Layout by Raion

16 lip 2014

Trevor - "Kamienny koszmar"

Ewan Dobson - "My Nightmare"


-Po co ci to było? - wydyszała smoczyca włażąc za nim do małej szopy niedaleko kaplicy. Cuchnęło tutaj stęchlizną.
-Skąd miałem wiedzieć, że coś tutaj jest? - zapytał zdenerwowany Trevor. Uchylił lekko skrzypiące drzwi i wyjrzał jednym okiem na zewnątrz. Dookoła było pusto, lecz czuł czyjąś obecność. Uciekali przed czymś, kimś, istotą prawdopodobnie o wyglądzie przypominającym gargulca.
-Widzisz tam coś?
   W polu widzenia na ścieżce pojawiło się stworzenie wielkości konia, miało szarą skórę, dwa skrzydła, kamienne rogi na łysej głowie i paskudny wyraz pyska. Długi ogon najeżony kolcami szarpał ziemię za sobą, pazury zostawiały głębokie ślady.
-Jest blisko - szepnął.
-Co teraz zrobimy?
   Popatrzał na nią ze zdziwieniem.
-Przecież jesteś od niego większa, boisz się bardziej ode mnie... załatw go.
-Nie jestem psem stróżującym.
-No właśnie! Jesteś wielkim, latającym, ziejącym ogniem gadem i jeszcze panikujesz?
-Ale to tam jest wygląda groźniej.
   Trevor zajrzał ponownie na zewnątrz, stworzenie węszyło dookoła.
-Tutaj masz rację.
-Zresztą nie każdy smok potrafi walczyć.
-Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będę łaził po świecie z takim tchórzem jak ty. Nie byłoby problemu, gdybym nie złamał sobie łuku poślizgując się na twoich szczynach...
-Było patrzeć pod nogi.
-Tak, zrzucaj winę na mnie, lepiej pójdę sam bo nigdy stąd nie wyjdziemy.
   Wziął głęboki oddech i wyskoczył zza drzwi z mieczem gotowym do walki. Wsłuchał się w ciszę.
-Ej, rycerzu, może już poszedł? - zapytała nagle Artezja wychylając łeb.
   Poszedł przed siebie uważnie obserwując otoczenie, usłyszał gdzieś z lewej strony tupot, jego wyostrzone zmysły zareagowały instynktownie. Wbił miecz w ziemię i sięgnął po sztylety przypięte po bokach paska, przed sobą miał pędzącego gargulca z morderczym błyskiem w oczach, cisnął pierwszym nożem w stronę oszalałego potwora, ostrze ugodziło w przednią nogę. Drugim chybił, trzeci zatopił się w szyi. Stworzenie ryknęło demonicznym głosem ukazując rzędy tępych zębów. Upadło na ziemię wykonując dwa przewroty i uderzając w drzewo.
   Trevor dobył miecza po czym podszedł powoli do gargulca. Ten spojrzał na niego nienawistnym wzrokiem. Bez skrupułów uniósł ostrze i przebił czaszkę bestii zabijając ją natychmiast. Trącił stopą łapę stworzenia i wydobył z ciała sztylety. Powrócił do Artezji.
-Jesteś bezpieczna, księżniczko - stwierdził ironicznie.
-Wybawco - odpowiedziała w taki sam sposób - buzi nie dostaniesz.
   Kiedy przyszli w miejsce, gdzie leżało ciało ujrzeli tam tylko kupkę gruzów i kamieni.
-Przecież jeszcze przed chwilą tutaj był - zapewnił ją - nie podoba mi się to.
-Dlatego powinniśmy wracać.
-Nie - powiedział zdecydowany Trevor - nie obejrzeliśmy jeszcze całej kaplicy.
   Razem z niezadowoloną smoczycą szybko przeszukali salę kościelną razem z pokojami, wszystko jednak było puste lub zniszczone.

***

   W drodze do Alsterdartii postanowił zadać drażniące go pytanie:
-Skąd ten strach?
-Musisz wiedzieć? - odpowiedziała pytaniem smoczyca idąc obok niego.
-Ciekawi mnie to.
-No dobra - westchnęła - nikt nigdy nie nauczył mnie stawiać na swoim i ryzykować życia. Dlatego żyję w Alsterdartii, bo tam nic mi nie grozi. Robią ze mnie symbol walki ze złem, a w rzeczywistości nawet nie potrafię się obronić. Ci kretyni kazali mi lecieć po Felsarina, wszystko mogło mnie zabić po drodze, a tym bardziej tam w górach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz