Layout by Raion

30 cze 2014

Trevor - "Poznaj bestię"

Czy widzisz to co ja?
Prawda jest przestępstwem,
Milczenie pewnością.
~Metallica - "Eye of the Beholder"


   W nieprzychylną pogodę zawitał posłaniec. Dudniący deszcz zacinał bezlitośnie, ogromne krople robiły niemiłosierny hałas, i właśnie w ten ciemny dzień, pukanie do drzwi nie wróżyło dobrych wieści. Ciężkie, ołowiane chmury wisiały nisko nad miastem. Zmoknięty, niski młodzian został zaproszony do domu. Z czarnego płaszcza spływały strumienie wody, blada twarz zaświeciła w półmroku, nie zrzucając kaptura przemówił zachrypniętym i niezadowolonych tonem:
-Przybyli, chcą cię widzieć, Tewisie.
-Naprawdę? - poirytowany elf złożył ręce na stole - w taką pogodę?
-Powiedział, że nie ma ochoty czekać i chce wiedzieć o co chodzi, już teraz. 
  Chciał czy nie chciał, trzeba iść. Trójka niezbyt ucieszonych osób niedługo potem wyszła na ulewny deszcz. Płaszcze stały się ciężkie, buty przemokły, lecz niestrudzeni poszli za posłańcem. Jakby tego było mało, zaprowadził ich do głównego wejścia, gdzie czekał na nich dorosły, ponury czarny smok. Siedział patrząc spode łba na nich od czasu do czasu poruszając długim ogonem.
-Nie mogłeś zaczekać? - zapytał ze złością Tewis - głupiś?
-Uważaj sobie - warknął Felsarin - ta chora na umyśle szkapa poturbowała mi mózg jak nikt inny, trudno jest wysłać kogoś normalnego?
-Dobra, uspokój się i chodź w jakieś inne miejsce.
-Nie, bo nie wiem czy to, co chcesz mi powiedzieć jest warte mojej uwagi. Byle szybko.
-Jest dużo rzeczy do omówienia.
-Jeśli będziesz przynudzał, utopię cię w kałuży... 
   Znalazłszy dogodne i suche miejsce pod wejściem do pałacu, Tewis z Trevorem odrzucili kaptury, ten trzeci odszedł za swoimi sprawami. Smok usiadł wpatrując się w nich oboje groźnym wzrokiem. Elf zaczął opowiadać i wyjaśniać całą sprawę, zajęło mu to paręnaście minut. 
-I naprawdę myślisz, że to wszystko zależy ode mnie? - spytał gad nie kryjąc oburzenia - poważnie?
-Jak zobaczysz wszystko na własne oczy, zmienisz zdanie - zapewnił go.
-A ty czemu nic nie mówisz? - uczepił się Trevora - wyglądasz zbyt podejrzanie, jak jeden z tych przydupasów z Wolsedore.
-Jakbyś zgadł - powiedział pierwszy raz Trevor. Poczuł strach i jednocześnie zawód, on był po prostu bezczelny.
-Zostawię to bez komentarza, mam tylko nadzieję, że ten pokaz z czarną magią będzie ciekawy. I trzymajcie tą białą, niewyżytą jaszczurkę z dala.
   Dwa dni później, o zaplanowanej porze wszyscy trzej razem z paroma strażnikami oraz ku wyraźnemu niezadowoleniu Felsarina - Artezją przyszli w omówione miejsce.  Bez dłuższej sprzeczki wyruszyli, prosto do ruin starej kaplicy. Obszerny budynek, jaki niegdyś stał na pagórku teraz był tylko kupą gruzu, zachowana została tylko tylna oraz kawałek bocznej ściany, jeden filar i połowę bramy, resztę stanowiły zniszczone, bezużyteczne kamienie porośnięte mchem. Ołtarza nie było, z kamiennych ławek zostały tylko siedzenia, bez oparć. Przez drogę Trevor podsłuchiwał rozmowę obu smoków.
-Czemu taki jesteś? Moglibyśmy razem tyle przeżyć... - powtarzała Artezja.
-Już wystarczająco dużo przeżyłem złych dni. Jesteś chora psychicznie.
-Nie jestem. Brakuje kogoś takiego jak ty.
-Czy do twojego małego, zgniłego mózgu nie dociera, że mam rodzinę? Gdybyś znalazła mnie pierwsza, może coś by z tego wyszło. Ale ze względu na twój stan umysłowy...
-Czyli po prostu czekałeś na pierwszą lepszą?
-Z nią też na początku wesoło nie było, nie wiem czy tylko na mnie trafiają świry, czy po prostu każdy taki jest.
-Popatrz, jak idealnie byśmy do siebie pasowali...
-Tak, jak ogień i woda - stwierdził ironicznie Felsarin - idealne połączenie, szczególnie, kiedy próbujesz podsycić ogień wodą. Weź lepiej idź sobie znajdź jakieś ciekawsze zajęcie albo wyżyj się na kimś innym, o to trudno nie będzie. 
   W tej chwili Tewis nakazał wszystkim siedzieć cicho. Podeszli bliżej ruin, znaleźli sobie bezpieczną kryjówkę, dobre miejsce do obserwowania całego "przedstawienia". Całkowicie ogarnięci w mroku, Trevor przypadkowo nastąpił na ogon po czym usiadł. Była północ, księżyc w nowiu. I w tej chwili w zrujnowanej kaplicy zapłonęło światło, w krąg weszło parę sylwetek prowadzących związanego linami i łańcuchami smoka. Nakreślili krwią pentagram i tam złożyli najwyraźniej spanikowanego smoka. Nikt nie był w stanie dostrzec twarzy zakapturzonych postaci, widzieli tylko ich blade, białe dłonie oraz nóż w rękach jednej z osób. Zaczęli prowadzić rytuał.

   Nów księżyca, zarówno jak pełnia, ujawnia wszelakie zło drzemiące w czasem niepozornie niewinnych istotach. Właśnie ta jedyna pora, ta noc w miesiącu, poświęcona jest innej stronie, bardziej demonicznej. Podczas gdy okrągła tarcza naturalnej, ziemskiej satelity spogląda na życie, z ukrycia wychodzą wilkołaki, potwory rządne krwi. Jednakże kiedy księżyc odwraca całkowicie swój wzrok, wtedy dzieje się coś znacznie gorszego. Ich głód nie zaspokaja świeże mięso, tylko niewinne i czułe dusze.
   Po północy sekta odprawia rytuał, podczas całego spektaklu na wierzch wystawiana jest nasza niematerialna postać. Przeklęci już nie posiadają duszy, oddali ją, karmią swojego pana innymi w zamian za moc, jaką w nich przelewa. Pewna zależność mówi, że jeśli jedna rzecz znika, coś musi ją zastąpić. Tej nocy, kolejna z nich odejdzie do piekła. Podobno opętani mają lśniące, czerwone oczy, potrafią ucieleśniać się z ciemnością, wszelkie poczucie wrażliwości oraz współczucia znika, zostaje tylko zło, zło, jakie żyje w każdym z nas. Wypełnia pustkę po brakujących uczuciach, włada naszym umysłem. Dla opętanego ratunkiem może być tylko śmierć.
   Tej nocy miał miejsce rytuał, pentagramem ujawniają bramy piekła, krew kluczem, śmierć przepustką. Pięcioro bezdusznych poświęcało smoka, ucztę dla szatana, i wnet, kapłan ukląkł zupełnie jak do modlitwy, kawał wypowiedzieć głośno oraz wyraźnie słowa:
-Volo visere terram ubi cruciabitur igne et sulphure, quod cuique secundum modum sibi aeternum massae flumina ripas arboribus non crescit multa milia passuum, ubi pax non est.
   Dla Felsarina brzmiało to dosyć znajomo, drgnął czując przebłysk cierpienia, przebijającego serce sztyletu. Słowa znaczyły dokładnie:
-Chcę stąpać po ziemi dręczony ogniem i siarką, gdyż każda sekunda wiecznego nurtu rzeki gdzie drzewa nie rosną przez wiele tysięcy kilometrów nie daje mi spokoju.
   Głos był doskonale słyszalny, kapłan wyciągnął długie ostrze ofiarne, nakreślony pentagram zapłonął czerwonym ogniem, i w tej chwili nóż opadł przebijając serce smoka. Zapadła cisza, pięć cieni odprawiających potworny rytuał stanęło na każdym wierzchołku pentagramu, podawali sobie jakiś kielich, wspólnie pili z niego krew. Czekali. 
   Jeden ze strażników stracił przytomność, Artezja ukryła głowę za skrzydłem, cała drżała. Felsarin patrzał obojętnym, niewzruszonym wzrokiem na cała odprawę. Przez chwilę ogarniało poczucie bycia złym, bezlitosnym, okrutnym i jednocześnie udręczonym. Po dosyć długim czasie, nad złożoną ofiarą zaczął pojawiać się czarny obłok, wypływał z ziejącej na piersi smoka rany, tajemniczy dym stanął w płomieniach wydając z siebie przeraźliwy skowyt, krzyk wypełniał głowy wszystkich obecnych, Tewis zaczął krzyczeć chwytając za swoje uszy, z skąd popłynęła krew. Felsarin dosłyszał jęki udręczonych i znękanych dusz, przerażające, ponure, głodne i pełne żalu, bólu. 
   Po chwili potworny pokaz dobiegł końca, zamordowany smok podniósł głowę a potem rozkuty i rozwiązany stanął równo na nogi, w miejscu przebitej piersi powstał czarny jak węgiel znak, symbol wiążący go na zawsze ze złem. Postacie uklękły dziękując swojemu panu za przyjęcie ofiary. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz