Layout by Raion

3 maj 2014

Felsarin - "Ogniem i mieczem"

Poprzednia część: Widzę ogień

Odbieram cel na nabitej broni
Trzymam z powrotem na wszystkich uciekinierów.
Bo prawda tchórza w środku jest zła.
To oznacza wojnę.
-Avenged Sevenfold - "This Means War"

-...nie budź go jeszcze.
-Czemu?
-Popatrz na to.
    Usłyszał gromkie śmiechy i rechoty.
-Ciekawe, jak to jest zgwałcić smoka.
-Co z nim zrobimy?
    Felsarin doznał szoku, otworzył gwałtownie oczy czując, jak coś siedzi mu na szyi. Ujrzał nad sobą potężnego, szerokiego mężczyznę w zbroi, hełmie z kolczugi. Jego szczątki brudnych włosów opadały tłustymi strąkami na twardą, pociągłą twarz. Gruby nos dychał w konwulsjach rechotu. Żółte czoło co chwila marszczyło się. Kwadratowa szczęka świeciła ubytkami w paskudnych zębach. Smok odrzucił z siebie człowieka. Był dalej na opustoszonej polanie, pełnej pogaszonych palenisk. Nieopodal stał jakiś duży, zakratowany wóz zaprzęgnięty w cztery konie. Obok siebie ujrzał związaną brutalnie i lekko pokrwawioną Kherianę. Smoczyca zamknęła oczy leżąc w bezruchu, oddychając ciężko.
    Wstał, przed nim stała grupka zabrudzonych mężczyzn uzbrojonych w dzidy, miecz, topór z tarczami oraz kusze. Każdy z nich miał zbroję, ubrani byli niemal jednakowo, co świadczyło o tym, iż musieli być jakąś grupą regularnie wyruszającą na łowy, odłamkiem oddziału. Śmiechy ucichły przyjmując teraz poważną sytuację. Było ich siedmiu, unieśli bronie celując nimi w czarnego smoka. Wszyscy oprócz pierwszego byli zdumiewająco młodzi. W ich oczach zapłonęła niepewność. Jeden z nich zrobił krok do przodu chcąc dźgnąć smoka włócznią w pierś. Felsarin uprzedził go uderzając mężczyznę skrzydłem.
-I co mi zrobisz tą wykałaczką...? - zapytał.
-Nie stać tak, debile, tylko atakować! - krzyknął powalony.
    Zaczęło się. Dwoje pikinierów ruszyło przodem unosząc wysoko broń. Miecznicy próbowali podejść go od tyłu. Kusznicy postanowili zatrzymać dystans. Przeskoczył nad dzierżącym drewnianą tarczę z wizerunkiem oderżniętej smoczej głowy rycerzem i zdarł mu z pleców pogniecioną zbroję. Popchnął go do przodu prosto na pędzącego pikiniera, nieszczęśnik wylądował na ostrzu dzidy. Poczuł w piersi silny ból, a zaraz następny bełt przebił jego ciało. Poderwał się do lotu. Zatoczył niskie koło dookoła i poszybował w kierunku kuszników, ci porzucili swoje narzędzia dobywając mieczy, wpadł na nich oboje, jednego przegniótł zabijając na miejscu, a drugiemu zmasakrował twarz jednym uderzeniem łapy. Odrzucił go. Już przy nim było trzech pozostałych. Tępy miecz próbował rozedrzeć udo smoka, lecz pozostawił tylko wgniecenie w łuskach i niegroźną ranę. Nieustannie otaczały go krzyki. Drugi cios wymierzony prostopadle między żebra chybił o włos gdy w ostatniej chwili smok przetoczył się na niego podczas obrotu. Celowo stracił równowagę gniotąc napastnika. Zrobił przewrót i ostrze włóczni przybiło skrzydło do ziemi.
   Warknął, szybko przeszedł do pozycji na bok i zionął wściekle ogniem wprost na rozcinającego mu skrzydło pikiniera. Smok chwycił oszczep i w tej chwili na jego brzuch runął topór przecinając skórę i mięśnie. Ryknął z bólu, poczuł ogarniający go szał. Wyrwał dzidę jeszcze trochę rozcinając sobie błonę. Kopnął z ziemi ostatniego mężczyznę wymierzającego kolejny cios, wstał i przygwoździł go z impetem do ziemi, z dłoni wypadła mu broń. Miażdżył mu żebra słysząc przeraźliwe wycie. Krótkie trzaśnięcie i już był martwy. Pozostawił drgającego lekko trupa i kątem oka dostrzegł uciekającego, trzeciego pikiniera, dowódcę. Dobiegł do niego i uciekinier upadł na ziemię. Przewrócił się na plecy mając w oczach strach.
-Dalej, zabij mnie - powiedział łowca podparty na łokciach, patrząc z nienawiścią na górującego nad nim smoka.
-Jak wrócisz to przekaż, że z nami tej wojny nie wygracie - warknął Felsarin.
-Nie toczymy wojny ze zwierzętami - odpowiedział mu spluwając - my na nie polujemy.
-Jeśli wszyscy jesteście tak samo głupi jak banda tych nieudaczników, to nie upolujecie nawet kulawego psa bez nogi.
-Oni byli dopiero co wyszkoleni, zero doświadczenia, parszywy smoku.
-W takim razie marny z ciebie dowódca skoro dostajesz pod rękę słabych. W siedem osób nie dać rady staremu smokowi to naprawdę czyn godny bicia po mordzie.
-Pierdol się - powiedział przez zęby.
-Leć do swojego króla - Felsarin chwycił go za pierś i uniósł - a nóż dostaniesz kopa w dupę, aż ci gówno nosem poleci.
Cisnął nim. Następnie obserwował jak ucieka, odpina konia od wozu i gna w dal. Powrócił do niego pulsujący ból. Rana na boku brzucha była paskudna, krwawiła nieustannie. Wyrwał z piersi dwa uciążliwie tkwiące mu bełty. Podszedł kulawo do Kheriany, ta rozwarła powieki patrząc na niego przerażona. Upadł na nią niezdarnie. Pazurem rozerwał liny wiążące łapy, skrzydła i pysk smoczycy.
-Nic ci nie jest? - zapytała natychmiast gdy Felsarin zsunął się z niej. Zauważyła ślad krwi jaki na niej pozostawił. Smok legł w trawie na boku. Smoczyca przewróciła go ostrożnie - wygląda okropnie.
    Poczuł pieczenie, gdy Kheriana przyłożyła łapę do rozcięcia. Szarpnął całym ciałem.
-Obroniłeś mnie - stwierdziła cicho - czemu to zrobiłeś?
-Bo nie pozwolę, by te gnidy mordowały każdego dla uciechy - stęknął zamykając oczy.
-Bardzo boli?
-Jakby mnie ktoś przypalał...
-Sprowadzę pomoc, zostań tu, nigdzie nie odchodź.
    Kheriana odleciała zostawiając rannego Felsarina na polanie. Zwinął się w kłębek, do świadomości smoka trafiła myśl, że może zaraz umrzeć, na zawsze, dostać spokoju...Z drugiej strony drobny głosik w głowie powiedział mu... ona mu pomogła, ona się o niego troszczy...
    Wróciła po kilkunastu minutach, na jej grzbiecie siedział jakaś młoda kobieta z torbą na ramieniu. Jej złote włosy powiewały na wietrzy od czas udo czasu odsłaniając szpiczaste uszy. Jej jasna, gładka twarz, wyrażała spięcie. Nieco pulchna sylwetka nadawała jej miłego uroku. Odziana w zwiewną, fioletowa suknię ogarnęła wzrokiem pole bitwy. Zeskoczyła lekko na ziemię i przysiadła obok Felsarina. Przyłożyła dłonie do jego paszczy sprawdzając, czy wciąż żyje. Popatrzał na nią trochę nieobecnym wzrokiem. Otworzyła skórzaną torbę i wyciągnęła z niej fiolki, zioła, szmaty, moździeż, nić oraz igłę. Kheriana przytuliła jego głowę. Zamknął oczy czując jak powoli ogarnia go senność.
-Nie zasypiaj - szepnęła do niego.
    Elfka zaaplikowała do rany jakąś substancję, nagle jego brzuch ogarnęło odrętwienie. Zaczęła czyścić rozcięcie, następnie smarowała jakimiś specyfikami, maścią i przystąpiła do zszywania. Kheriana głaskała go lekko po szyi, oszołomiony analizował całą sytuację. Po paru minutach, na szew uzdrowicielka nałożyła jakąś zieloną papkę z ziół i obejrzała dokładnie swoją pracę.
-Lepiej? - spytała niewinnym, nastoletnim głosem.
-Nawet nie wiesz jak - odpowiedział sennie.
-Straciłeś dużo krwi, odpoczywaj, na razie leż w miejscu.
    Zostawiła ich w spokoju. Słyszał tylko mruczenie tuż przy swojej głowie. Zaczynał walczyć ze swoimi myślami... dlaczego został tutaj na noc? 
-Felsarinie...? - wyrwało go z zamyśleń.
-Co?
-Nie gniewasz się na mnie? - zapytała niewinnie smoczyca.
-Na razie nie. Po co mnie tu zabrałaś?
-Abyś poznał choć bliżej samego siebie - odpowiedziała drapiąc go lekko - każdy, kto przychodzi na Noc Magii zrzuca z siebie ciężar przeszłości, nie ważne dobrej czy złej, ale może zobaczyć, co przeżył, co naprawdę miało dla jego losu znaczenie. Przypomnieć nam coś. Uznałam, że ci to pomoże. Sama często tu przychodziłam, za każdym razem widzimy co innego, tym razem ogień pokazał nam naszą drogę życia. Jedni mieli lepiej, inni gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz