Layout by Raion

12 maj 2014

Felsarin - "Król niczego"

Gorąco i zimno.
Kupione i sprzedane.
Twoje serce twarde jak złoto.
Czy to cię zadowala?

~Metallica - "King Nothing"

   Wciąż żywa tradycja, i wciąż istniejący system jaki panował w rasie smoków. Felsarin już dawno zapomniał, że z pokolenia na pokolenie od przodka Khanemita, z ojca na syna przekazywano przysłowiowe berło władzy. Każda rasa musiała mieć przywódcę, by chaos nie strawił zbyt wiele żyć gdy każdy chciałby być choć przez chwilę ważny. I tak Felsarin, jako jedyny dziedzic, żył właśnie ze świadomością, iż od niedawna będzie trochę inaczej traktowany. A raczej tak powinno być...
   Warunkiem było posiadać syna. Skrycie czarny smok miał zamknąć tą linię i na zawsze posłać swój własny ród w zapomnienie. Jednak... coś nie wyszło i jest jak jest. Od śmierci Fenthira miejsce władcy było teoretycznie puste. Nie przejął się zbytnio tym wszystkim, nie lubił dużych zmian, nie chciał być ważny, wolał żyć sobie spokojnie w swoim kącie nie wadząc nikomu, lecz teraz wszystko przybrało zupełnie innego wyrazu. Czekało go coś, co za pewnie wykończy starego smoka do granic możliwości.
   Planował zmiany, próbował zaczynać od samego siebie, a przede wszystkim bardziej nad sobą panować. Przepytał Kherianę czy nie chciałaby zamieszkać gdzieś indziej...
-Dobry pomysł, ale powinieneś zostać tutaj - odpowiedziała troskliwie - teraz, kiedy twoje poważanie znacznie wzrośnie, powinieneś być tutaj.
-Ale mnie to nie interesuje - odparł stanowczo - nawet tu nie jest bezpiecznie, szczególnie dla ciebie. Zresztą to wszystko i tak nie sprawi, że ktoś zacznie inaczej na mnie patrzeć.
-Jak pozwolisz, by ktoś sobie po prostu zajął twoje miejsce, to nie będzie ciekawie, bo przyjdzie jeden silniejszy od drugiego i sami się pozabijamy. Nie róbmy z siebie zwierząt walczących przeciw sobie o każdą kość. Zostaniemy tutaj.
   Trochę zawiedziony przypomniał sobie, że obaj nie będą mogli nigdzie wylatywać, co mogło oznaczać uziemienie w jednym miejscu. Było to dosyć smutne, ponieważ Felsarin lubił na chwilę zmienić otoczenie.
-Czyli utknęliśmy - stwierdził twardo.
-Nie narzekaj znowu, zbyt dużo ostatnio gadasz. Spróbuj mi tylko gdzieś uciec bez uprzedzenia to wytropię cię i zatłukę.
-Dobra, spokojnie...
   Kheriana przejawiała chwile agresji, często aż przesadnie, momentami była do niego zniechęcona, miała zmienny humor, czasami w ogóle nic nie mówiła jakby była obrażona, a raz promieniowała radością. Ta huśtawka nastrojów drażniła go i wpływała na samopoczucie. W nocy potrafi zbudzić go i wypomnieć, że za głośno oddycha albo ją gdzieś przyciska. Kiedy zaproponował, by na ten czas spali osobno, dostał po łbie.
-Co byś zrobił, gdyby ktoś się do mnie przystawiał? - zapytała tak z niczego. Poczuł zakłopotanie. To była jedna z tych chwili, kiedy zła odpowiedź powodowała złość i mógł oberwać. Odsunął się lekko od niej i patrząc na wyjście z groty odpowiedział powoli:
-Nikt by tego nie zrobił... uwierz mi.
-Tak w ogóle, to czemu przez sen powtarzałeś "odejdź, paskudo"?
-Skąd mam wiedzieć? Nawet nie pamiętam co mi się śniło...
   Kłamał. Tak naprawdę nawiedził go ten dzień, gdy dostarczył list do Arfony, te słowa były kierowane do niej, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, by nie zdradzać prawdy Kherianie. Jego myśli powędrowały gdzieś indziej... w spokojne, ciche, dalekie miejsce, gdzie mógłby w tej chwili leżeć, żreć i spać bez żadnych zmartwień, bo nikt nie ślęczałby mu nad głową i nie wypominał wszystkiego. Pomyślał, jakby wyglądało teraz jego życie, gdyby odmówił Morgalowi dostarczenia listu, powiedział po prostu, że mu się nie chce albo jest na to za głupi i w przypływie zażenowania odgryzie sobie własny ogon czy zrobi krzywdę kartką papieru.
~A może umarłem i jestem w piekle? - pomyślał - Właśnie w życie wchodzą moje wszystkie koszmary, jakie sobie niegdyś wymyśliłem. Tak naprawdę, to zginąłem jakąś idiotyczną albo oczywistą śmiercią, bo pewnie utknąłem w szczelinie szukając żarcia i zdechłem z głodu, albo przeciwnie, zdechłem z przeżarcia.
   A gdyby tak... zaryzykować? W końcu w razie czego da radę uciec przed Kherianą, teraz na pewno... denerwowanie jej mogłoby być zabawne.
-...słuchasz mnie? - smoczyca wyrwała go brutalnie z zamyśleń.
-Tak - odpowiedział powoli - słucham z uwagą.
-Więc?
-Według mnie masz rację - powiedział na chybił-trafił.
-Zobacz, co mi zrobiłeś - parsknęła agresywnie -  Wyglądam jak spasiona krowa, do tego bez przerwy mnie denerwujesz i jestem głodna.
   Przygotowany na atak, uchylił w ostatniej chwili łeb przez jej pazurami. Po chwili jej wzrok złagodniał i przytuliła się do niego. Jego umysł dopadła burza niezrozumienia.
-Mój mały skarbie... - zamruczała - jesteś taki ciepły i wygodny...
   Zirytowany wlepił wzrok w ciemną ścianę swojej groty i pozwolił Kherianie tarmosić swoje skrzydła.
~Zło - pomyślał - jak długo, do cholery, ona będzie w takim stanie?


***

   Przemierzał samotnie dolinę obserwując, jak smoki prowadzą swoje beztroskie życie. Rozmyślał nad tym wszystkim. W przeszłości Khanemit zaprowadził porządek wśród całej smoczej rasy. Dawniej o pozycję najpotężniejszego przedstawiciela walczyło wielu, lecz on postanowił to przerwać i pokazać swoją siłę. Postanowił, by ten tytuł nosił on, a z krwi jego potomkowie byli jego następcami. Do dziś w żyłach Felsarina płynie krew pradawnej legendy, i całe brzemię miało spocząć teraz na nim. Czasy jednak się zmieniły, i nikt nie jest już bezwzględnym panem. W sumie wszystko będzie tak samo...
   Pewnego razu ktoś go zaczepił, by to jeden ze starszych gadów, wiekowy Sachet, ciemnozielony, rogaty poznaczony paroma rozległymi bliznami i wybitym kłem smok zwrócił jego uwagę pojawiając się znikąd tuż za nim. Felsarin odwrócił powoli głowę w jego stronę. Popatrzał na niego pytającym wzrokiem.
-Spójrzcie - zaczął do Felsarina nieco wyzywającym tonem zmieszanym z ironią. Jego wzrok nie ustępował.
-No właśnie widzę, stoi przede mną kolejny kandydat do rozerwania - odpowiedział. Czuł, że to nie będzie udany dzień.
-Spójrzcie, jak na naszych oczach powstaje kolejny władca. Dam sobie głowę urwać, iż niczego już nie osiągniesz.
-To uważaj, bo zaraz twoja głowa popłynie sobie w dół rzeki.
-Musisz wiedzieć jedno - powiedział pełną powagą, z groźbą - nic nie sprawi, że będziesz kimś więcej.
-Jak chcesz zdechnąć to powiedz mi to wprost - warknął Felsarin podchodząc do niego bliżej, byli sobie równi. Popatrzał prosto w ciemne oczy smoka - nie będę bawił się z tobą w "komu szybciej puszczą nerwy".
-Czyżby? - zadrwił z niego - ciekawe, do czego nas poprowadzisz... od samego początku twoi przodkowie stwarzali problemy.
-To im to powiedz - Felsarin złapał go mocno za szyję - granice mojej cierpliwości są węższe niż tętnica pulsująca w twoim gardle... tak łatwo ją przekroczyć i przeciąć.
-Nie będziesz miał armii, nie będziesz miał nic - wycharczał Sachet - będziesz nikim, kolejnym pachołkiem. Nie będziesz nigdy godzien by nami rządzić, nikt cię nie wybrał.
-Tak? -  puścił Sachota, odwrócił głowę w stronę obserwujących go smoków i rzekł głośno - jeśli ktoś podziela jego zdanie, może mnie tu i teraz zaszlachtować, i nie będę stawiał oporu.
   Nikt się nie poruszył.
-W przeciwnym wypadku Sachot jest wasz - zezwolił mściwie.
   I odszedł, ruszył dalej w drogę zostawiając zdziwionego Sachota. Szedł prosto przed siebie. Rozsądek nakazał mu sprawdzić, czy Sachot faktycznie miał rację, ryzykował, ponieważ Felsarin raczej nie miał pozytywnej opinii. Równie dobrze mogli wybrać jego i rozszarpać na strzępy, lecz poczuł niewielką satysfakcję, gdy powietrze wypełniło wycie mordowanego smoka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz