Layout by Raion

15 maj 2014

Felsarin - "Prastary"

Nie mogę powstrzymać tego, co się dzieje,
Nie mogę uchwycić tego, co nadejdzie.
Chcę tylko, bym mógł zatrzymać się.
~The Offspring - "Can't Repeat"

   Wszystko przybierało nowych barw. Byłoby mu dziwnie, gdyby nagle każdy traktował go jakoś lepiej, przywykł do spojrzeń mówiących mu wyraźnie "Cholerny psychopata", i nie miał nic przeciwko, mogło zostać jak jest. Dzisiaj w pochmurny dzień przechadzał się po lesie mając w głowie swoje dziwne, nienormalne sny. Coraz częściej zalewały go potoki koszmarów, kiedy ginie zadręczany psychicznie przez małe pasożyty przypominające smoki. Czuł, że nie powinien nikomu tego zdradzać. W ogóle co to niby za zachcianka? Zdradzać swoje sny... równie dobrze można mówić dokładnie to, co się pomyślało.
   I tak spacerując sobie bez celu po lesie, spojrzał w niebo. Niebo nad lasem było szare, zapowiadało ulewny deszcz, jak i nie burzę z piorunami. Deszcz sprawiał, iż słuchając szumu spadających kropel mógł pomyśleć głębiej niż zwykle, ale do tego potrzebował przede wszystkim samotności. I w pewnym skalistym miejscu znalazł sobie dziurę, gdzie wlazł i położył wystawiając nieco głowę na zewnątrz. Zamknął oczy czując chłodny, wilgotny wiatr. I wnet usłyszał...
-No weź - powiedział z wyrzutem znajomy, żeński głos. Sorenia? - to trochę dziwne.
-Niby czemu? Spróbuj czegoś innego - tego nie poznawał, ale zdecydowanie należał do samca.
-Nie wygląda to zachęcająco... Spodziewałam się, że to będzie mniejsze.
   Felsarin otworzył oczy. Co oni tam do cholery robią?
-Ale smakuje lepiej niż wygląda.
-No dobra, niech ci będzie. Też dałam się namówić...
   Chwila ciszy.
-I jak? - zapytał drugi smok.
-Zaskoczyłeś mnie, dawaj więcej.
-Spokojnie, bierz...
   Zaniepokojony Felsarin wyszedł z ukrycia i zakradł się w kierunku głosów, nieopodal była podobna kryjówka, a tam Sorenia z jasnobrązowym smokiem leżeli przy ognisku, nad którym wisiały nabite na patyk tłuste, wielkie szczury. Oboje popatrzyli znacząco na czarnego smoka. Zapadła niezręczna cisza.
-Szukasz czegoś? - zapytała Sorenia.
-Nie, ale usłyszałem was, i niezbyt dobrze to brzmiało.
   Para spojrzała na siebie dziwnym wzrokiem.
-Bez znaczenia, bawcie się dobrze - rzekł czarny smok i odszedł zostawiając ich samych. W myślał przeklinał samego siebie. Wszystko wyglądało trochę inaczej...
   Pierwsze krople spadły na ziemię pojąc bujne poszycie lasu, wkrótce deszcz rozpadał się na dobre. Zirytowany lekko gad szedł niestrudzony przez zieloną puszczę. Gniotła go myśl, że do końca życia będzie tutaj siedział. W jego głowie tłukły się smoki... Nigdy przedtem nie czuł takiego niezdecydowania i niepewności, każda chwila była przepełniona gorzkimi uczuciami.
   I w tym tunelu ujrzał rozbłysk, grzmot przebił las niczym ostrze miecza ciało, niebo rozjarzył piorun rozdzierając powietrze. Podniósł głowę do góry. W lesie był bezpieczniejszy niż na pustej łące, jednak postanowił wrócić, każdą przechadzkę coś musiało przerwać.
   W Dolinie pusto, nagle tętniące życiem miejsce opustoszało. Momentami wyobrażał sobie, jak wyglądałaby ta przełęcz bez jakiegokolwiek stworzenia, jak kiedyś pewnie było tak samo puste, a gdyby tak miał całą dolinę na własność?
-Felsarinie - zagrzmiał potężny głos. Otworzył szerzej oczy, nie zwrócił nawet uwagi na ciemnofioletowego smoka siedzącego pod drzewem. Jego stary, poznaczony wiekiem pysk odwrócił się w stronę młodszego Felsarina. Z cięższym trudem wstał i podszedł do niego powoli, w jego oczach płonęło coś, czego nigdy wcześniej nie widział. Taka mieszanina tajemniczości z grozą, ale zarówno zmęczeniem i pragnieniem spokoju. Miał potargane nieco skrzydła, poznaczone śladami walki ciało, na prawej łapie brakowało palca.
-Nie wiedziałem, że śmierć dosłownie do każdego przychodzi - rzekł czarny smok.
-Nie po to tu jestem - odpowiedział groźnie szturchając go w pierś - i to nie jest dobry moment na żarty. Chodź za mną...
  Chcąc nie chcąc, poszedł za starym smokiem. Obaj polecieli na górę. Tam, na skalnej półce w górnych partiach szczytu obaj usiedli. Felsarin spojrzał pytająco na starego towarzysza. Ten patrzał zmęczonym wzrokiem na dół, gdzie rozciągała się piękna dolina.
-Jestem Armizjusz - rzekł spokojnie - kiedy ty przychodziłeś na świat, byłem już w kwiecie wieku...
-Niepotrzebna mi ta informacja - stwierdził Felsarin. Armizjusz spojrzał na niego agresywnym wzrokiem. Za długimi rogami ujrzał gromiący niebo piorun.
-Nie myśl sobie, że będę tolerował brak szacunku z twojej strony - odpowiedział - siadaj na dupie i słuchaj.
-Powiedz mi wprost, czego ode mnie chcesz?
-Od ciebie niczego. Słuchaj mnie uważnie - fioletowy smok zwrócił z powrotem swoje oczy na dolinę. Felsarin usiadł obok niego. Znajome uczucie mówiło mu, że kolejny dzień zostanie bezpowrotnie zniszczony.
-Opowiadaj, dziadku.
-Kiedy twój ojciec...
-Nie miałem ojca.
-Zamknij ryj.
-Nie jesteś może za stary? - warknął dobiegający do utraty kontroli Felsarin.
-Kiedy twój ojciec... i nie przerywaj mi... oczekiwał na swojego syna, zaszczytnego miejsca władcy zajmował jego ojciec, Vermiliusz. Po jego śmierci, Fenthir odziedziczył przekazywaną z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna...
~Bla bla bla... - pomyślał zirytowany Felsarin - myślę, że powinieneś już umrzeć.
-...było was dwóch, gdyby twój brat wciąż żył, musielibyście obaj rywalizować.
-Ale nie żyje, tak samo jak jego rodzina. Zresztą w przeciwnym wypadku nie chciałoby mi się w to bawić.
-Udam, że tego nie słyszałem. Od śmierci Fenthira, byłeś, i jesteś jedynym jego dziedzicem...
-Mam pytanie - przerwał Armizjuszowi - skoro mnie wyrzucił, czyli jednoznacznie usunął z rodziny i wydziedziczył, to chyba nie powinienem nic odziedziczyć, czyż nie?
-Nie rozumiesz - stwierdził fioletowy smok rzucając na niego groźne spojrzenie - wciąż należysz do tego rodu, obojętnie czy cię wyrzucili czy nie. Teraz słuchaj mnie dalej.
~Weź... weź daj mi spokój - jęknął w myślach.
-Aby wszystko się dopełniło, potrzebujesz syna, kogoś, kto po tobie będzie mógł nieść całe brzmię. Martwiło mnie, że będziesz ostatni, że wszystko przerwiesz, ale z dniem dzisiejszym otwarcie i w pełni stajesz się prawowitym i jedynym...
-A skąd to wiesz? - spytał przerywając ponownie.
-Na litość mojej gnijącej matki - warknął wściekle Armizjusz - z tobą naprawdę nie można normalnie porozmawiać. Jesteś najbardziej upierdliwym i denerwującym gadem, jakiegokolwiek spotkałem.
-To czemu nie weźmiesz tego na siebie? Skoro jesteś najmądrzejszy... proszę bardzo, ja nie potrzebuję takiego uznania, mam to w dupie szczerze mówiąc.
   W tej chwili Armizjusz wstał i zdzielił Felsarin ogonem prosto w łeb. Czarny smok upadł na ziemię czując smak własnej krwi. Stary gad stanął nad nim.
-No dalej, zabij mnie - powiedział Felsarin - nie będę stawiał oporu, zrób to.
-Gdybyś nie miał rodziny, zrobiłbym to bez problemu. I wstawaj, bo nie chcę ci tego oświadczać w taki sposób.
-Żebyś zdechł - mruknął do siebie wstając na nogi.
-Od dziś ty tutaj rządzisz. Jak wrócisz do swojej rodziny, to będziesz wiedział czemu akurat od dziś. Teraz bądź zdrów, bo nigdy się nie spotkamy.
   Armizjusz rozwinął skrzydła, już chciał odlecieć.
-A co jeśli stracę życie? - zapytał Fesalrin z innej beczki.
-Tylko tchórz ucieka do śmierci od problemów.
   I odleciał zostawiając zakłopotanego Felsarina w deszczu. Obserwował starego smoka aż zniknął. Poczuł ukłucie w sercu, opuścił głowę wstrzymując oddech. Po chwili ból minął. Ostatnie wydarzenia mocno szargały jego zdrowiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz