Layout by Raion

16 cze 2014

Trevor - "Porządek"

Zbyt wielu ludzi, zbyt wiele osób
Tworzących za dużo problemów.
Nie ma tutaj wystarczająco miłości.
~Disturbed - "Land of Confusion"

   Minęło parę tygodni od zapolowania na wilkołaka. W tym czasie Trevor podejmował się drobnych prac czy udzielał w łowiectwie. Regularnie odwiedzał tablicę w strażnicy oraz w tawernie mając nadzieję na godne zadanie. Przypominało to listę egzekucyjną, każdy na niej musiał umrzeć prędzej czy później, jednakże jak to bywa z karami śmieci - nie zawsze są słuszne. Na tablicę trafiali ci, co kiedyś ujawnili swoje oblicze, przeżyli starcie z oddziałem łowców czy żyją gdzieś obok ludzi wprawiając ich w strach. I tak zapełniona listami oraz dostępnymi informacjami ściana oblegana była przez młodych szukających rozgłosu. 
   Trevor czasem rozmyślał - do czego to doprowadzi? Czy życie może być mniej warte niż złoto? Sam to robił, lecz nie zamordowałby niewinnego stworzenia dla własnych korzyści. I tak na szczycie, od dawna widnieje spory, żółty, zaplamiony list z rysunkiem smoka z rekordową jak dotąd stawką wynoszącą dwadzieścia tysięcy dukatów. Tyle jest gotów zapłacić król za głowę czarnego smoka żyjącego w Żelaznych Szczytach. Za taką kwotę mógłby mieć wszystko, ciekawym był, dlaczego aż tyle warta jest jego śmierć. Sam nie miał okazji zobaczyć smoka z bliska, podobno ostatnio dwa przebiegły przez Wolsedore, i był to właśnie on, Felsarin. Ironią zaśmiał się los i stworzenie uciekło z rąk króla. 
   Jednak teraz przyszło Trevorowi wyruszyć w podróż, dawno nie widział własnego ojca, a atmosfera panująca w mieście nie była przyjemna, wprowadzała niepotrzebne i kłopotliwe ciśnienie. Znał mieszkającego w stolicy elfa kryjącego swoje pochodzenie, Edana, obiecał z nim pojechać, gdyż sam ruszał na południe. Przyszykowani i gotowi na wyjazd ruszyli przed świtem w drogę. Edan, wysoki, ogolony oraz szczupły mężczyzna o ostrych rysach twarzy i brązowych, łagodnych oczach zagadał do niego:
-Długo tam będziesz?
-Trochę, dobrze jest poczuć nieco wolności i swobody. A ty?
-Interesy, coś zdobyć, coś oddać, porozmawiać i odwiedzić swoich. Tylko my trzymamy jakieś więzi informacyjne z tym plugawym miastem. 
-Myślę, że nic za nami nie jedzie - Trevor zaniepokojony zaglądał za siebie. Stukot kopyt towarzyszył im przez całe dnie, a oni rozmawiali, o wszystkim. Robili postoje oraz zapasy w wioskach, niezauważalnie zmieniał się teren, był coraz bardziej dziki, żywy. 
   W jednej z wiosek spotkali maga, starzec zaufał im i nakierował na odpowiednią drogę opowiadając o podejrzliwych patrolach oraz bandytach. Radził uważać i nie zdradzać najmniejszych wątpliwości. I faktycznie, trafili na oddział łowców, kilkunastu żołnierzy zatrzymało dwoje podróżnych.
-Kim jesteś? - zapytał go dowódca, był to średniego wieku, niski człowiek, niezbyt szeroki, raczej nie wyglądał na osiłka. Za pasem miał topór. Jego nieustępliwy wzrok wwiercał się w ich twarze. 
-Trevor Newroski - odpowiedział ukazując swój tatuaż na karku.
-Dokąd zmierzasz?
-Do Puszczy Siedmiu Łez, zapolować na coś dużego. Nigdy jeszcze nie porwałem się na gryfa ani smoka, a nóż może chwała pozwoli mi zostać kimś więcej.
-Ambitny i głupi - rozmówca popatrzał w niebo - dużo takich jak ty, zwykle widzimy ich tylko raz, jak jadą w tamtą stronę. 
   Ku uldze, łowcy kupili kłamstwo, pozwolili odejść w spokoju. Zaletami przynależności do nich była właśnie siła przekonania, mógł bez problemów zrobić strażników w konia i iść za swoimi celami podróży. Przysłużyło się to także Edanowi, którego pewnie zatrzymaliby na dłużej. 

***

   Puszcza, gęsty, zielony i tętniący życiem las, była to granica między imperium a mieszkającymi daleko innymi rasami, tam nie sięgała władza Valthana, dalej panowała królowa Pernadia. Podążając spokojnie drogą przez dzicz bezustannie słyszeli szum, śpiewające ptaki, brzęczące w powietrzu owady. Cały dzień zajęła im wyprawa przez męczącą przyrodę, aż kilkanaście kilometrów przez sawannę ujrzeli na ziemi cień, po bezchmurnym niebie krążyło wyraźnie duże stworzenie. Zaniepokojeni zachowali jednak spokój. Aż nagle, zupełnie nieświadomi otrzymali cios w plecy, coś dużego zaatakowało ich od tyłu, konie uciekły gnając przed siebie, rżąc wniebogłosy. Trevor potoczył się po ziemi, twarzą w dół przywarła go jakaś łapa zakończona długimi szponami. 
-Łowca - usłyszał niski, charczący głos nad sobą. Gorące powietrze zmierzwiło mu włosy. Poczuł na plecach bolesny zacisk. 
-Daj mi wytłumaczyć - sapnął Trevor nie mogąc złapać tchu - Edanie...
-Zostaw go - usłyszał ostry głos swojego towarzysza. Trevor odwrócił głowę w miarę swoich możliwości. Edan stał wyprostowany unosząc dłoń. Jego uszy przybrały szpiczasty kształt -On jest ze mną, nie ma złych zamiarów.
-Ma tatuaż - odpowiedział głos - nie ma prawa tutaj przebywać.
-Nie pracuje dla imperium, tak samo jak ja donosi królowej, jego ojczym mieszka w Alstredartii. Natychmiast go puść.
-Pobawię się trochę...
   Trevor poczuł jak go odwraca na plecy. Nad sobą ujrzał zielonego, dwumetrowego smoka. Ogromna łapa przytrzymała koszulę na piersi mężczyzny unosząc go w powietrzu na wysokość swoich oczu. Bestia rozłożyła wielkie skrzydła, z pyska wyrastały długie, grube kły. Aż strach było pomyśleć, co mogą zrobić z ciałem. Dostrzegł w jego ślepiach nieustępliwą grozę.
-Wypuść go - powiedział stanowczo Edan - złożył przysięgę, ma prawo przebywać wśród nas. 
   Smok zmierzył czujnym wzrokiem Trevora po czym niespodziewanie puścił go. Mężczyzna upadł na ziemię. Szybko wstał, cały roztrzęsiony pozbierał swój łuk oraz strzały.
-Będę miał was na oku - warknął gad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz