko to zamiast ją cieszyć, wyciskało tylko gorzkie łzy, zupełnie jak do słodyczy dodać trucizny... A ona leciała przed siebie, bez nadziei, myśląc tylko o śmierci. Nie wiedziała, czy warto się do kogoś jeszcze przywiązywać, czy będzie to zdrada? Nie miała ochoty żyć sama. Zacinający deszcz nie wzruszał szybującej po niebie smoczycy. Nic nie mogło zgasić rozpaczy ani wypełnić jej opróżnionego serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz