Layout by Raion

2 lip 2014

Felsarin - "Demon"

Stoisz w kolejce, gdy malują ci numery na głowie.
Teraz jesteś więźniem po wsze czasy.
~Avenged Sevenfold - "Nightmare"


-To... to było coś potwornego - jęknęła Artezja. Jedynie Trevor wyglądał zdrowo. Wszyscy zwrócili ku niego głowy.
-Sądzę, że to dzięki temu - powiedział pokazując im łańcuszek z czerwoną runą - dostałem jakiś czas temu.
-Felsarinie? - smok zignorował wezwanie - obudź się.
   Dopiero szturchnięcie przywróciło mu uwagę. Spojrzał kierunku zaniepokojonej smoczycy.
-Teraz już widzisz, dlaczego potrzebujemy waszej pomocy... - wyszeptał Tewis. Elf wciąż leżał na ziemi.
-Nie - Felsarin wydał z siebie agresywny warkot - to nie jest powód. Z nimi się nie walczy, oni byli, są i będą, nikt nigdy nie pokona zła.
-Dobrze się czujesz? - zapytano go.
-Jak nigdy dotąd. Niepotrzebnie mi to pokazujecie.
-Felsarinie, zawsze miałeś czerwone oczy?
-Nie ważne - odwrócił się z zamiarem odejścia. Artezja powstrzymała go chwytając smoka za ogon. Zdenerwowały ścisnął jej boleśnie szyję, smoczyca zrobiła wielkie oczy i wydając z siebie dźwięki dławienia.
-Spróbuj jeszcze raz mnie dotknąć, a będziesz pluć krwią przez dziurę w krtani...
   W tej chwili poczuł mocne i ciężkie uderzenie w tył głowy.

***

   Odzyskaniu świadomości towarzyszył tępy ból promieniujący z czaszki. Nie do końca wybudzony smok poczuł chłodne podłoże, leżał na surowym kamieniu. Otworzył ostrożnie oczy, ku jego przerażeniu znajdował się w ciemnej, zimnej celi. Loch był dosyć mały, panowała tu głęboka cisza. Spróbował wstać, zadzwoniły kajdany. Został skuty, jak zwykły więzień, nawet pysk miał przewiązany paskiem. Po jakimś czasie przypomniał sobie ostatnie wydarzenia, nie pozostało mu nic jak tylko czekać. Miał złe przeczucia, albo uwięził go zakon, albo elfy, w każdym razie na pewno nie bez powodu i dobrze się to nie skończy. Nie był w stanie ocenić czasu, jaki tutaj spędził, ale w końcu usłyszał kroki. Ku swoim obawom ujrzał Trevora. Mężczyzna szedł powoli, samotnie w jego stronę, na ustach miał dziwny uśmieszek.
-Kto by przypuszczał, że jesteś jednym z nich - rzekł na powitanie - jak długo? Ile lat już tak żyjesz?
   Felsarin fuknął nie mogąc wydać z siebie innego dźwięku.
-Ach, zapomniałem - jego twarz rozjaśnił złośliwy grymas - biedny smoczek, przynajmniej teraz nikomu nie zagrozisz. Co? Chcesz coś powiedzieć? Twoje zdanie nie ma już żadnego znaczenia. Teraz każdy będzie wiedział, czym byłeś.
   Smok na chwilę zwinął się w kłębek. Sięgnął skutymi łapami do pyska i zaczął się szarpać. Trevor obserwował go z zainteresowaniem.
-Wiesz? Kiedy cię zabiją, skorzystam na tym podwójnie. Zaniosę twój łeb królowi a on mi zapłaci okrągłe dwadzieścia tysięcy dukatów.
   Wściekły Felsarin zerwał pasek i w końcu mógł otworzyć paszczę.
-Ty pieprzony zdrajco - warknął - na tym ci zależy? Na złocie? Jesteś taki sam jak inni...
-Dużo mnie łączy, ale ja zabijam winnych, potwory, a ty do nich należysz. Będę nosił na sobie twoją skórę. Podobno bezduszność przechodzi na potomstwo, wiesz, ile dostanę, jeśli przyniosę mu twoje pisklaki?
   Napiął łańcuchy ze wściekłości.
-Wypuszczą mnie stąd, a wtedy lepiej uciekaj stąd jak najdalej, gwarantuję ci, że nawet cała armia imperium cię nie ukryje przede mną. 
-Czyżby? - Trevor zaśmiał się - wyjdziesz stąd jedynie na egzekucję.

***

   Następnego dnia, jak sądził, przed kratami stanęło parę osób. Wśród nich był Tewis, jakiś wysoki, bogaty i elegancki jegomość, wyglądający na prawnika sztywniak, dwoje strażników i Trevor. Ten ostatni z satysfakcją w oczach obserwował całe zdarzenie. Jak go poinformowano, odwiedził go sam król, Herold. Dostojny elf o spiętych, blond włosach, surowym wyrazie twarzy, drapieżnych brwiach, odziany w czerwone-błękitne szlacheckie szaty nakazał otworzyć celę. Klucznik szybko wykonał rozkaz. Następnie rozkuli smoka z kajdan.
-Proszę, wybacz całe zajście - powiedział łagodnym tonem - to nieporozumienie.
-Nieporozumienie? - zapytał Felsarin siadając.
-Tak, wstyd mi za ich czyny, obiecuję, że to więcej nie będzie miało miejsca. Czy jest coś, czym mogę zrekompensować ci tą pomyłkę?
   Pomyślał. Jego spojrzenie padło na Trevora, zaskoczenie przeszło w przerażenie, zbladł na widok mściwego spojrzenia.
-Jestem głodny, nie pogardziłbym czymś dobrze upieczonym...
   Wypuścili go, tak po prostu. Wiedział, że nie mogą tak zwyczajnie go o coś posądzić, szczególnie, gdy chodzi o zdobycie zaufania. Wychodząc z lochu warknął do Trevora:
-Będę cię śledził aż do śmierci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz