Layout by Raion

30 maj 2014

Felsarin - "Sen".

Niech ktoś powie mi, że wszystko ze mną dobrze.
Tracę wzrok,
Tracę rozum.
~Papa Roach - "Last Resort"

   To, co niegdyś wydawało się życiem, teraz zamkniętym w ciemności słabnącym światełkiem, gasnącą świeczką w czarnym lesie. Żadnego poczucia istnienia... tylko ból. A może ból jest właśnie wyznacznikiem naszego życia? Może to on daje nam świadomość bycia? A może jest to właśnie uczucie wyciekającego życia? Wszystko leży w ciemności, bez wzroku, tylko ten obecny bodziec promieniujący z wnętrza ciała, z głowy, z serca. Brak oddechu, zero powietrza, jedynie głosy, z zewnątrz, przebłyski pamięci porównywalne do trwającego ułamek sekundy piorunu rozświetlającego niebo, nic poza tym. Wizje i niepokojące sny, sny o aniołach, sny o złych rzeczach, sny o ogniu i o końcu...

   Ktoś go niósł, ktoś biegał dookoła, zamieszanie, później chwila spokoju i kolejny transport, chaotyczny, zabiegany, ktoś go przytulił, ktoś wylewał łzy, modlitwa, błaganie, rozpacz, nadzieja...


***

-Co z nim teraz zrobimy?
-Na razie nic, niech cały czas śpi.
-On długo nie pożyje.
-To nie ma znaczenia, każde życie warte jest ratunku.
-Powiedzieć jej to?
-Będzie trzeba...
   Zasnął z powrotem, zapomniał o rozmowie. Coś w jego głowie zaczęło powracać, jakaś drobna świadomość. Czuł ciepło, czuł czyjąś obecność, ktoś bezustannie przy nim był, ktoś łkał, ktoś go tulił, cały czas do niego przemawiał. Zaczątkami myśli wiedział, kim ten ktoś był, to mogła być tylko Kheriana.
   Kiedy tylko był na siłach otworzyć oczy, zrobił to. Przyjemna i optymistyczna zielona barwa sali... jednak wciąż żył. Kheriana ściskała go mocno śpiąc czujnie na jego boku. Gdy tylko ruszył głową, i ona rozwarła powieki.
-Felsarinie? - zapytała zmartwionym tonem podnosząc łeb i zaglądając mu prosto w oczy.
-Nie wiedziałem, że tak to się skończy - powiedział słabo obejmując ją - nie bądź zła...
-Nie jestem, nigdy nie byłam.
-Ile czasu minęło?
-Ponad tydzień tutaj jesteś, jak się czujesz?
-Trudno stwierdzić. Powiedz mi...
-Co tam się działo? Walczyli, odnieśli sukces.
-To wszystko moja wina - jęknął Felsarin - mogłem go zatłuc, a ja głupi chciałem być lepszy.
-Najważniejsze, że żyjesz - zatroskana smoczyca położyła łeb na jego piersi.
   Leżeli sobie w milczeniu, aż ktoś, kogo nie zauważył wywołał na chwilę Kherianę. Nie usłyszał ani słowa, postanowił wstać, bez siły, ale zrobił to. Wyszedł chwiejnie ze swojego boksu.
-Wracaj natychmiast! - Kheriana zdenerwowała się. Podeszła do niego i zaciągnęła czarnego smoka z powrotem - następnym razem będziesz miał związane nogi, obiecuję ci.
-Żreć, nie jadłem przez tydzień.
   Parę minut później dostał miskę z jakąś zieloną papką. Popatrzał na smoczycę z odrazą.
-Będziesz to jadł, mój drogi, im szybciej wrócisz to zdrowia, tym lepiej. A teraz jedz.
-Już nie jestem głodny...
-Bez dyskusji.
   Chcąc nie chcąc, musiał tknąć ziołową papkę. Właśnie zjadł najbardziej odrażającą rzecz w swoim życiu.
-Grzeczny smoczek - pochwaliła go - teraz śpij.
   Nie wiedzieć czemu, niedługo potem ogarnęła go senność. Wygodnie zasłane legowisko pochłonęło go do końca i zapadł w głęboki, długi sen.

***

   Szedłem przez las, dookoła mnie tylko mgła i niewyraźne drzewa, czuję drapiące krzewy, także chłód drażniący nozdrza. Kłęby pary regularnie dołączały do mlecznobiałej zasłony. Nie mam pojęcia o celu podróży, wiem tylko jedno: coś tam jest. Wokół tylko cisza przerywana hukiem jakiegoś ptaka lub słabo słyszalnym szelestem skrzydeł. Wąska ścieżka kieruje mnie w nieznane. Nagle teren zaczął iść ku górze, z oddali usłyszałem ryk. Co to za miejsce?
   Im wyżej na wzniesieniu, tym mgła rzadsza, aż w końcu powietrze stało się w pełni przejrzyste. W końcu po pewnym czasie dobiegł mnie cichy jęk, skrzek. Przyspieszyłem, dźwięk był coraz bliższy i wyraźniejszy, aż w głębokim otworze między korzeniami drzewa znalazłem skulonego w kłębek, zmarzniętego i drżącego czarnego smoczka. Pisklę otworzyło swoje wielkie, żółte oczy patrząc błagalnym wzrokiem na mnie, jego karłowate skrzydełka były już szare. Zrozumiałem, to byłem ja.
   Pozostawiony w mrozie, na śmierć. Rozejrzałem się, może ktoś jest w pobliżu? Ktoś powinien przyjść, pomóc. Kolejny jęk ponownie zwrócił moją uwagę na zziębniętego smoka. Malutka główka opadła na twardą ziemię.
-Nie - szepnąłem nachylając się. Wyciągnąłem ostrożnie małego z dziury - nie umieraj...
   Przytuliłem go do siebie, jednak pisklę nie zareagowało, jego drobne ciało było już bezwładne. Mimo iż smoczek wyzionął ducha, dalej ściskałem go przy sobie jakby mając nadzieję, że wróci do życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz