Actus hominis non dignitas iudicentur ~Mincjusz Feliks, Octavius 36
W południe, wśród łanów zboża panował skwar, który trudno sobie wyobrazić. Ciężko było o znalezienie jakiegokolwiek cienia, choćby najmniejszego. Nie przeszkadzało to jednak najwyraźniej, pracującym w polu chłopom, którzy, mimo lejącego się z nich rzekami potu, postanowili rozpocząć żniwa. Tylko na chwilę zerwał się delikatny wiatr z zachodu, przynoszący choć odrobinę chłodniejszego powietrza. Wycieńczony podróżą wędrowiec usadowił się pod wierzbą i zaczął z uwagą oglądać, jak kobiety wiążą snopki. Ogarnęła go senność i zupełny brak poczucia czasu. Zastanawiał się tylko, ile dni przyjdzie mu jeszcze podróżować w tym upale.
Po zwykłej
polnej drodze rozniósł się terkot wozu o drewnianych kołach. Odwrócił głowę
tylko na chwilę, by spojrzeć w tamtą stronę. Chuda szkapa uginała się pod
ciężarem chomąta. Chwilę później za pobliskim wzgórzem widać było jedynie kopę
siana, by później nie został po przejeżdżających żaden ślad. Echo niosło tylko
w dal ciche rżenie konia.
Przez chwilę
wydawało mu się, że z północy nadciąga burza, ale wiatr musiał zmienić
kierunek, gdyż czarna, kłębiasta chmura zaczęła się od nich powoli oddalać.
Jednak mimo tego faktu powietrze stało się jakieś cięższe. Rozglądał się po
okolicy i udało mu się dojrzeć starca, siedzącego wśród drzew pobliskiego
zagajnika. Chętnie by do niego dołączył, ale nie za bardzo miał ochotę podnosić
się z kępy suchych traw, na której jak dotąd siedział. Wówczas zauważył, że sponad pobliskiego pagórka unosi się w górę chmura pyłu.
Niedługo potem wyłonili się stamtąd jeźdźcy i ruszyli w
stronę chłopów. Jeden z nich zaczął im coś tłumaczyć. Na twarz starca wstąpił
wyraźny niepokój. Quaren wstał i poszedł w tamtą stronę, nim jednak udało mu się
jakoś zareagować, żołnierze ruszyli w stronę mężczyzny, który, podpierając się o
drzewo, próbował wstać. Któryś z mężczyzn próbował mu pomóc, jednak natychmiast
został skutecznie od tego powstrzymany. Jak nietrudno się domyślić w jego ślad
poszli następni, uzbrojeni jedynie w sierpy, czasem jakąś kosę. Nie dało to
nic, a mag dostrzegł wśród konnych jednego łowcę, który bacznie się temu
przyglądał.
Nie widział
już nikogo, kto pozostałby wykonywać dalej pracę. Część z nich najprościej w
świecie uciekła, inni postanowili bronić swojego czarodzieja, choć ten nie
potrafił poradzić sobie z rzuceniem prostych zaklęć. Sądząc po reakcji ludzi,
musiał być dobrym człowiekiem, który nie zasłużył na takie traktowanie, jednak
czy kogoś to obchodziło. Magia była magią, niezależnie od tego, w jaki sposób
ktoś ją wykorzystywał. Quaren przez chwile poczuł strach, lecz ten
przeminął, gdy domyślił się, że nawet go nie spostrzegli.
Pomiędzy drzewami przepłynął jakiś
cień, a chwilę później w kierunku oprawców poszybowała ognista kula, która
wprowadziła do tego wszystkiego jeszcze większe zamieszanie. Niewiele
brakowało, a mogłoby się to skończyć pożarem. Mag dojrzał kontur ciała. Nie
było wielkie, mogło należeć co najwyżej do chłopca. Najwyraźniej jednak nie
umknęło to i oczom łowcy, który posłał tam jakiegoś człowieka. Dziecko zaczęło
uciekać głębiej w las. Dopiero wówczas wędrowiec postanowił zareagować. Pognał w
tamtą stronę i zatrzymał mężczyznę, tłumacząc, że zajmie się tym sam.
Nigdzie nie
potrafił go odnaleźć, ale coś mu mówiło, że jest niedaleko. Ktoś kto potrafił
się tak kryć, musiał doskonale znać okolicę, ale i to nie dałby mu wiele w
starciu z psami. Usiadł spokojnie na kępce mchu i rozejrzał się po okolicznych
gałęziach. Na jednej z nich coś się poruszyło. Przez liście dostrzegł
jasnozielone oko i delikatnie się uśmiechnął. Podszedł do grubego pnia o
chropowatej korze, znalazł miejsce, które idealnie nadało się do rozpoczęcia
wspinaczki i kilkoma susami wylazł na drzewo.
Nie był w
tym tak samo dobry jak niegdyś, więc zmęczył się nieco mocniej. Usiadł na
gałęzi i spojrzał w stronę chłopca. Nie był zbyt wysoki i raczej wychudły, ale
potrafił już wyczarować ogień, a to o czymś mogło świadczyć. Posunął się w jego
stronę i dojrzał strach w jego oczach. Nie dziwił się mu. Przez chwilę ujrzał
samego siebie kilkanaście lat temu, ale szybko wyrzucił to wspomnienie z myśli.
Chciał mu pomóc i miał pewien pomysł na to, jak mógłby to zrobić.
Uspokoił
dziecko, dając mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru niczego mu zrobić. Nie
liczył na więcej zaufania, niż to pozwalające na odbycie rozmowy.
— Szukają
Cię, a to oznacza, że jak najszybciej musisz pozbyć się podejrzeń -powiedział.
Wyglądało na to, że chłopak go nie słucha. Zbyt wiele przeżył, by chciał teraz odezwać się do obcego człowieka. Przemilczeli chwilę. Potem udało mu się ściągnąć go z
drzewa. Niestety nadal nie był on skory do rozmowy, więc ruszyli w milczeniu,
które wypełniały dźwięki lasu.
Do bardziej znanej Quarenowi
części lasu dotarli, gdy zmierzch był już blisko. Tam mag czuł się w miarę
bezpiecznie, choć nie powiedziałby, by zbytnio radował się z powrotu i
zboczenia zupełnie z trasy swojej podróży. Zatrzymał się jak zwykle w ruinach
jego dawnego domu. Przywoływał w nim
wspomnienia, których wolałby się pozbyć. Niestety nie było to takie proste. Rozpalił
tam niewielki płomień i zagrzał wodę, dodając do niej po chwili jakiś korzeń. Chłopak
przyglądał się temu przez chwilę, po czym zajął się raczej obserwacją samego
budynku. Nie wyglądał w żadnym razie na zachwyconego.Ściany utrzymywały się na swoich miejscach już tylko dzięki pomocy, rosnących wewnątrz, drzew.
___________________________________________
Cytat: Niech będą sądzone czyny człowieka, a nie jego godność.
Spoko, tylko trochę błędów jest, ale pisz, niech idzie Ci coraz lepiej.
OdpowiedzUsuńMam świadomość, że jest masa błędów i może się przez nie czytać beznadziejnie. Powinnam to jeszcze poprawić.
Usuń