Layout by Raion

24 cze 2014

Trevor - "Niespełniony sen?"

 David MeShow - "Unfinished Dream"

   Alstredartia jest cieszącym się popularnością miastem elfów zbudowanym na Jeziorze Bohaterów Ostrza. Mieścina swoją atrakcyjnością przyciągała zainteresowanych podróżników w to oryginalne miejsce. Wilgotne powietrze unoszące się nad stylowymi, morskimi domkami wypełniało nozdrza nowo przybyłych Trevora oraz Edana. Powierzyli wierzchowce stajennemu, na wzmacnianych kamiennymi palami oraz ścieżkami molami był jawny zakaz prowadzenia koni. Pilnujący ich zielony smok odleciał. Zaczęli przechadzkę ciasnymi uliczkami, w podłodze nie było ani jednej dziury ani śladu zniszczenia, nie było tu budynków wyższych niż dwupiętrowe. Stukot obcasów bezustannie towarzyszył zgiełkowi, żelazne lampy zdobione szklanymi kloszami świeciły odbijając w dzień promienie słońca, a nocą wypełniającym je blaskiem.
   Najpierw minęli tabliczkę głoszącą:

Rada Miasta ostrzega przyjezdnych oraz przypomina mieszkańcom o bezwzględnym zakazie:
-Prowadzeniu koni, ciężkich wozów, zwierząt gospodarskich.
-Nieuzasadnionego rozpalania ognia.
-Wprowadzania smoków (od tego są specjalnie oznaczone miejsca).
Nieprzestrzeganie wyżej wymienionych przepisów grozi grzywną, a w dalszym postępowaniu wyprowadzeniem siłą z miasta oraz zakazem przebywania na jego terenie. W przypadku zniszczenia mienia, naprawy pokrywane są z kieszeni winowajcy.

   Niezbyt skomplikowana struktura Alsterdartii pozwoliła na szybkie dostanie się do centrum. Tutaj, na wyrastającym z wody szerokim, wysokim drzewie zbudowany był pałac. Z rozległych gałęzi wisiały liczne liany, u stóp potężnej rośliny leżał targ razem z okrągłym placem. Barwne, płachty i zadaszenia straganów zdobiły głośny rdzeń miasta. Edan oraz Trevor rozstali się w tym miejscu. Stąpając po deskach zwiedzał okolicę, obserwował beztroskie elfy, w pewnym momencie przywołał go młody kupiec. Niczym niezrażony podszedł bliżej.
   Wysoki młodzieniec o rozczochranych, czarnych włosach pokazał mu wystawę sztyletów, pięknych łuków, strzał, mieczy oraz szat. Sam odziany w szykowną, rzucającą się w oczy żółtą pelerynę zaczął przedstawiać swoje towary:
-Widzisz pan ten łuk? Jego doskonale pielęgnowane drewno sprawia, iż broń jest giętka oraz mocna. Czyni z niej to długotrwałe leżakowanie w gorącej parze, dzięki swej elastyczności nie tylko łatwo jest napiąć cięciwę, ale zwiększa także zasięg oraz moc oddanego strzału. Cudo, rzemieślnicy produkują je tylko na zamówienie, koszt to trzysta dukatów...
-Wyglądam na kogoś, kto nosi ze sobą dwie tony złota? - spytał Trevor odstawiając długi, biały łuk.
-No nie, w każdym razie prowadzimy możliwość zakupu na zasadzie płatności kilku mniejszych kwot w umówionym okresie czasu.
-Panie, musiałbym chyba sprzedać własny dom i matkę by móc to nosić. 
-To spróbujmy czegoś innego, te noże idealnie nadają się do rzucania... a tym można perfekcyjnie skórować każde zwierzę... spójrz tylko na te karwasze, ostatni klient chwalił się, że smok złapał sobie zęby na tej stali... 
-Może przyjdę jak będzie mnie na cokolwiek stać - zaproponował zniesmaczony Trevor.
-Ostatnia rzecz - handlarz wyciągnął długie pudełeczko i otworzył ukazując spoczywający na czerwonym materiale wąski, złoty sztylet z biegnącą wzdłuż ostrza zieloną linią - dzieło sztuki, jedno z niewielu zachowanych ostrzy ofiarnych, dzisiaj już czegoś takiego nie ma...
   Dwie godziny później, ujrzawszy wiele cudów oraz przedmiotów, jakich nigdy nie nabędzie, usiadł na ławce by odpocząć. Zamknął oczy i poczuł na ramieniu czyiś dotyk. Obok niego spoczął starszy, identycznego wzrostu, szczupły elf. Gładkie czoło pod brązową czupryną lśniło w blasku dnia, pod cienkimi brwiami niebieskie oczy spoglądały na niego z ojcowską dumą, miał podłużną twarz, wąskie usta oraz nos.
-Wiedziałem, że wkrótce przybędziesz - przywitał go pogodnym tonem - chodź, usiądziemy w jakimś spokojniejszym miejscu.
   Paręnaście minut później oboje przysiedli przy małym, jasnym stoliku. Mieszkanie Tewisa miało tylko dwie izby, okrągły pokój oddzielony przestrzenią prywatną stanowił swego rodzaju salon, gdzie znajdowała się również kuchnia. Za drzwiami zapewne była sypialnia. Położony w spokojniejszej części miasta dom ogarniał spokój i cisza. Wszystko zostało wyrzeźbione z drewna, z wyjątkiem małego kominka rzecz jasna, tam nad ogniem wisiał czajniczek z gotującą się wodą. Tewis, odziany w fioletowe, skromne szaty szykował właśnie herbatę w ceramicznym, białym dzbanku. Położył na stole dwa kubki i zaczął rozmowę:
-Co słychać w domu?
-Wszystko po staremu, nikt nic nie podejrzewa, nie mamy problemów. Dart ciągle pracuje, idzie mu coraz lepiej. Opowiadaj lepiej co u ciebie.
-W miarę dobrze, sprzedałem ten dywan, nie był mi potrzebny, znalazłem uczciwego kupca na niego. Docierają do was listy?
-Pewnie, matka strasznie się cieszy mając z tobą jakiś kontakt. 
-Polujesz?
-Oczywiście, to zajęcie pozwala mi wychodzić z miasta i przynosić złoto. Wyjeżdżam za oszalałymi potworami i mi płacą. Zwykle są to wilkołaki oraz przestępcy.
-Nie miałbyś ochoty na coś większego?
   Trevor zaskoczony uniósł brwi. Nigdy nie sądził usłyszeć czegoś podobnego od kogoś, kto szanuje wszelaki żywot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz