Layout by Raion

22 maj 2014

Felsarin - "Gryf".

Nie ma już powrotu, zostało ci pomyśleć:
Kto cię wykopie, gdy będziesz sześć stóp pod ziemią?
~Nickelback - "This means war"

   Pewnego słonecznego dnia, dwa smoki wybrały się na przechadzkę, spacerując brzegiem rzeki, Kheriana prowadziła dyskusję z Felsarinem. O czym? O rodzinie, chciała przyzwyczaić go do owego tematu. Nie było źle, spędzali razem miło czas. Jednak tego dnia, zupełnie nieświadomi, szli sobie beztrosko obserwując krążące dookoła nich cienie, po niebie nieustannie ktoś szybował, aż nagle...
   Znikąd otoczyła ich grupa mniejszych stworzeń, pół lwy, pół orły. Ich barwne, lśniące i piękne grzywy dumnie stroszyły się na lekkim wietrze. Miały majestatyczne, pierzaste skrzydła, ptasi, ostro zakończony dziób, przednie łapy niczym u drapieżnego ptaka, tylne jak u dużego kota oraz ogon. 
   Gryfy były odwiecznym wrogiem smoka, kiedy wieki temu gryf strzegł fortec w miastach ludzi, smoki zadomowiły się w pobliżu elfów, a dawniej stosunki między rasami przyjazne nie były. Każda konfrontacja kończyła się walką na śmierć i życie. I tego dnia, dwa smoki otoczone przez grupę sześciu gryfów stanęły tuż obok siebie. Kherianę najwyraźniej ogarnął strach, poczuł jak drży. Jeden z nich, o złotawo-czerwonym umaszczeniu podszedł bliżej do smoczycy. Felsarin zareagował kryjąc ją za sobą.
-Starego mięsa nie jadamy - rzekł gryf patrząc lekko rozbawionym wzrokiem okrągłych oczu na oba smoki.
-Ale za to ja chętnie posmakuję czegoś młodego - warknął Felsarin - teraz gadaj, co ta hołota robi na naszym terenie.
-Mam pewną propozycję, na pewno ci sprzyja.
-Rozumiem, że jak się nie zgodzę, to skończymy rozszarpani i rozniesieni po okolicy?
-Niekoniecznie, zależy nam trochę na życiu.
-To teraz ładnie zaśpiewaj, czego chcesz od kogoś, kto chętnie puści z popiołem twoje włochate cielsko.
-Prosty układ, pozwolicie nam zamieszkać w górach, a zdobędziecie sprzymierzeńca.
-Perspektywa oddania terenu praktycznie za nic nie jest wcale przekonującym układem - stwierdził czarny smok.
-Łowcy imperium od dawna szykują wojnę przeciwko nam wszystkim, chyba nie chcielibyście mieć jeszcze dodatkowego wroga...?
-Wynocha - Felsarin rozzłościł się - wynocha parszywcu i nigdy tu nie wracaj.
-A byliśmy tacy pokojowo i przyjaźnie nastawieni, pora narobić trochę hałasu.
   W tej chwili otoczyły ich smoki, kilkanaście dorosłych bestii dostrzegłszy wcześniej wroga gotowe były na atak.
-Już dawno nie słyszałem skrzeku rozdzieranego na strzępy gryfa - rzekł czarny smok z błyskiem w oku.
-Jak nas pozabijacie, wkrótce przyleci reszta.
-Niech przyleci.
   Sześć gryfów nie miało żadnych szans w starciu z trzykrotnie większą liczbą smoków...


***

-Właśnie wypowiedziałeś wojnę - stwierdziła Kheriana z niesmakiem, szturchnęła go. Siedzieli sobie pod samotnym drzewem patrząc na nurt rzeki.
-Ta wojna trwa od wieków, nic nowego - zapewnij ją - ale myślę, że pora ją zakończyć.
-Nawet nie wiesz, ile ich jest - powiedziała z wyrzutem smoczyca - popatrz, przylecą i nas pozabijają...
-Kochana, chyba o czymś zapomniałaś, my mamy pomoc z Shaduru, my mamy zbroje, ogień i jesteśmy więksi, silniejsi. 
-Nie chcę, by coś trafiło nas. Nie jesteś już w pełni sił, nie jesteś taki sprawny jak kiedyś. Jak coś ci się stanie... jak coś dotknie naszą rodzinę...
-Nie dotknie. Na wypadek, gdyby Dolina zmieniła się w pole bitwy, potomstwo i najmłodszych odstawiamy do miasta, żadne z nich nie zginie.
-Błagam cię - szepnęła do niego przystawiając głowę do jego pyska - nie rób nic głupiego.
   Felsarin poczuł ból, wspomnienia przywróciły mu obraz dnia przed oblężeniem Shaduru, te same słowa usłyszał przed bitwą od Elistery, te same słowa przyniosły nieszczęście, tragedię... Tamtego dnia nie było nawet mowy o ucieczce, i co teraz?
-Przepraszam - powiedział opuszczając łeb - ty nie będziesz walczyć, ciebie nie stracę.
-A co z tobą? Nie pozwolę ci narażać życia. Albo razem, albo w ogóle. 
-Felsarinie - oderwał ich od siebie szkarłatno-złoty smok. Poczciwy, dożywający osiemdziesięciu lat Norkad zaszedł ostrożnie parę, jego łuski nadawały mu niemal szlachetnego wyglądu, i było w tym ziarenko prawdy. Miał złote skrzydła, ciało krwistoczerwone, a na brzuchu i szyi biegł pomarańczowy pas. Ogon nieco ciemniejszy. Po bokach biegły jaśniejsze smugi, oczy płonęły czerwienią, długie rogi zakończone spiłowanym szpicem górowały nad łbem gada. 
-To prawda? - zapytał Norkad gdy Felsarin wstał - będziemy walczyć z gryfami? Tutaj?
-Nie wykluczam takiego przebiegu wydarzeń - odpowiedział czarny smok - jak myślisz, ile możemy mieć czasu?
-Dwa tygodnie - powiedział natychmiast - masz jakiś plan?
-Potrzebujemy kogoś, kto w miarę szybko zawiadomi nas tutaj na wypadek ataku. Niech będzie nas jak najwięcej, w gotowości musimy ostrzec Shadur, dostaniemy zbroje, standardowo jak ustalono, najmłodszych zostawimy w mieście. 
-Moglibyśmy stanąć do obrony z dala od doliny, nie dopuścić ich. Są zdecydowanie lepsze miejsca, gdzie zdobędziemy przewagę. Zaskoczymy ich wcześniej, będą lecieć prosto do nas, a my poczekamy na górach i rozbijemy ich z każdej strony. 
-A jeśli dołączą do nich inne stworzenia? - zdał sobie sprawę.
-To wszystko konieczne? - spytała cicho Kheriana stając u boku Felsarin.

***

   Następnego dnia, wczesnym rankiem wybrał się samotnie na przechadzkę celem zapolowania na zwierzynę. Nie rwało go do tego, więc bezmyślnie krążył tam, gdzie niosły go nogi. W jego umyśle wciąż brzmiały słowa "Nie rób nic głupiego". Jego honor nie pozwalał mu zbiec, jednak wiedział, że honor nigdy nie może być ważniejszy niż rodzina, tamtego dnia zapłacił wysoką cenę, oby i tego nie musiał ponosić żadnej straty.
   Usłyszał skrzek, zamieszanie. Zawrócił idąc w stronę hałasu. Trzy młode smoki atakowały mniejszą, pomarańczowo-złotą smoczycę. Felsarin ruszył bez chwili wahania ku nim. Nim napastnicy zdążyli dostrzec jego obecność, najbliższego zmiótł mocnym uderzeniem ogona prosto w bok. Drugiego, ciemnoczerwonego smoka złapał za szyję przebijając łuski pazurami. Pchnął go na trzeciego rozdzierając mu pierś, wszyscy uciekli w panice pozostawiając skuloną na ziemi smoczycę. Felsarin pochylił ku niej swój łeb.
-Nic ci nie jest? - zapytał szturchając ją lekko nosem. 
   Podniosła głowę, zauważył na jej ciele mnóstwo zadrapań, pomógł jej wstać. Miała delikatną główkę, jeszcze krótki ogon i małe skrzydła. Widoczne były już maleńkie zaczątki rogów.
-Zaprowadzić cię do domu? - spytał.
-Oni tam będą - jęknęła smoczyca patrząc na niego wielkimi oczami - to moi bracia.
-Chodź, nic ci nie zrobią - Zachęcił ją by poszła za nim - jak masz na imię?
-Adela.
-Ładne imię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz